Nie

21 3 0
                                    

Przez przynajmniej pięć godzin chodziliśmy po lesie szukając niewiadomego. z każdą chwilą chciałam najlepiej przywalić w drzewo i zniknąć. Powoli traciłam nadzieję że ją kiedykolwiek znajdę,  byliśmy naprawdę daleko od ośrodka. Poszukiwaliśmy teren z taką dokładnością że nawet policja by tego tak nie zrobiła. Martwiłam się coraz bardziej, jedyne co mnie uspokaja ło to obecność rudowłosej obok mnie.

-Nie bój się, znajdziemy ją, może po prostu była w szoku i teraz błądzi gdzieś po lesie. - powiedziała dziewczyna.

Po jakimś czasie usłyszałam głośne przeraźliwe wycie białego psa. Szłam gdzieś z tyłu więc nie mogłam dobiec tam pierwsza, Bartek był najszybszy i zrobił to jako pierwszy. Znaleźliśmy się przy kałuży z rozwodniona mną krwią, leżała w niej Lara. Jej suknia która wcześniej była biała teraz przypominała krwi z tą plamę. Nie umiem obliczać ile tam leżała ale wiem że długo, i usta były sine twarz blada a ciało wiotkie i delikatne. Wybuchłam płaczem odsunęłam Bartka od ciała dziewczyny przytuliła mnie tak jak robiłam to gdy umierał mój najlepszy przyjaciel i dawno miłość zanim zrozumiałam że jestem lesbijką. Czułam się dokładnie jak w tamtym momencie, jedyne co chciałam zrobić to potrącił nadgarstki dołączyć do niej, nawet ze stresu nie umiałam sprawdzić czy oddycha. Przytuliłam ją do siebie, przypominała się szmacianą lalkę która wpadła do jeziora. Moje łzy który skatowała na jej włosy w ogóle w tym nie pomagały lecz delikatnie pogorszyło sprawę. Bartek chciał do mnie podejść lecz pies Astry nie na to nie pozwalał. Trzęsłam się krzyczałem i modliłam.

-Nieee! Proszę ja wiem że nie chodziłam do kościoła, nie byłam idealna ale proszę zabierz mnie i ją zostaw. Zdrowaś Mario łaskiś pełna Pan z tobą błogosławionaś Ty między niewiastami i błogosławiony owoc żywota twojego Jezus... - wykrzyczałam.

Tak naprawdę nigdy się dzwoni modliłam, nie miałam nawet bierzmowania. Chodziłam do kościoła ze względu na rodziców ale wiedziałam że jedna osoba która może mi pomóc w tej sytuacji jest Bóg. Czyli tak słyszałam historia w których ktoś opowiadał że czekał na cud modli się i wszystko było dobrze patrzyłam z niedowierzaniem i myślałam że jest to zmyślona opowiastka, lecz trochę inaczej na to patrzę gdy czegoś potrzebuje. Wiem że robię źle ale jeżeli moja przyjaciółka przeżyje to osobiście pójdę do kościoła i spojrzał swoimi oczami na matkę boską i powiem pierwszy raz szczerą modlitwę. Nikt w ośrodku nie był jeszcze w tak strasznym stanie jak jest Lara. Niedaleko Adelajda znalazła list i kopertę, kazałam nie czytać tego. Moim zdaniem dopiero Astra powinna na to spojrzeć. Dopiero gdy pozwoliłam wilczurowi odejść Bartek podniósł ciało Lary. Przypominała ona kruchą roślinkę, czułam że kolejna osoba ode mnie odchodzi i ponownie trafią do stanu w którym byłam przedtem. Czułem jakby ktoś wyrywał mi serca i myślał że stracę na tyle umysł się zabić. Lara czasem rozmawiała przez sen wspominałam coś o tym że tęskni za jakimś chłopakiem. było na tajemniczą osobą, niezbyt chciała się dzielić tym co tak naprawdę czuje, uśmiechała się patrząc w twarz lecz ja wyczuwam że jest to fałszywe. Moje wnętrze krzyczało, byliśmy już blisko domu. Nie wytrzymałam, uderzyłam plecami o pień drzewa i się po nim zsunęłam. Adela przytuliła mnie tak mocno jak tylko mogła.

-Idźcie, zaraz dojdziemy. - powiedziała.

Płakałam, nie wiedziałam ile wody mogę mieć w sobie. Adelajda była przy mnie i starała się w jakiś sposób uspokoić.

-Będzie dobrze, ona już jest bezpieczna. Wiem że jest ci trudno, ale postaraj się być spokojna, jestem tu. Popatrz na mnie, jesteś zmęczona i nie myślisz trzeźwo. Chodź, pójdziemy do pokoju, napewno tam czeka kot. - szeptała kładąc głowę na moje ramię.

Dopiero po godzinie wstałam i szłam trzymając się drzew. Nie czułam się dobrze, mięśnie piekły. Oddech przypominał sapanie dzikiego psa. Dopiero po jakimś czasie zrozumiałam że mam atak paniki. Położyłam się na korytarzu i zaczęłam się trząść biorąc niepewne oddechy. Słyszałam tylko jak Adela krzyczy coś niezrozumiałego. Miałam mroczki przed oczami, bałam się każdego dotyku. Czułam się podobnie jak wtedy gdy zmarła siostra. Położyłam się na kafelki i starałam się brać jakikolwiek oddech. Docierały do mnie inne znajome głosy. Gdy było zbyt głośno wokół to strasznie się bałam. Kiedyś gdy wracałam ze szkoły zaczepili mnie ludzie z klasy i siłą zaprowadzili do ciemnego zaułku. Popychali mnie i krzyczeli, na sam koniec pobili i zostawili. Pomógł mi wstać organista z kościoła. Często grał nawet gdy nie było mszy, jedyne co lubiłam w kościołach to muzyka. Nie rozumiałam dlaczego, ale rozbrzmiał dźwięk organ a przed oczami nadeszła jasność. Astra i Adela pomogły mi wstać i zaprowadziły do pokoju. Położyłam się na swoje łóżko, Adela wyszła na prośbę dyrektorki.

Anonimowe Szczęście (Zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz