Leonard siedział na łóżku, bębniąc palcami o okładkę zeszytu. Nogi miał przykryte kołdrą, a jedna, zdrowa, robiła przy tym za prowizoryczną podkładkę pod wspomniany zeszyt. Jego zachowanie zaczynało już działać na nerwy siedzącej na łóżku obok siostrze.
- Weź się czymś zajmij. - mruknęła znad własnego zeszytu, w którym usilnie próbowała coś narysować.
- Łatwo mówić, kiedy możesz chodzić. - odparł tamten.
Lilia wyprostowała się i spojrzała na niego spod przymrużonych powiek.
- Przypominam, że to nie ja wdałam się w samobójczy pojedynek i to nie ja teraz muszę się kurować. - powiedziała.
Chłopak tylko westchnął. Rzeczywiście, teraz sam musiał przyznać, że szwendanie się z toporem po wiosce było wyjątkowo głupim pomysłem. Jeszcze głupszym było odpowiadanie na zaczepki Sączypota. A już szczytem głupoty była próba samodzielnego dojścia do chaty szamanki.
Przecenił swoje możliwości, źle ocenił swoją ranę, a w efekcie omal się nie wykrwawił. Zemdlał gdzieś w połowie drogi, a obudził się dopiero we własnym łóżku z już opatrzoną nogą. Nawet nie wiedział, kto go zaniósł do Gothi. Przecież nie Sączypot, który sam nie mógł chodzić.
Zapadła cisza, przerywana tylko skrobaniem węgla o pergamin. Leonard przez chwilę przyglądał się siostrze, po czym wreszcie nie wytrzymał:
- A co tam rysujesz?
Dziewczynka trochę wahała się nad udzieleniem odpowiedzi.
- Takiego tam... bohatera. - wzruszyła ramionami.
- Jakiś nowy? - zainteresował się brat.
- No... tak. - powiedziała. - Taki chłopak, który został zmieniony w smoka.
- Coś więcej? - uniósł brwi blondyn.
Lilia wreszcie się przełamała. Odłożyła zeszyt i usiadła wygodniej.
- To jest zupełnie nowy pomysł i nie wiem jeszcze, jak go nazwać. - zaczęła. - Ale ten bohater to taki biedny i wiecznie poniżany przez rówieśników chłopak, który pewnego dnia uciekł do lasu. Wszyscy szukali go bezskutecznie przez kilka dni, aż w końcu uznali, że musiał go zabić jakiś smok. Albo on sam.
Leonard nagle drgnął.
- Dlaczego ty musisz wszędzie wciskać czyjeś alter ego? - zapytał.
- Nie myślałam o tym... - siostra popukała się w brodę. - Może dlatego, że wtedy historia jest ciekawsza?
Młody wiking w milczeniu wsparł czoło na dłoni.
- Dobra, co dalej? - spytał. - Bohater jednak nie umarł, tylko zmienił się w nocną furię?
Dziewczynka się zastanowiła.
- Kurczę. - powiedziała. - To rzeczywiście jest zbyt przewidywalne. Niech więc zmieni się... w szepczącą śmierć!
- I to mi się podoba. - przyznał brat.
- Parę lat później wiosce naprzykrza się właśnie szepcząca śmierć. - Lilia wyraźnie się wciągnęła w opowiadanie historii. - Budynki się osuwają, nocą robią się ogromne dziury w ziemi, a do jednej z nich w końcu ktoś wpada. Wtedy najodważniejsza wojowniczka na wyspie ofiaruje się wykończyć potwora. Po epickim pościgu w podziemnych korytarzach wreszcie dopada smoka i... nie zabija go.
- Czemu? - zapytał Leonard.
- Nie wiem jeszcze, potem domyślę jakiś sensowny powód. - siostra machnęła ręką. - Zaprzyjaźnia się ze smokiem, a ten w końcu przenosi się poza wioskę. Potem wojowniczka jeszcze się z nim spotyka, a pewnego dnia smok zmienia się w chłopaka, który wcześniej zniknął.
CZYTASZ
Słowianka, Smoki i Wikingowie | Jak Wytresować Smoka
FanfictionA gdyby tak na Berk... nagle zjawiła się obca spoza Archipelagu? Skałka, do bólu uparta Pomorzanka z Trusa, w wyniku fatalnego zbiegu okoliczności dostaje się w niewolę. Przechodząc z rąk do rąk, w końcu trafia na ukrytą przed światem wyspę, której...