Rozdział 11 - Chłopcy, nadchodzę!

904 32 23
                                    

    Anie niesamowicie ulżyło, nigdy nie widziałam jej w takiej euforii. W przeciwieństwie do mnie, myślenie i analiza sytuacji odebrały mi cały entuzjazm. 

   Ze zwieszoną głową ruszyłam do swojego pokoju, zostawiając podrygującą z radości służącą. Aż trudno uwierzyć, że przed chwilą była w kompletnej rozsypce, a nawet zbierało jej się na płacz. Jak widać, kobieta zmienną jest.

   Zamknęłam drzwi pokoju i ruszyłam w kierunku łazienki, gdzie zlałam sobie twarz zimną wodą. Sama nie wiem, dlaczego błyskawicznie uwierzyłam ciotce, skoro przy Ivett powiedziałam, że ta starsza kobieta już nieco... odbiega od rzeczywistości. Poza tym jedna stara książka nic jeszcze nie znaczy. Da się to wszystko racjonalnie wyjaśnić... ale później. Teraz nie mam siły i ochoty.

   Na szczęście z tych niejasnych i ponurych rozmyślań wyrwało mnie pukanie do drzwi. Nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, do pokoju weszła rozpromieniona Ana.

- Słuchaj cukiereczku, przemyślałam sprawę.

- Jaką?

- Tego całego wysyłania cię na misje specjalne na miasto...

- Spokojnie, będę siedzieć na dupie i się uczyć - odpowiedziałam ponuro.

- To będzie plan B - odparła dalej radosnym i melodyjnym głosem.

- Jak? Co? - ogólnie lubiłam, kiedy mówiła szyframi, ale teraz nie miałam na to ochoty - A plan A jak brzmi?

- Nie brzmi, ale wygląda...

- Mów jaśniej!

- No popatrz - podała mi szary, znoszony kaszkiet.

- I co ja mam z tym zrobić? Żebrać?

- Niech to będzie plan C, jeśli ten nie wypali - zaśmiała się, ale widząc, że nie podzielam jej entuzjazmu, mówiła dalej - znalazłam to kiedyś na strychu, w szafie z ubraniami po twoim wuju. Pomyślałam, że nie obraziłby się, jeśli ktoś by z tego skorzystał - podała mi ciemne spodnie, grafitową bluzkę, brązową marynarkę i czarne buty - powinny pasować.

- Ponawiam pytanie: I co ja mam z tym zrobić? - jeśli nie chodziło o żebranie, to już nie wiedziałam o co.

- No jak to? Nosić. Kiedy będziesz szła na miasto to się w to przebierzesz. W czapkę schowasz włosy i już nigdy taka wpadka, jak wczoraj się nie wydarzy. Nikt cię nie pozna, a ciotka już tym bardziej.

- Jesteś pewna, że to się uda? - nie byłam do końca przekonana, chociaż brzmiało to nie najgorzej.

- A masz jakieś plany na dzisiaj? Spotkanie w towarzystwie?

- Nie, a co?

- No to dzisiaj to sprawdzisz. Przejdziesz się po mieście. Co ty na to?

- Chyba mogę spróbować - w sumie mogło być ciekawie, poczuć się jak tajny agent, albo szpieg... Myśląc o szpiegu od razu pomyślałam o jednym. Uśmiechnęłam się sama do siebie na myśl o powrocie na wyspę Czerwonych Koszul - Idę!

- Super - Ana klasnęła w dłonie - zejdź do kuchni, kiedy się już przebierzesz... i spokojnie, pani wyszła dzisiaj na jakieś spotkanie, bo zdaje się, że wczoraj nie skończyli wszystkiego.

   Służąca wyszła, zostawiając mnie samą. Przebrałam się i postanowiłam przejrzeć się w lustrze. Wyglądało to całkiem nieźle. Wujek Jan musiał być niesamowicie chudy, albo po prostu były to jego stare ubrania, jeszcze z czasów młodości. Szkoda, że nigdy go nie poznałam. Chciałabym kiedyś porozmawiać o nim z ciotką, ale nie wiem, jak o to zapytać. Zdanie takie jak "Hej ciociu, a jak zmarł wujek Jan?" nie napawa optymizmem.

Chłopcy z Placu Broni - Po drugiej stronie muruOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz