Wzgórze

18 4 0
                                    

Ostatnie dni spędzone z nim to było samo szczęście. W nocy przytulał mnie do siebie aby było mi ciepło. Przy okazji nauczył mnie gotować mega sos do spaghetti. Delikatnie postawił mnie na ziemi przed górką. Aby na nią wejść trzeba było trzymać się drzew choć one same prawie się przewracały. Czułam jak konary uginają się pod wpływem mojego dotyku. James wyglądał jak małpa która zna to miejsce lepiej niż wszyscy ludzie razem wzięci. Starałam się powtarzać jego kroki lecz bezskutecznie. Gdy byłam prawie na górze podał mi dłoń. Przed moimi oczami pojawił się piękny widok, słońce zachodziło. Zachody słońca to chyba jedna rzecz dla jakiej było warto żyć. Zabrakło mi tchu. Spojrzałam na chłopaka i mocno przytuliłam a on obrócił nas wokół własnej osi. Przypominało to scenę z filmu romantycznego. Poczułam się szczęśliwa, ale to miejsce coś mi przypominało.

-Chciałem się ciebie o to dawno spytać.

-Nie denerwuj się tylko mów. - powiedziałam uspokajając chłopaka.

Jego dłoń była ciepła w porównaniu do mojej. Nie wiedziałam co powie, nigdy tak się nie denerwował.

-Wiem że jak wrócę do siebie do domu będziesz znowu smutna. Nie jestem specjalistą i nie umiem ci pomóc. Może byś zapisała się do odpowiedniego zakładu, tam są ludzie którzy mogą ci pomóc. - powiedział.

-Czyli sądzisz że jestem nienormalna! Zajebiście! - krzyczałam wściekła.

-Nie, ja...

-Nie obchodzi mnie to James! Myślałam że jesteś ze mną bo mnie kochasz! A ty byłeś ze mną tylko z litości! Koniec z nami! Nienawidzę cię! - przerwałam mu i zaczęłam iść w nieznaną mi stronę.

Zanim zdążyłam się zorientować gdzie szłam przed moimi oczami ujrzałam czarne plamy. Spadłam z wzgórza z którego schodziłam. Podniosłam się obolała z ziemi i zaczęłam szybko iść ze zmianą na bieg. Bolały mnie plecy, zresztą podobny ból był wtedy gdy płakałam. Łzy spływały mi po policzkach rozmazując resztki tuszu. Przetarłam zimnymi dłońmi twarz i wdychałam niespokojnie woń świerków. Byłam wściekła na Jamesa, nikt mnie tak nie zranił. Wpuściłam go do domu, spałam z nim w jednym łóżku, biegłam w deszczu a on po prostu zaproponował mi zamknięcie w zakładzie psychiatrycznym. Bałam się takich miejsc, bałam się powiedzieć komuś o mich problemach. Gdy wyszłam z lasu i zobaczyłam betonowe łąki zaczęłam biec aby nikt mnie nie zobaczył. Czułam jakby droga była długa i bez końca. Usiadłam w korytarzu i przestałam powstrzymać łzy. Po chwili zobaczyłam że moja mama jest w domu. Kobieta spojrzała na mnie czymś w rodzaju smutku. Zmierzyłam ją wrogim wzrokiem choć chciałam aby mnie przytuliła. Czasem brakuje mi mojej mamy, tej która z tatą tańczyła w deszczu, chodziła z nim na góralskie imprezy gdy spędzaliśmy wakacje w górach. Wtedy jeszcze mama miała szacunek do każdego.

-Lara?

Milczałam cicho łkając.

-Co byś wybrała? Miłość czy lepszą przyszłość? - powiedziała.

-Tatę, wybrałabym tatę. - wyszeptałam i poszłam na górę.

Anonimowe Szczęście (Zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz