Rozdział 22. Być normalnym...

96 10 0
                                    

Promienie słońca wesoło tańczyły na spokojnej powierzchni morza, rozcinanej przez płynące w oddali łodzie rybackie. W porcie akurat nie było zbyt wielkiego ruchu, ale za to wśród domów rozlegał się zwyczajny gwar krążących po ulicach ludzi, załatwiających swoje codzienne sprawy. Wśród zapracowanych, dorosłych wikingów, jak zwykle wałęsała się tutejsza młodzież. Ze szczytu chaty Gothi wszyscy wyglądali jak wyrośnięte mrówki, bezcelowo pałętające się po wiosce. Swoją drogą, był to całkiem ciekawy widok. Osowiały Nefryt jednak przyglądał się temu bez wyraźnego zainteresowania.

Nagle z otępienia wybił go... dość osobliwy obraz. Wśród chat dojrzał zbliżającego się do domku szamanki, odzianego w niebieską tunikę chłopaka. Charakterystyczny hełm utwierdził smoka w przekonaniu, że był to Leonard. Lecz co było dziwne, blondyn niósł w ręku topór. Tak, właśnie topór, właśnie w dłoni Leonarda. Nefryt potrząsnął łebkiem, nie mogąc uwierzyć własnym oczom.

- Leo?! - zaskrzeczał ze zdziwieniem. - Co ty wyprawiasz?

Zapytany stanął pod domem Gothi i spojrzał w górę, mrużąc oczy przed wyjątkowo jasnym dziś słońcem.

- Wyprowadzam topór na spacer! - odkrzyknął. - Jak każdy normalny wiking, nie?!

Czy on już do reszty oszalał?... Zaniepokojony smok z furkotem zleciał na dół i wylądował przed chłopakiem.

- Ty się dobrze czujesz? - zaświergotał z troską.

- Nie. - odparł tamten, lekko kręcąc głową. - To łażenie bez celu jest strasznie nudne... Może poszwendasz się ze mną?

Minik zastrzygł pióropuszem z wyraźnym zaskoczeniem.

- Dobrze... - wykrztusił wreszcie.

Leonard kiwnął głową w podzięce i poszedł dalej, między domy. Nefryt czym prędzej za nim podążył, skacząc na swoich malutkich łapkach.

- A właściwie to dlaczego wziąłeś ze sobą topór? - zapytał. - Myślałem, że w ogóle nie umiesz posługiwać się bronią.

- Widzisz, Nefryt, ludzie są bardziej skomplikowani, niż ci się wydaje. - powiedział chłopak, po czym nagle zmarszczył brwi. - Miałem przecież nie mędrkować!... - ze złością zaszurał stopą o ziemię, aż podniósł się kurz.

Smok tylko obrzucił go zdziwionym spojrzeniem. Blondyn więc westchnął, opierając broń na ramieniu.

- Powiedzmy, że postanowiłem... spróbować coś ze sobą zrobić. - wzruszył ramionami. - Wiesz, stać się lepszym człowiekiem, wyjść do ludzi, dostosować się do społeczeństwa...

- Dostosować?! - Nefryt popatrzył ze strachem na błyszczące ostrze topora. - Ale chyba nie chcesz... ?

- Nie, o polowaniach nawet nie myślałem. - uspokoił go Leonard. - Topór to taki kamuflaż. Żebym chociaż wyglądał jak zwyczajny człowiek. Co wcale nie znaczy, że nie umiem nim machać. Po prostu... nie przepadam za tym.

Smok nieco się uspokoił. Po chwili milczenia zapytał:

- I... jak ci idzie udawanie normalnego?

- Słabo. - przyznał chłopak. - Próbowałem trochę poćwiczyć - uniósł nieco topór. - ale ile można wymachiwać kawałkiem żelastwa? No to zacząłem się tu wałęsać, ale w wiosce też jest nudno...

- To może pójdziemy do lasu?

Akurat znaleźli się na skraju wioski. Za polami czerniała ściana szumiących drzew, jakby wołając do siebie młodego badacza. Leonard naprawdę chciał wejść między zarośla, przypatrzeć się dokładnie żyjącym tam owadom, posłuchać śpiewu ptaków, może nawet znaleźć trop jakiegoś dzika... Kochał to. Zdawał jednak sobie sprawę, że żaden zwykły człowiek nie zaprząta sobie głowy pięknem przyrody. Gdy wiking widzi drzewo, postrzega je jako materiał do budowy, drewno na opał, albo zwyczajną przeszkodę na swojej drodze. Dla Leonarda to samo drzewo było powoli zmieniającym się, żywym tworem, będącym schronieniem i pożywieniem dla setek najróżniejszych stworzeń. Było życiem, równie interesującym jak otaczający go ludzie. Niestety, teraz jednak musiał choć zachowywać się jak normalny wiking. A taki po prostu machnąłby ręką na propozycję przechadzki po lesie.

Słowianka, Smoki i Wikingowie | Jak Wytresować SmokaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz