Ciemne oczy chłopaka obrały sobie konkretny cel. Mnie. Paraliżowały i skłaniały do działania jednocześnie. Naturalnie nie muszę chyba nadmieniać, że przez "działanie" mam na myśli taktyczne wycofanie z sytuacji lub ucieczkę godną prawdziwego tchórza. W sumie wszystko jedno, byle tylko znaleźć się gdzieś daleko i już nigdy nie musieć się konfrontować z Chłopcami z Placu Broni.
Nagle moja ręka podniosła się na wysokość wysuniętej dłoni Niebieskiej Marynarki. Nie ja ją podniosłam, ale Czonakosz, który najwyraźniej poczuł się w obowiązku, by mi pomóc.
- To jest Marija - dodał śpiesznie chłopak.
Nie spuszczając wzroku z brązowych oczu Niebieskiej Marynarki, poczułam, jak delikatnie uścisnął moją dłoń.
- Bardzo ładne imię... nigdy o takim nie słyszałem - odezwała się Niebieska Marynarka zwana Boką.
- Ja też - odparłam, a po chwili dotarło do mnie, jak głupio to zabrzmiało - to znaczy... eee...
- Hmm... - chłopak przyjrzał mi się badawczo - Panienka mi wybaczy, podczas naszego ostatniego spotkania niestety nie dałem najlepszego popisu dobrych manier, nad czym szczerze ubolewam.
- O-o-ostatniego...? - nie mogłam dokończyć. Głos uwiązł mi w gardle, a przed oczyma przyciemniało. Jasne stało się, że zaraz wszyscy się dowiedzą...
- Kiedy niefortunnie panienkę staranowałem. Jeszcze raz bardzo przepraszam - chłopak pochylił głowę ze skruchą, a mnie zamurowało.
- Yyy... - nie wiedziałam, jak się zachować. Zupełnie zapomniałam o tym incydencie.
- Hej Boka, co się stało z twoją czapką? - zawołał któryś z chłopców, zwracając na siebie uwagę pozostałych.
- Faktycznie, czegoś mu brakowało - odezwał się inny.
Tak. Wcześniej nie zwróciłam na ten szczegół uwagi. Ten cały Boka nie miał czapki, bo nie mógł jej mieć. Przecież przez ten cały czas ona leżała na komodzie w moim pokoju. To przecież logiczne! ...Hmm ...Moment! Czy to znaczy, że moja czapka jednak dalej leżała tam, pod bramą? Muszę ją za wszel...
- To długa historia - Niebieska Marynarka machnęła ręką na tyle gwałtownie, że odciągnęła mnie od własnych myśli.
- No nie bądź taki skromny - Czonakosz przewrócił oczyma - Nie mówiłeś im, jak to było? - po tym pytaniu obaj chłopcy wymienili między sobą porozumiewawcze spojrzenia - O Stary! Mogę czynić honory? Mogę?
- Jasne, jak chce... - Boka nie zdążył dokończyć, bo zaraz rozległ się donośny gwizd Czonakosza. Ten sam gwizd, na którego dźwięk cierpła mi skóra.
- Uwaga! Dzieci, zbliżcie się! Wujek Boka będzie opowiadał bajkę! - zawołał Czonakosz z prawdziwym podekscytowaniem i przejęciem.
W mgnieniu oka zebrali się wokół nas wszyscy Chłopcy z Placu Broni. Po twarzach niektórych przebiegały cienie niezadowolenia, najpewniej dlatego, że musieli przerwać grę. Nieliczni wyglądali na naprawdę zaciekawionych. Nie trudno było się domyślić, że taki podział był podyktowany wynikiem przerwanego meczu.
- Są wszyscy? - zapytał głośno Boka.
- Jeszcze ja! - zawołał niewyraźny głos, gdzieś z oddali. Nagle wszyscy zwróciliśmy się w kierunku nadchodzącego jegomościa w eleganckim garniturze.
Poczułam, jak po mojej twarzy przebiegł nieco złośliwy i na wpół wymuszony uśmieszek. Wszystko za sprawą tegoż właśnie eleganta. O kim mowa? Oczywiście, że o Panu Gerebie, we własnej osobie.
CZYTASZ
Chłopcy z Placu Broni - Po drugiej stronie muru
Adventure... Zwiesiłam głowę. Nie wiedziałam, co powiedzieć. - To nie takie proste - wydusiłam z siebie. - To może mi wyjaśnisz! W czym widzisz problem? - ... Ja... - głos mi zamarł. - Co ty? To przecież nic prostszego... - Nie rozumiesz... - ... Po której...