Rozdział 21. Niespodziewana wizyta

94 12 0
                                    


W domu Eriksonów panowało ponure milczenie. Ojciec jeszcze nie wrócił z portu, więc matka siedziała samotnie przy palenisku, rozmyślając o czymś smutno. Jej nastrój podzielała Lilia, w zamyśleniu siedząc przy stole i machinalnie grając z dziadkiem w młynka. Nie szło jej za dobrze, czym jeszcze bardziej irytowała i tak już podenerwowanego starca. Ten za nic w świecie jednak nie zamierzał się odezwać - zachowanie kobiet było dla niego nie do przyjęcia, więc postanowił z nimi już nie rozmawiać.

Z kolei mimowolny sprawca całej sytuacji przesiadywał na górze, w pokoju dzielonym z siostrą. Rozłożywszy jeden z licznych zeszytów na stoliku, zapisywał w nim dzisiejsze obserwacje, póki je jeszcze pamiętał.

Najwidoczniej zbrojnik zielonoplecy żywi się wysysanym przez niego sokiem z roślin... Tak, to była na pewno jasnota. Ciekawe, że nie widział zbrojników na żadnej pokrzywie, która jest przecież uderzająco podobna. Czyżby parzące włoski roślin przeszkadzały im w żerowaniu? Będzie musiał to sprawdzić.

Poprawił się ostrożnie na krześle, starając się przy tym nie poruszyć stopami. Nie chciał obudzić Iskry, która dopiero co ułożyła łebek na jego butach, pochrapując przy tym z cicha. Biedaczka chyba trochę za dużo się dziś nachodziła.

Nagle usłyszał ciche pukanie do drzwi pokoju, po czym ktoś ostrożnie wszedł do środka. Jego kroki dość dziwnie rozbrzmiały na podłodze. Co drugie postawienie stopy rozlegał się metaliczny brzęk, który nie mógł być spowodowany przez żadnego z domowników. Na ten dźwięk Iskierka poruszyła się nieco, a zaskoczony Leonard uniósł wzrok znad zeszytu.

W pokoju stał Czkawka. Jednonogi uśmiechnął się ze zmieszaniem i niepewnie pomachał ręką na powitanie. Blondyn przyjrzał się mu ze zdumieniem.

- Czkawka? - wydusił z siebie w końcu i odchylił się w krześle. - A z jakiegoż to powodu spotkał mnie ten zaszczyt?

- Nie wygłupiaj się. - odparł gość i usiadł na najbliższym łóżku. Mebel zaskrzypiał cicho pod jego ciężarem.

Leonard tylko patrzył na niego ze szczerym zdziwieniem, a tamten oparł ręce na kolanach, nie wiedząc, od czego zacząć. W zasadzie ze sobą nie rozmawiali od pamiętnego dnia, gdy Czkawka postanowił zabić smoka, aby wreszcie zyskać akceptację plemienia. Od tamtej chwili minęło już naprawdę sporo czasu. Zbyt wiele, by, tak po prostu, swobodnie zacząć rozmowę.

Wtedy Iskra podniosła się z podłogi i mozolnie podeszła do smoczego jeźdźca. Chwiejąc się na drżących łapach, uważnie obwąchała nogi Czkawki, szczególną uwagę poświęcając protezie. Chłopak uśmiechnął się i pogładził łebek smoczątka, które zamruczało cicho.

- Widzę, że jednak przekonałeś się do smoków. - powiedział, a gadzinka przewróciła się na grzbiet. Ostrożnie przesunął palcami po wciąż wystających żebrach smoczątka.

- Na jej widok każdy by się przekonał. - odparł Leonard, w zamyśleniu przyglądając się dawnemu przyjacielowi.

- Leo... - Czkawka z niepokojem spojrzał na niego, wskazując wyraźnie wychudłe ciałko Iskry. - Co to ma znaczyć? Karmisz ją w ogóle?

- I to jeszcze jak! - wzruszył ramionami opiekun smoczątka. - Ma wprost wilczy apetyt. Spokojnie, gdy ją znalazłem, było z nią dużo gorzej. Ledwo się ruszała.

Szatyn znów przeniósł wzrok na domagającego się pieszczot śmiertnika.

- Dlaczego? - zapytał.

- Widzisz... - zamyślił się Leonard. - Świat nie jest tak kolorowy, jak ci się zdaje.

Gdy napotkał pytające spojrzenie Czkawki, nerwowo przełknął ślinę. A gdyby tak... powiedzieć mu o łowcach?

Słowianka, Smoki i Wikingowie | Jak Wytresować SmokaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz