Właśnie zapadł zmrok, a na niebie kłębiły się granatowe chmury, raz po raz przesłaniając księżyc. W porcie łagodne fale cicho szemrzały wśród pomostów, a przycumowane statki kołysały się miarowo. Jednak wysoko nad portem, niedaleko krawędzi klifu, w małym domku na palach, nikt nie podziwiał tego pięknego widoku. Zamiast tego Skałka zajadała ze smakiem już drugą porcję parującej jeszcze zupy. Gothi, grzejąc się przy palenisku, ze współczuciem obserwowała wychudzoną przez trudy życia niewolnicy dziewczynę. U jej stóp drzemał jej gadzi ulubieniec, z rozkoszą leżąc na grzbiecie z łapkami wiszącymi w powietrzu. Jego nozdrza powoli rozszerzały się i zwężały w rytm oddechów, a koniec ogona lekko drgał.
Nagle na schodach prowadzących do domu dały się słyszeć spieszne kroki. Po chwili zaskrzypiały drzwi i przez szparę do wnętrza wsunęła się głowa małego chłopca, zwieńczona hełmem z baranimi rogami. Chłopiec z szacunkiem skinął głową witając szamankę, przy czym jego rogi o mały włos nie uderzyły z łoskotem w podłogę. Mały Norman z nieskrywaną ciekawością przyjrzał się Skałce.
- To ty jesteś tą nową niewolnicą? - zapytał w tutejszym dialekcie.
Słowianka potwierdziła.
- Wódz cię wzywa do Twierdzy. - powiedział rogacz. - Masz przyjść natychmiast.
Zaskoczona Pomorzanka spojrzała na swoją panią. Ta machnęła ręką, pozwalając dziewczynie iść. Skałka więc posłusznie wstała i poszła do Twierdzy, prowadzona przez posłańca.
Po dosyć długiej drodze w ciemności, w której dziewczyna co rusz się o wszystko potykała, ten osobliwy duet stanął w końcu u ogromnych drzwi, których szczyt tonął teraz w czerni nocy. Chłopiec z niemałym wysiłkiem pchnął jedno z ciężkich skrzydeł, które ustąpiło z cichym skrzypnięciem. Obydwoje weszli do środka.
We wnętrzu Skałkę niemal oślepił blask z dwóch wielkich palenisk, za sprawą pewnego dziwacznego pomysłu umieszczonych pośrodku blatów dwóch ciągnących się przez całą salę stołów, wzdłuż całej ich długości. Przy tych niezwykłych stołach-paleniskach, na równie ogromnych ławach, siedzieli chyba wszyscy mieszkańcy wioski. Prawie każdy miał przed sobą kawałek mięsa albo rybę, a już wszyscy bez wyjątku mieli wypełnione po brzegi kufle ze złocistym płynem. Berkianie głośno ze sobą gawędzili, raz po raz się śmiejąc, klepiąc się po plecach albo trzaskając kuflami w stoły. Czasem też zachaczali rogami o rogi sąsiada, jakby nie mogli po prostu zdjąć hełmów albo zaprzestać w końcu zwyczaju noszenia tak niepraktycznych nakryć głowy. Po drugiej stronie sali, na żelaznym tronie zasiadał właśnie wódz całego Berk. Skałka nie sądziła, że jakikolwiek człowiek mógł być tak umięśniony - zarówno jego korpus, jak i grube jak pnie drzew ramiona równie dobrze mogły należeć do tura. Skojarzenia do tego potężnego zwierzęcia budził dodatkowo futrzasty płaszcz i hełm z ogromnymi rogami.
Widząc to wszystko, Słowianka nareszcie zrozumiała, po co została wezwana. Już w Trusie zdała sobie sprawę, że ludzie zazwyczaj do szczęścia potrzebują dwóch rzeczy: chleba i widowiska. Tym razem za chleb miały służyć kufle, a za źródło wrażeń - jej rozmowa z wodzem. Nietrudno się domyślić, że dziewczynie nie spodobała się ta rola.
Gdy chłopiec z głośnym trzaskiem zamknął drzwi, wzrok wszystkich zgromadzonych skupił się na Skałce. Zapadła cisza tak wielka, że było słychać ciężki oddech wystraszonej dziewczyny. Trudno jej się dziwić - większość Normanów patrzyła na obcą z podejrzliwością, a nawet wrogością. Tylko nieliczni przyglądali się jej ciekawie, ale był to raczej ten sam rodzaj zainteresowania co egzotycznym ptakiem w klatce. Dlatego też Słowianka stała przez niemiłosiernie dłużącą się chwilę tuż przy drzwiach, sparaliżowana niechęcią obecnych Normanów.
CZYTASZ
Słowianka, Smoki i Wikingowie | Jak Wytresować Smoka
FanfictionA gdyby tak na Berk... nagle zjawiła się obca spoza Archipelagu? Skałka, do bólu uparta Pomorzanka z Trusa, w wyniku fatalnego zbiegu okoliczności dostaje się w niewolę. Przechodząc z rąk do rąk, w końcu trafia na ukrytą przed światem wyspę, której...