Następnego dnia, gdy Gothi znowu machnięciem laski dała Skałce czas wolny, dziewczyna niepewnie wyszła za próg domu. Nie wiedziała, co mogłaby jeszcze robić po zrobieniu obchodu po całej wiosce. Szczególnie, że tutejsi Normanie nie wydawali się pałać do niej szczególną sympatią. Zastanawiając się nad możliwościami spędzenia wolnego czasu, opierała się na barierce platformy, na której stała chata szamanki, i patrzyła się w morze.
Nagle jej warkoczem szarpnął silny podmuch, a przed oczami Słowianki mignęło pięć ciemnych kształtów. Zaskoczona niewolnica podążyła wzrokiem za tajemniczymi obiektami. Zobaczyła pięć ogromnych, skrzydlatych gadów lecących nad wioską. Musiały to być rzekome "smoki", o których mówili Johann i wódz. Na ich grzbietach dziewczyna dojrzała... ludzi. Najprawdziwszych, rogatych wikingów dosiadających latających jaszczurów. Byli chyba nawet w jej wieku.
A więc ludzie mogą latać na grzbietach tych niezwykłych zwierząt? Skałka otworzyła usta w niemej radości. Potem spojrzała na morze, jakby się upewniając co do możliwości spełnienia właśnie wymyślonego planu.
Jednym susem przyskoczyła do schodów, zbiegając po nich tak szybko, że prawie się z nich stoczyła. Gdy stanęła na ziemi, pomknęła ile sił w nogach za lecącymi jeźdźcami, wciąż patrząc w górę, aby nie stracić ich z oczu. Biegła między domami, o mały włos nie wbiegając w ich ściany.
Latające jaszczury... To jest to! Jedyna szansa, jedyna nadzieja powrotu do ukochanego domu! Nagle z wielkim impetem uderzyła w coś miękkiego. Runęła jak długa, całą siłę upadku przenosząc na wyciągnięte przed siebie ręce. Podniosła się nieco na rękach i rozejrzała się wokół zaskoczonym wzrokiem.
Obok niej leżał na ziemi wątłej budowy chłopak, mniej więcej w jej wieku, ubrany w niebieską tunikę. Hełm z rzędem wielkich kłów, zamiast przykrywać jego jasną czuprynę, teraz z brzękiem toczył się po ziemi.
- Przepraszam bardzo! - Skałka czym prędzej wstała i złapała hełm młodego Normana. Podała go właśnie podnoszącemu się z ziemi blondynowi. - Zapatrzyłam się.
- Zauważyłem, nie szkodzi. - powiedział uprzejmie wiking, zakładając hełm. - Dokąd się tak panienka spieszy?
Skałka rozejrzała się po niebie, szukając nad wioską skrzydlatych gadów. Nie było ich nigdzie. Dziewczyna jęknęła.
- Widziałeś może tych jeźdźców na... smokach? - zapytała z nadzieją w głosie.
- Mówisz o Smoczej Akademii? Widzieć nie widziałem, ale domyślam się, gdzie są. Pokażę ci. - machnął zachęcająco ręką i poszedł między domy. Słowianka z ulgą poszła za nim. - W ogóle to Leonard jestem. - przedstawił się.
- Skałka. - dziewczyna uścisnęła mu dłoń.
- Wiem przecież. - Leonard wzruszył ramionami. - Chyba wszyscy tu już cię znają.
- A ja nie znam prawie nikogo...
- Mnie już znasz. - zauważył chłopak. - A tak poważnie, to co cię do nas sprowadza?
Pomorzanka się zastanowiła.
- Przypadek. - powiedziała po chwili. - Po prostu przypadek.
Blondyn niepewnie skinął głową.
- Wiesz, rzadko zatrzymują się u nas obcy. - powiedział. - Ostatnio był to Johann, kiedy miałem chyba trzy lata.
- Ale Johanna lubicie...
- Nie przyjaźniliśmy się z nim od samego początku. Podobno wszystkich wkurzał swoimi wyssanymi z palca opowieściami. - zaśmiał się Leonard. - Potem dopiero się do niego przyzwyczailiśmy. Spokojnie, z tobą pewnie będzie podobnie.
CZYTASZ
Słowianka, Smoki i Wikingowie | Jak Wytresować Smoka
FanfictionA gdyby tak na Berk... nagle zjawiła się obca spoza Archipelagu? Skałka, do bólu uparta Pomorzanka z Trusa, w wyniku fatalnego zbiegu okoliczności dostaje się w niewolę. Przechodząc z rąk do rąk, w końcu trafia na ukrytą przed światem wyspę, której...