Rozdział 12. Niedorzeczny pomysł

148 17 0
                                    


Skałkę otaczał labirynt rozłożystych drzew. Pomiędzy omszałymi pniami gdzieniegdzie przycupnęły chuderlawe krzaczki, a pod tymi krzaczkami - wtulone w gnijącą ściółkę zioła, po które dziewczyna przybyła tu wraz z Gothi. Pozornie w lesie panował spokój. Tylko pozornie. Słowianka całą sobą czuła, że wśród tego śpiewu ptaków, chrobotu igliwia i szumu liści toczy się odwieczna walka na śmierć i życie. Walki wielkich, drapieżnych ptaków z bezbronnymi myszami, pojedynki szczerzących kły lisów z puchatymi zającami, wreszcie - zwycięstwa ogromnych smoków nad mniejszymi zwierzętami. Absolutny triumf silnych nad słabymi, którym los poskąpił możliwości obrony. Zupełnie jak u ludzi.

Przybita Skałka machinalnie zrywała zioła, rozmyślając nad swoją sytuacją. Dziwnym trafem, jak dotąd udawało jej się wieść na Berk życie niemal wolnego człowieka. Teraz ten piękny okres zdawał się powoli kończyć. Jedno wyrzucenie z obcego domu to wprawdzie jeszcze nic, ale niewolnica z doświadczenia wiedziała, że jedno przypomnienie o jej statusie społecznym (a raczej jego braku) zazwyczaj pociąga za sobą kolejne. Chociaż... na razie jeszcze nie jest tak źle. Nikt jeszcze nie doniósł Gothi o nieprzyjemnym incydencie w domu Leonarda. A może doniósł, tylko szamanka zignorowała tę wiadomość.

Właścicielka dziewczyny, podpierając się swoim obwieszonym kłami kosturem, wciąż przybliżała się do brzegu wyspy, co pewien czas wskazując Skałce zioła do zbioru. Pomorzanka posłusznie wykonywała jej nieme polecenia. W ogóle cały ten pochód odbywał się w ciszy, nie licząc odgłosów lasu. Nefryt został w chacie, aby nie urażał już bardziej swojego wprawdzie już prawie wyleczonego, ale jeszcze słabego skrzydła. Skałce trochę brakowało jego bezustannego, świergotliwego trajkotania. Zdążyła się już do niego przyzwyczaić.

Szamanka zawędrowała już niemal na krawędź klifu, gdzie wskazała dziewczynie kolejne, według niej koniecznie potrzebne ziele. Niewolnica, podążając za rozkazem jej pani, pochyliła się nad delikatnymi listkami. Kątem oka zobaczyła rozciągającą się w dole piaszczystą plażę. Na złocistym piasku dostrzegła ciemny, podłużny kształt. Zrywając liście, Skałka niby od niechcenia przechyliła się jeszcze trochę do przodu, obrzucając tajemniczy obiekt badawczym spojrzeniem. Nagle w jej oczach rozbłysły iskierki radości.

Na plaży leżała... łódź. Ściślej, wrak łodzi. W niewielkim, drewnianym kadłubie ziała spora wyrwa. Łódeczka miała nawet maszt, z którego smętnie zwieszały się spopielone strzępy żagla. Nie to było jednak najważniejsze - grunt, że była to łódź. A co więcej, porzucona.

***

Leonard kucał pod ścianą jednego z wioskowych domów, kreśląc kolejny rysunek w rozłożonym na kolanach zeszycie. Raz po raz spoglądał na malutkiego ptaszka, skaczącego na krawędzi dachu sąsiedniego budynku. Pierzaste zwierzątko zabawnie strzygło ogonkiem i wciąż się wierciło, nie zważając na to, że młody badacz właśnie uwiecznia je na pergaminie. Nagle ptaszek rozłożył skrzydła i odleciał z furkotem. A blondyn z rezygnacją odłożył ołówek na karty zeszytu.

- Leonard! - usłyszał nad sobą głos.

Zaskoczony chłopak natychmiast wstał, wyćwiczonym ruchem zamykając zeszyt. Tuż obok niego stała Skałka, opierając się o ścianę domu.

- To ty? - zdziwił się.

- Oczywiście, że ja. - uśmiechnęła się Słowianka. - Wiesz... mam pewien pomysł i chciałabym go z tobą przedyskutować.

- To... może być z tym pewien problem... - zakłopotał się Leonard, odsuwając się nieco od dziewczyny.

- Dlaczego?

Słowianka, Smoki i Wikingowie | Jak Wytresować SmokaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz