Młyny

57 6 0
                                    

Ogrodnik poszedł do domu dziękując za kawę i kolację. Zrobiłam mu kanapki z szynką i pomidorem. Pan Adam czasem wydawał się próbować zagadać do mamy. Było by to ciekawe połączenie. Wyszłam z domu i poszłam na młyny. W mojej okolicy jest pięć starych młynów. Nie są one zniszczone a orginalny sprzęt dalej tam jest. Wszyscy się boją tam chodzić dlatego że jest to w lesie. Minęłam kilka połamanych drzew z których ociekała świeża żywica. Podeszłam pod drewniane, ogromne wrota młynu. Drewniany młyn wydawał się być czymś pięknym i niesamowitym. Na jego dachu rósł mech i kilka kępek traw. Niebo było ciemne a chmury 0owoli przesuwały się ku północy. Potarłam swoje ramiona z zimna. Nie brałam jeszcze dodatkowej bluzy więc nieprzyjemny wiatr sprawiał że moje ciało przeszedł zimny dreszcz.

-Cześć. - powiedział męski głos.

Obok mnie stanął łysy mężczyzna ubrany w jeansy i czarną koszulkę. Wystraszyłam się i chciałam po prostu uciec niczym dzikie zwierzę. Cena szczęścia była napewno wielką więc zostałam.

-Dzień dobry. - wyszeptałam.

Mężczyzna otworzył drzwi i wpuścił mnie do środka młyna. W środku nie było już tak zimno a środek był zakurzony. Roztocza kurzu unosiły się w górę próbując wydostać się z pomieszczenia bez najmniejszej szczeliny.

-O co chodzi z tym anonimowym szczęściem? - zapytałam.

-Istnieją substancje dzięki którym możesz być szczęśliwa, nie istnieje ból, smutek i problemy. Niestety wszystko kosztuje. - stwierdził gestykulując.

-Ile?

-Siedemdziesiąt złotych za gram, nie są to byle jakie dragi. Decyzja należy do ciebie. To jak?

-Mam brać narkotyki? To bezpieczne? - zadawałam pytania.

-W odpowiedniej ilości jest to bezpieczne, ty ustalasz ile łykasz i jak często. - powiedział.

-Jaki jest haczyk?

-Musisz mi płacić reguralnie, ja jestem od pomagania zabłąkanym duszą. - powiedział wysuwając dłoń w moją stronę.

Zawahałam się i uścisnęłam jego dłoń.

Po chwili z kieszeni wyciągnął mały woreczek z tabletką.

-Pierwsza dawka za darmo. Niestety muszę wyjechać dlatego jeden z moich ludzi będzie ci przynosił towar. Starczy napisać. Do widzenia. - powiedział i odprowadził mnie do drzwi.

Nigdy bym nie pomyślała że będę brała narkotyki, zawsze mówiono że są one niebezpieczne. Po jednej tabletce nie może nic mi być. Schowałam woreczek do rękawa i poszłam w stronę domu. Gęste drzewa sprawiały że wszystko wydawało się zlewać. Co jakiś czas liście szeleściły, ale nie przejęłam się tym. Ktoś mógłby wyskoczyć z krzaków a ja nawet bym nie drgnęła. Tak wyglądało moje życie, ciągłe myśli samobójcze. Nawet gdy spojrzałam na tory miałam ochotę położyć się na nich i czekać aż kilkanaście ton ciepłego metalu przejedzie po moim ciele z prędkością 120km/h. Ciekawiło mnie jak działa ta tabletka. Marzyłam o szczęściu od kiedy tylko pamiętam. W przedszkolu siedziałam sama, w podstawówce też i teraz w szkole średniej również. Takie życie to nie życie. Po co żyć skoro w nikim nie mam wsparcia a osoby które darzyłam uczuciem odeszły. Kurwa odeszły bo myślały że dam radę, a jedna nie, nie daję sobie rady z tym wszystkim. Gdy doszłam pod dom na podjazd wjechało auto mojej mamy. Smukła sylwetka wysiadła z samochodu. Nie zwróciłam na nią nawet ksztyny uwagi. Nie chciałam słuchać jak chce zrobić ze mnie prawniczkę i zarabiać na mojej katordze. Chciałam wbiec na schody i zamknąć się w pokoju. Ale...

Anonimowe Szczęście (Zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz