•••
Rano obudziłam się przed Yoongi'm. Kiedy tylko słyszałam najmniejszy ruch na dole, od razu miałam chęć na ucieczkę jak najdalej stąd. Nie wierzyłam, że Zawodowcy przyjmą spokojnie fakt odnośnie mojego pobytu tutaj. Szczególnie dlatego, że tak na prawdę nie byłam takowym i nawet nie wpasowywałam się w to towarzystwo. Pod żadnym względem. Dlaczego zatem mieliby być chętni do dzielenia się jedzeniem?
Odnośnie pożywienia, chciałam wstać, żeby tak jak codziennie skontaktować się z Finnick'iem, ale nie miałam pojęcia w jaki sposób miałabym wydostać się na dwór, nie kierując się do frontowych drzwi. Pozostawało mi czekać aż Yoongi się obudzi, żeby poszedł ze mną. Swoją drogą cieszyłam się teraz bardziej, że to właśnie Finnick był naszym mentorem, ponieważ podczas wczorajszej rozmowy Yoongi wspomniał, że tylko od niego przychodziły dotychczas prezenty. To trochę smutne, bo w końcu Zawodowcy na pewno mieli niezłe sumy pieniędzy od sponsorów na swoich kontach, a ich mentorzy w ogóle nie operowali nimi, żeby im pomóc lub zapewnić chociaż wsparcie psychiczne. Ciężko było się dziwić, że później najlepiej opierali się emocją i pozbawiali kolejne osoby życia, jak gdyby nigdy nic.
Yoongi powoli się budził, więc odsunęłam się, żeby dać mu przestrzeń. Przeciągnął się kilka razy, mrucząc przy tym coś niezrozumiałego, pod nosem na co się nieznacznie uśmiechnęłam. Uroczy. Odwrócił się do mnie i obdarzył mnie nieśmiałym uśmiechem. Cieszyłam się, że nie miał mi za złe tego co stało się w nocy lub po prostu dobrze to ukrywał.
- Jak się czujesz? - spytałam.
- W porządku - odparł tylko - a ty?
- Też dobrze - wzruszyłam ramionami.
- Cieszę się.
Wstaliśmy i kiedy obydwoje bardziej się ożywiliśmy, wzięliśmy nasze rzeczy, żeby wyjść. Musiałam się teraz dopasować do rutyny dnia Yoongi'ego, ale nie przeszkadzało mi to. Podarował mi nawet jeden plecak, więc zrobiło się wygodniej. Mogłam w końcu nosić wszystko tak jak człowiek.
Na dole już nikogo na szczęście nie było, a zatem z jednej strony poczułam się pewniej. Z drugiej jednak nie wiedziałam przecież gdzie mogli się teraz znajdować, a to pozostawiało za sobą ślad niebezpieczeństwa... Skupiłam się tylko na tym dobrym aspekcie i postanowiłam udawać, że drugi nie istniał. Każdy sposób na utrzymywanie zdrowia psychicznego na wysokim poziomie był dobry, a ja wybrałam akurat taki - okłamywanie się lub też wmawianie sobie niepełnej prawdy.
Dzisiejszy dzień był pochmurny. Miałam nadzieję, że nie spuszczą teraz na całą arenę tego trującego deszczu, bo to byłoby co najmniej bez sensu. Normalny deszcz z kolei bardzo by się przydał. Niekoniecznie kilkudniowa ulewa, ale gdyby jednak popadałoby z godzinę lub dwie, ziemia nie wyglądałaby na tak zniszczoną i spustoszałą. Mogłaby zwyczajnie przybrać mniej wyblakłą paletę barw. Odżywić trochę to miasto.
Finnick przysłał nam jedzenie i picie, więc zjedliśmy, idąc w kierunku znanym Yoongi'emu. Na dzisiejszej karteczce było napisane:
„Uważajcie na siebie. Trzymam za Was kciuki, dzieciaki. Nie pozostawajcie zbyt długo na łasce innych Trybutów“.
Miałam tego świadomość, ale miło z jego strony, że zwrócił nam na to uwagę. Było mi go w sumie szkoda. Najpierw obserwował śmierć Jimin'a, a za jakiś czas będzie przyglądał się jak umiera jedno z nas... lub oboje... Na prawdę było mi go szkoda. Rok w rok właściwie to przeżywał. Dwójka Trybutów i od początku świadomość, że zwycięzca może być tylko jeden. Straszne.
Zrozumiałam już do czego prowadził mnie Yoongi. Chciał najwidoczniej sprawdzić czy dalej padało na dalszych częściach areny. Teza się potwierdziła. Na trasie stanęła nam ściana zielonego deszczu, więc na dobrą sprawę byliśmy już nim do końca ograniczeni. Byle nie przesuwał się dalej. To nie skończyłoby się zbyt pozytywnie, bo ten teren na tylu Zawodowców był już zdecydowanie za mały, więc co by było gdyby jeszcze go zmniejszyć? Nie miałam ochoty stać się tego świadkiem. Zdecydowaliśmy z Yoongi'm podejść bliżej, żeby dokładniej się temu przyjrzeć. Bariera miała duszący zapach, z czym spotkałam się już uciekając przed tym, ale zakładałam wtedy, że mogłam to sobie wyolbrzymić. Zakładałam, że nie dało się przed tym schronić w budynku, ponieważ po pewnym czasie tlen skończyłby się i zostałaby już tylko ta trująca substancja, chętna do wprowadzenia swojego porządku w układzie oddechowym.
A odnośnie śmiercionośnych środków to armata znowu wystrzeliła. Już dwie śmierci dzisiejszego dnia. No, a konkretniej jedna była w nocy.
Rozejrzeliśmy się krytycznie wokół siebie, ale nie zauważyłam nigdzie ruchu. Prawdziwa walka dopiero zaczynała się, więc musieliśmy mieć się na baczności.
- Wzięłaś wszystko? - spytał mnie Yoongi, więc żeby dać mu odpowiedź pokiwałam głową. - Nie wrócimy już do nich nawet jeśli to wszystko na dzisiaj. Zmieniłem zdanie, od teraz działamy na własną rękę.
- Jestem za - odparłam i nieśmiało dodałam po chwili - mogę chwycić cię za rękę?
Jako odpowiedź złączył nasze palce, tak jak wczoraj, więc uśmiechnęłam się do niego jako podziękowanie. Taki prosty gest, a dużo dla mnie znaczył. Może to było dziecinne i naiwne, ale zdecydowanie czułam się bezpieczniej. Po raz kolejny wmawianie sobie czegoś, żeby poczuć się lepiej. Moje życie to było jedno wielkie kłamstwo. Ehh...
Szliśmy z Yoongi'm wzdłuż bariery, którą wytyczył nam deszcz. Zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że będziemy musieli przesunąć się bliżej środka, na wypadek gdyby organizatorzy postanowili jeszcze bardziej ograniczyć teren, jednak teraz ważniejsze było zachowanie dystansu od Zawodowców, co się nie udało, ponieważ jakiś czas później dostrzegliśmy grupkę składającą się właśnie z nich... Nie widziałam jeszcze na żywo, jak zabijali swoje ofiary i nie żałowałam. Trzech Trybutów stało nad jakąś drobnej postury dziewczyną. Chyba kończyli się z nią rozprawiać, ponieważ widać było z tej odległości krew. Wręcz mnóstwo krwi. Nie poruszała się już...
Nie chciałam na to patrzeć. Wiedziałam, że nikt nie zdąży już jej pomóc, więc odwróciłam się do zabudowań i zaczęłam iść w tamtą stronę.
•••
CZYTASZ
Pure (Children) Killers
FanficHistoria o kilkudziesięciu nastoletnich życiach, które nie miały się tak potoczyć i jak wielu swoich rówieśników do samego końca wierzyli, że los będzie akurat im sprzyjał... ⚞ dєdчkαcjα dlα mσích przчjαcíółєk; dzíękuję zα wspαrcíє í umσżlíwíєníє mí...