Rozdział 15. Zdrada

130 14 0
                                    

Lilia z zainteresowaniem przyglądała się wychudzonej gadzince, w której paszczy właśnie znikała kolejna porcja drobno posiekanej, papkowatej ryby. Wpatrując się w żółto-brązową skórę smoczątka, przez którą można było mu policzyć wszystkie żebra, rozmyślała nad pojawieniem się gada w ich domu.

Przed wieczorem Leonard przyniósł na rękach tę biedną kupkę kości, która okazała się być małą smoczycą. Brat Lilii z miejsca ochrzcił ją Iskrą, po czym zajął się nią z niespotykaną nawet u niego delikatnością. Karmił ją regularnie pieczołowicie przygotowaną rybą, wciąż ją uspokajająco głaskał, a nawet zrobił jej małe legowisko ze starych kocy, które położył koło swojego łóżka. Podobno znalazł Iskrę w lesie, gdy gonił za jakimś nowym gatunkiem chrząszcza. Zamiast dodatku do kolekcji owadów, przyniósł do domu jaszczura, na którego zatrzymanie rodzice w końcu się zgodzili. Nietrudno się dziwić - lepiej niech zajmuje się smokiem, a nie wałęsa z niewolnicą.

Lilia nawet cieszyła się z takiego obrotu sprawy. Bardzo szybko polubiła małą Iskierkę, jak ją z Leonardem pieszczotliwie nazywali. Smoczyca też z coraz większą ufnością patrzyła na ludzi. A co ważniejsze, nareszcie mieli niewolnicę z głowy.

***

Płomienie ogniska wesoło buzowały wśród piasku plaży, rozgrzewając przyjemnie miałkie podłoże i oświetlając postacie siedzących przy nim przyjaciół. Spokojne morze szumiało cicho, tylko co jakiś czas wyrzucając z siebie niewielką falę, która miękko omywała brzeg. Ponad tym wszystkim rozciągało się usiane świetlistymi punktami niebo, wśród których majestatycznie unosił się księżyc. Istna sielanka, nad którą ni z tego, ni z owego, tajemniczo unosiło się widmo konfliktu.

Nieświadomi owego widma łowcy wesoło gawędzili przy pełgającym ogniu, piekąc nad nim mniej lub bardziej przypalone ryby. Szmatka akurat chwalił się znalezionym na plaży kawałkiem bursztynu, snując niestworzone plany na temat dostatniego życia, jakie niechybnie go czeka. Mlaskacz natomiast, po wypiciu paru kubków złocistego napoju, przechwalał się swoimi nadnaturalnymi, w jego mniemaniu, umiejętnościami władania mieczem. Równie podchmielony Okoń skwitował to kunsztownym, rymowanym wierszykiem, który nie zostawił na chwalipięcie suchej nitki. A ponieważ Mlaskacz nie dysponował tak błyskotliwym poetyckim talentem, postanowił odpowiedzieć przy użyciu argumentu siłowego. Kłótni musiał zapobiec dopiero Snorri, który w ostatniej chwili powstrzymał już podwijających rękawy kompanów.

A Strzała? Obserwowała to wszystko w milczeniu, piekąc swoją rybę i niemogąc się opędzić od jednej uporczywej myśli. Wciąż patrzyła na przyjaciół z lekkim, aczkolwiek nieco smutnym uśmiechem.

- Może wybierzemy się jutro na polowanie? - zaproponował Mlaskacz, gdy przestał się w końcu droczyć z Okoniem.

Uśmiech Strzały nagle zgasł, pozostawiając na twarzy tylko doskonale wyćwiczoną obojętność.

- Czemu nie? - powiedział Snorri, pociągając łyk z kubka. - Dobre polowanie nie jest złe. Pójdziemy na tego gronkla, który ostatnio się kręcił przy wiosce.

- Gronkiel ubity. - powiedział Szmatka, chowając swój bursztyn do kieszeni. - Stary Erikson rozpowiada wszystkim, jak przydybał kogoś, kto uciął gadzinie łeb.

Przywódca łowców zmarszczył swoje czarne brwi.

- No to na zębacza, tego z drugiego końca wyspy. - odparł w końcu.

- Zębacz też gryzie piach. - powiedziała Strzała, siląc się na spokój. - Widziałam dziś w lesie. Jakaś banda go nieźle sprawiła.

- Pewnie ci od Finna... - rzucił Okoń.

Słowianka, Smoki i Wikingowie | Jak Wytresować SmokaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz