•••
Nie byłam pewna co powinnam ze sobą zrobić. Teoretycznie gra dopiero się rozpoczynała i nadwyżka uczestników w dalszym ciągu nie została zmniejszona do podstawowych dwudziestu czterech osób, ale ja już zostałam sama. Miałam co prawda broń, jednak jakie to miało znaczenie, skoro nie potrafiłam z niej skorzystać? Otaczała mnie zupełna cisza i tylko dźwięk mojego marszu zapewniał mi, że nie ogłuchłam w między czasie.
Zastanawiałam się jak duża była arena i czy znajdowałam się blisko jakichś Trybutów. Szłam właściwie bez celu przed siebie i niekoniecznie wiedziałam jeszcze gdzie był punkt początkowy, ale nie zamierzałam tam wrócić, więc raczej nie potrzebowałam tej wiedzy. Zależało mi na znalezieniu stałego punktu z dostępną wodą i jedzeniem. Nie koniecznie byłam jeszcze nastawiona aż tak jak wcześniej na przeżycie, bo skoro Jimin za mną czekał to jaki miało to wszystko sens? Ale równocześnie nie chciałam umrzeć z pragnienia lub głodu. Długo by to trwało i musiało by być prawdziwym cierpieniem. Nawet wolałam o tym nie myśleć.
Czułam się jak duch. Niby emocje zostały, ale jakoś tak wyblakły. Przewijały mi się przed oczami wszystkie chwile, które spędziłam z chłopakiem. Jego śpiew i pokazywanie mi melodii. Nasz taniec, który był nieumiejętny, a równocześnie tak przyjemny. Niekończące się rozmowy. Ciepło jakie wokół siebie roztaczał. Miłość, którą mnie obdarowywał… Żałowałam, że nie zdążył mi niczego podarować. Mogłabym mieć teraz jego cząstkę przy sobie.
Nie zdałam sobie nawet sprawy kiedy upłynął mi cały dzień. Słońce zachodziło powoli, więc też powinnam się gdzieś zaszyć. Skoro dowiedziałam się ostatniej nocy, że po zachodzie temperatura nie spadała jakoś dramatycznie w dół to mogłam na dobrą sprawę rozłożyć się wszędzie. Chciałam dostać się na jakichś dach i w miarę możliwości jak najdalej od ziemi. Tutaj działo się zbyt dużo złego, a w powietrzu było spokojnie. Nie myśląc za wiele, zaczęłam szukać najprostszej drogi w górę. Moje umiejętności wspinaczkowe pomogły mi we wdrapaniu się na jeden z wyższych płotów, a następnie chwycenie drabinki. Brak zabezpieczenia i zwiększająca się odległość od ziemi już od dawna nie powodowały we mnie strachu.
Kiedy znalazłam się na dachu budynku, puszczono hymn. Wysłuchiwanie tego w tym momencie było jeszcze bardziej denerwujące niż wcześniej. Uszy cierpiały zdecydowanie mocniej niż przy przejechaniu paznokciem po tablicy lub zgrzycie widelca na talerzu. Na kilkanaście sekund pojawiła się twarz Jimin'a. Wyciągnęłam rękę, jakbym mogła go dotknąć. Taki spokojny. Nie poplamiony krwią ani nie uśmiechający się przez ból. Ten, którego chciałam zapamiętać.
Nie pozwolono mi zbyt długo na niego popatrzeć, bo zaraz wyświetlono zdjęcie Trybutki. Okazało się, że pochodziła z Dziewiątego Dystryktu. Nie miałam pojęcia co o niej myślałam. Nie potrafiłam jej zrozumieć. W gruncie rzeczy to nie przez nią Jimin odszedł tylko przez Kapitol, ale jednak to ona ostatecznie przyłożyła rękę do pozbawienia go życia. Ehh… Dlaczego to musiało być takie skomplikowane?
Zakładałam, że stanę na głównym celowniku Zawodowców. Nagrabiłam sobie podczas wywiadu, a wcale nie byłam trudnym celem. Z resztą Yoongi mógłby mnie nawet teraz wyśledzić. On się zmienił, ale ja pozostałam tak samo przewidywalna jak wcześniej. Nie przejęłam się tym jednak za bardzo. Ściągnęłam kurtkę i położyłam się na dachu, a następnie zwinęłam ją, żeby podłożyć sobie pod głowę. Było mi nie wygodnie, więc usiadłam, ale oparłam się na rękach, pozostawiając je z tyłu. Dopiero teraz odczuwałam ból nóg wywołany tyloma godzinami marszu, wcześniej przemieszczałam się nie odczuwając zbyt dużo. Napiłam się zatem też trochę wody. Miałam nadzieję, że Finnick przyśle mi rano kolejną butelkę.
Wpatrywałam się w gwiazdy, wierząc że Jimin znajdował się wśród nich. Ciekawe czy teraz też patrzył na mnie? Obiecał w końcu, że nie odejdzie ode mnie ani na krok nawet jeśli nie będę mogła go ujrzeć. Trzymałam chłopaka za słowo.
„Chcę, żebyś był swoim światłem, kochanie
Musisz być swoim światłem
Żeby więcej nie bolało, a na twojej twarzy pozostał uśmiech~"Zaczęłam cicho śpiewać. Mój głos nie był tak melodyjny jak chłopaka i raczej nie oddwałam dźwięków w taki sam sposób jak on, jednak liczyło się to, że od niego zawsze płynęła ta piosenka. Słowa niosły się inaczej na otwartej przestrzeni do czego nie byłam przyzwyczajona, ale zostałam napełniona częścią tego samego spokoju, który on mi zawsze zapewniał. No przecież! Jimin nie zostawił mnie bez prezentu. Podarował mi coś. Coś bardzo cennego. Nie było materialne, więc nie można było tego zniszczyć w żaden sposób. Trwało tak długo, jak ja żyłam. Było wręcz idealne. Piosenki. Oddał mi kilka melodii, swój czas i uczucia. Czego mogłabym chcieć więcej?
- Dziękuję, Jiminie - wyszeptałam z uśmiechem.
Poczułam się odrobinę lepiej. Miałam teraz wrażenie jakby faktycznie był tutaj obok mnie, obejmował ramionami i pozostawał w ciszy, nie chcąc jej zaburzyć.
Położyłam się ponownie. Każdy mógł tutaj wejść, a następnie mnie zabić, ale musiałam się trochę przespać. Nie miałam wystarczająco energii, żeby utrzymać otwarte oczy. Musiałam chociaż trochę jej odrobić właśnie poprzez odpoczynek. W każdej chwili mogłam umrzeć, więc nie musiałam jakoś szczególnie nastawiać się, żeby sen przyszedł. Liczyłam tylko na dostawę jedzenia oraz wody od Finnick'a. Głód zaczynał robić się męczący i obezwładniający, więc miałam też nadzieję na coś więcej niż jabłko.
Ciekawe czy Yoongi'emu przesyłał to samo… Może w którymś z plecaku było jedzenie oraz picie, a on wszedł w ich posiadanie? A może jeszcze nic nie jadł ani nie pił na arenie? Ciężko mi było to określić i nie chciałam ukrywać, że nie było mi to obojętne. Przy Zawodowcach musiał pozostawać w pełni sił nawet jeśli byli w sojuszu. Ta relacja nie będzie trwać w nieskończoność, a skoro arena nie była zasobna w podstawowe produkty, tak jak zawsze, to szybko zaczną pozbywać się dodatkowych osób do wyżywienia.
•••
CZYTASZ
Pure (Children) Killers
FanfictionHistoria o kilkudziesięciu nastoletnich życiach, które nie miały się tak potoczyć i jak wielu swoich rówieśników do samego końca wierzyli, że los będzie akurat im sprzyjał... ⚞ dєdчkαcjα dlα mσích przчjαcíółєk; dzíękuję zα wspαrcíє í umσżlíwíєníє mí...