Noga

47 3 0
                                    

Lara

Obudziłam się z bólem, słyszałam pikające urządzenie, ściany były białe a ja przypominam lekką chmurę. Oddychałam mnie pewnie a przyszedł do mnie lekarz. Niezbyt pamiętam co się dokładnie stało, jedyne co utkwiło mi w pamięci to straszny przeraźliwy ból. Doktor uśmiechnął się na mnie widok jakby był to cud że obudziłam się i mogę patrzeć na świat. Nie miałam siły się podnieść dlatego tylko odwróciłam głowę.

-Cieszę się bardzo się obudziłeś były bardzo małe szanse na to, przyszłaś trzy operacje ręki i pozostaje jeszcze najważniejsze operacja. Musieliśmy amputować ci prawą nogę. Oczywiście tylko do kolana, wiem że musisz się z tym oswoić. Twój stan był krytyczny, ciesz się że możesz żyć. - powiedział.

Odkryłam kołdrę i to wszystko było prawdą nie miałam prawej nogi do kolana. Moja lewa ręka była w tym temblaku i było widać miejsca po zakładaniu śrub. Nie chciałam nigdy więcej tego przeżyć. Nigdy tak jeszcze nic mnie nie bolało jak ręką dzisiaj. Czułam że odchodzę. Widziałam tylko jak lampa mruga.

-Mam prośbę, czy mógłby pan zadzwonić do Jamesa i Mariny? - zapytałam.

-Oczywiście, odpoczywaj. - wyszeptał i wyszedł.

Chciałam go zobaczyć. Gdy byłam nieprzytomna to ujrzałam jego twarz. Szeptał że mnie kocha i przeprasza. Nigdy bym tego nie zrobiła jakby nie ten sen. Szczerze ukrywałam emocje, tak naprawdę pokochałam Jacka tak mocno. Przypominał on mi szczęście. Delikatnie wtuliłam się w poduszkę. Nie miałam siły ani płakać ani krzyczeć. Zasnęłam.

-Śpi, wygląda tak słodko. - powiedział głos Jamesa.

-Zamknij się, obudziłeś ją. - powiedział madczyny głos Mariny.

Rozejrzałam się wokół, moi przyjaciele stali obok. Uśmiechnęłam się słabo patrząc na nich.

-Jak się czujesz? Przynieść ci coś? - powiedziała dziewczyna.

-Jakbyś mogła to wodę...

Dziewczyna wyszła a ja zostałam sama z Jamesem. Było mi głupio. Chłopak pocałował moją dłoń i położył głowę na moim brzuchu. Pogłaskałam włosy chłopaka.

-Przepraszam cię, ja tylko...

-Wiem, wiem. - wtrąciłam się.

-Czyli wybaczysz mi? - zapytał cicho odwracając głowę w moją stronę.

Pokiwałam twierdząco, nie miałam zbytnio siły na jakikolwiek ruch.

-Mam amputowaną nogę, nie wiadomo co będzie z ręką. Ja czuję że to niedługo będzie koniec, wiesz James. - wyszeptałam.

-Nie mów tak, będzie dobrze, jesteś pod opieką specjalistów.

-Jestem, tylko nie chcę się już sama oszukiwać. Ile jest takich osób które wierzą że będzie dobrze a umierają na stołach operacyjnych wierząc że zobaczą po zabiegu rodzinę i przytulą dzieci. - powiedziałam.

-A wiesz ile ludzi żyje i obudził się po gorszych stanach niż ty. Jesteś silna i piękna i dasz radę.

-Nie, nie James. Kocham cię i o tym pamiętaj. Rodzina i przyjaciele są najważniejsi, odwiedź mnie dopiero  gdy będę w domu, spędzaj czas z rodziną. - stwierdziłam łapiąc go za dłoń.

-Odpoczywaj, zrobię jak mówisz. Kocham cię.

-Ja ciebie też, powiedz Marinie że ma do mnie przyjść. - powiedziałam patrząc ufnym wzrokiem na mojego chłopaka.

Gdy opuścił salę było cicho i pusto. Przypominało to pusty pokój bez maszyn pod którymi byłam podpięta. Po kilku minutach przyszła Marina z butelką wody i batonem czekoladowym. Przytuliła mnie delikatnie.

-Jak się czujesz? - zapytała.

-Wszyscy o to pytacie. - zaśmiałam się cicho.

-Bo się martwimy. Moim zdaniem lepiej ci bez nogi niż z nią, przynajmniej golisz tylko jedną plus nie boli cię jak uderzysz się w róg szafki.

-Dzięki, jakoś nie czuję tych plusów, chcę do domu. - powiedziałam prawie płacząc.

-Za niedługo będziesz mogła wyjść pójdziemy na lody,zamówimy pizzę, potem wróć w na leczenie już wszystko będzie dobrze twoi rodzice cię kochają.

-Jeśli chcesz mi powiedzieć że pan Adam jest moim tatą ze względu na to że jesteś w związku z moją mamą to daruj sobie.

-Nie o to mi chodziło ale myślę że to tak zostanie, bo moim zdaniem on traktuje cię jak córkę i prędzej czy później chciałby byś nazywała go chociażby ojczyma. Nie chciałam cię urazić ale widzę jak to wygląda jest praktycznie twoim przyjacielem i jakby osobą do której masz się odezwać w każdej chwili i nie wypad dla twojej mamie wszystkiego. - stwierdziła.

-Może masz rację ja go traktuje jako dorosłego przyjaciela w którym jakby stoi po mojej stronie choć trochę. Jestem kaleką, wiesz?

-Jesteś słodką kaleczyną, a tak serio to jesteś najlepsza, a nie kaleką. Możesz chodzić, biegać, uprawiać sporty. No, wstawaj stara i choć do cafe. - powiedziała.

-Nie chcę, nie chcę bo nie mogę. Jestem kaleką i nie zmienisz tego słowami wstań.

-Jutro tu wrócę i masz ze mną iść do cafe. Dziś odpocznij i zjedź batona oraz dużo pij. Pa, jakby co to pisz, nawet o pierwszej w nocy. Rozumiesz?

-Tak. - wyszeptałam.

Anonimowe Szczęście (Zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz