Wbiegłam do Ogrodu Botanicznego głównym wejściem. Darowałam już sobie przegląd w oknach oranżerii, wierząc, że Irma ucharakteryzowała mnie tak, jak zwykle, czyli bezbłędnie. Dobiegając do mostu zobaczyłam Feriego Acza w towarzystwie innego chłopaka. Rozmawiali oboje z wielkim zaangażowaniem, żywo gestykulując. Podeszłam do nich zwalniając kroku.
- ... Czyli wszystko jasne - powiedział zadowolony przywódca - No jesteś! Gotowy? - zwrócił się do mnie.
- Na co? - zapytałam, bo nie chciałam znowu zgadzać się na coś w ciemno, jak to miało miejsce ostatnio... te nieszczęsne zapasy.
- Na awans, chyba że nie chcesz, wtedy możesz zmiatać do domu - zdenerwował się nieco.
- Chcę! Jestem gotowy! - i znowu zgodziłam się na, sama nie wiem, co... Świetnie!
- I to rozumiem - zrobił stanowczą minę - Możesz już odejść - zwrócił się do swojego poprzedniego rozmówcy, chłopaka w garniturku, skądinąd już dobrze mi znanego - Daj znać, jak sytuacja będzie się zmieniać.
- Tak zrobię - odpowiedział chłopak i odszedł powolnym krokiem.
- A ty - zwrócił się w moją stronę - Biegiem... i radzę nie zostawać w tyle - rzucił ostrzegawcze spojrzenie i ruszył sprintem w kierunku wyjścia.
Myślałam, że się rozpłaczę na myśl, że znowu będę musiała biec i to nie wiadomo w jakim celu, ani jak daleko. Przecież ja mam zadyszkę od wchodzenia po schodach!
Płakałam nad swoją biedną dolą w biegu. Acz sporo mnie wyprzedził i zaczęłam tracić go z pola widzenia. Starałam się ze wszystkich sił go dogonić. Mówiłam sobie w duchu, że od tego wiele zależy. Usiłowałam umysłem przezwyciężyć wyczerpanie fizyczne. Nie chciałam wszystkiego zaprzepaścić. Modliłam się, żeby ten bieg się wreszcie skończył... Modły zostały wysłuchane!
W końcu zatrzymaliśmy się pod drewnianym, wysokim płotem.
- Dobra - przywódca zaczął mówić, jakby ten bieg w ogóle go nie zmęczył - To jest Plac Broni, baza naszych wrogów. Chcę im pokazać, jak waleczne są Czerwone Koszule... Zabierzemy im ich chorągiew.
- To wszystko? - zapytałam zdziwiona, bo było to zadanie wręcz dziecinnie łatwe.
- Spokojnie - uśmiechnął się złowieszczo - Nie brał bym ciebie, jeśli byłaby to kaszka z mleczkiem. Wiem od Gereba, że o tej porze Plac nie jest do końca pusty...
- Podoba mi się - uśmiechnęłam się, bo naprawdę lubiłam wyzwania tego typu. Zrobić coś nie będąc zauważonym, brzmi jak streszczenie mojego życia.
- Kiedy zerwę flagę, zaniosę ją do Ogrodu Botanicznego, gdzie będę na ciebie czekać.
- Jak to czekać?! - zdziwiłam się.
- Tak to... - przewrócił oczami - Zostaniesz na Placu i będziesz czekać na pierwszego chłopca, który zauważy brak flagi. Będziesz mógł wtedy wyjść z Placu, a w Ogrodzie dokładnie opiszesz mi tego chłopaka.
- Oczywiście... wykonam... ale, po co?
- Masz jakieś zastrzeżenia do rozkazu? - zapytał groźnym tonem.
- Nie - powiedziałam cicho.
- Potraktuj to jako test odpowiedzialności i sumienności - powiedział już nieco spokojniej - Jeśli wyjdziesz z Placu zanim ktokolwiek zobaczy brak flagi, zapominasz o awansie i o tym, że do nas należysz - powiedział stanowczo z groźną miną.
- A kto potwierdzi moją wersję wydarzeń? Będziesz mi wierzył na słowo?
- Nie bój się, chłopie. Po wszystkim poczekamy na meldunek od Gereba. Od niego będzie zależało twoje być, albo nie być. Koniec tematu.
CZYTASZ
Chłopcy z Placu Broni - Po drugiej stronie muru
Adventure... Zwiesiłam głowę. Nie wiedziałam, co powiedzieć. - To nie takie proste - wydusiłam z siebie. - To może mi wyjaśnisz! W czym widzisz problem? - ... Ja... - głos mi zamarł. - Co ty? To przecież nic prostszego... - Nie rozumiesz... - ... Po której...