Rozdział 18 - Plac Broni

749 32 6
                                    

   Wbiegłam do Ogrodu Botanicznego głównym wejściem. Darowałam już sobie przegląd w oknach oranżerii, wierząc, że Irma ucharakteryzowała mnie tak, jak zwykle, czyli bezbłędnie. Dobiegając do mostu zobaczyłam Feriego Acza w towarzystwie innego chłopaka. Rozmawiali oboje z wielkim zaangażowaniem, żywo gestykulując. Podeszłam do nich zwalniając kroku.

- ... Czyli wszystko jasne - powiedział zadowolony przywódca - No jesteś! Gotowy? - zwrócił się do mnie.

- Na co? - zapytałam, bo nie chciałam znowu zgadzać się na coś w ciemno, jak to miało miejsce ostatnio... te nieszczęsne zapasy.

- Na awans, chyba że nie chcesz, wtedy możesz zmiatać do domu - zdenerwował się nieco.

- Chcę! Jestem gotowy! - i znowu zgodziłam się na, sama nie wiem, co... Świetnie!

- I to rozumiem - zrobił stanowczą minę - Możesz już odejść  - zwrócił się do swojego poprzedniego rozmówcy, chłopaka w garniturku, skądinąd już dobrze mi znanego - Daj znać, jak sytuacja będzie się zmieniać.

- Tak zrobię - odpowiedział chłopak i odszedł powolnym krokiem.

- A ty - zwrócił się w moją stronę - Biegiem... i radzę nie zostawać w tyle - rzucił ostrzegawcze spojrzenie i ruszył sprintem w kierunku wyjścia.

   Myślałam, że się rozpłaczę na myśl, że znowu będę musiała biec i to nie wiadomo w jakim celu, ani jak daleko. Przecież ja mam zadyszkę od wchodzenia po schodach!

   Płakałam nad swoją biedną dolą w biegu. Acz sporo mnie wyprzedził i zaczęłam tracić go z pola widzenia. Starałam się ze wszystkich sił go dogonić. Mówiłam sobie w duchu, że od tego wiele zależy. Usiłowałam umysłem przezwyciężyć wyczerpanie fizyczne. Nie chciałam wszystkiego zaprzepaścić. Modliłam się, żeby ten bieg się wreszcie skończył... Modły zostały wysłuchane!

   W końcu zatrzymaliśmy się pod drewnianym, wysokim płotem.

- Dobra - przywódca zaczął mówić, jakby ten bieg w ogóle go nie zmęczył - To jest Plac Broni, baza naszych wrogów. Chcę im pokazać, jak waleczne są Czerwone Koszule... Zabierzemy im ich chorągiew.

- To wszystko? - zapytałam zdziwiona, bo było to zadanie wręcz dziecinnie łatwe.

- Spokojnie - uśmiechnął się złowieszczo - Nie brał bym ciebie, jeśli byłaby to kaszka z mleczkiem. Wiem od Gereba, że o tej porze Plac nie jest do końca pusty...

- Podoba mi się - uśmiechnęłam się, bo naprawdę lubiłam wyzwania tego typu. Zrobić coś nie będąc zauważonym, brzmi jak streszczenie mojego życia.

- Kiedy zerwę flagę, zaniosę ją do Ogrodu Botanicznego, gdzie będę na ciebie czekać.

- Jak to czekać?! - zdziwiłam się.

- Tak to... - przewrócił oczami - Zostaniesz na Placu i będziesz czekać na pierwszego chłopca, który zauważy brak flagi. Będziesz mógł wtedy wyjść z Placu, a w Ogrodzie dokładnie opiszesz mi tego chłopaka.

- Oczywiście... wykonam... ale, po co?

- Masz jakieś zastrzeżenia do rozkazu? - zapytał groźnym tonem.

- Nie - powiedziałam cicho.

- Potraktuj to jako test odpowiedzialności i sumienności - powiedział już nieco spokojniej - Jeśli wyjdziesz z Placu zanim ktokolwiek zobaczy brak flagi, zapominasz o awansie i o tym, że do nas należysz - powiedział stanowczo z groźną miną.

- A kto potwierdzi moją wersję wydarzeń? Będziesz mi wierzył na słowo?

- Nie bój się, chłopie. Po wszystkim poczekamy na meldunek od Gereba. Od niego będzie zależało twoje być, albo nie być. Koniec tematu.

Chłopcy z Placu Broni - Po drugiej stronie muruOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz