Rozdział 17 - Ciężko, oj ciężko...

698 30 15
                                    

- To by było na tyle.

- Hm, w sumie to wcale nie było takie trudne - stwierdziłam.

- No widzisz. A przeczytaj to - guwernantka wskazała palcem na trzy linijki tekstu.

- "... Ciesz się późny wnuku!... Jękły głuche kamienie - Ideał sięgnął bruku" - zmarszczyłam brwi, zastanawiając się nad sensem czytanego tekstu.

- Bardzo ładnie - pochwaliła mnie.

- Kto to napisał? - pokazałam palcem na tekst.

- Cyprian Kamil Norwid - oświadczyła dumnie.

- Też Polak? - w sumie to było najgłupsze możliwe pytanie, jakie mogłam zadać.

- I to wybitny!

- A o czym jest ten tekst?

- O tym, jak niszczona jest kultura. Okrutna zbrodnia przeciw ludzkości, odbieranie ludziom tego, co ich jednoczy...

   Zamyśliłam się słuchając Ivett. Poddałam się. Całkiem sporo ludzi pisało teksty o tym samym, o utraconej wolności, kulturze i tożsamości. Oczywiście wszystko w języku, który był mi poniekąd obcy, a w rzeczywistości okazał się moją mową ojczystą. Dziwactwo jakieś. Całe życie w kłamstwach, to jeden wielki syf... Zastanawiałam się, czy miałam jakiekolwiek prawo być szczęśliwa, kiedy moja rodzina, sąsiedzi, koledzy, oni wszyscy wciąż TAM byli. Wielu z nich nie pozna prawdy, tak jak ja...

- Jeszcze coś - wyrwała mnie z zamyślenia guwernantka - Małe zadanko domowe. O, ta bajka - pokazała krótki tekst z czarnej książeczki cioci Frani - przeczytaj i zinterpretuj. W czwartek go sobie omówimy.

- Dobrze - kiwnęłam głową.

- To do zobaczenia w czwartek - lekko uśmiechnięta kobieta podeszła do drzwi.

- Ivett! - zawołałam - Wiem, że przez ten cały czas miałaś rację.

    Guwernantka zatrzymała się. Byłam gotowa na wszelkie przytyki w stylu "A nie mówiłam?!" albo "No przecież, że miałam!",  jednak nic takiego nie powiedziała.

- I co my teraz zrobimy? Musimy znaleźć kolejny powód do kłótni, bo bez nich czuję się niespełniona - wymachiwała rękoma, wyrażając teatralnie swoje oburzenie. Byłam jej za to niesamowicie wdzięczna. Miała okazję wytknąć mi błąd, ale tego nie zrobiła. 

- Dziękuję - powiedziałam cicho, na co Ivett uśmiechnęła się i wyszła.

   Jak dzisiaj wyglądała nasza współpraca? Po raz pierwszy było spokojnie, nie kłóciłyśmy się o to, co zwykle. Chyba ciotka ją poinformowała o bieżącej sytuacji i mojej zmianie nastawienia. Dzisiaj skupiłyśmy się na czytaniu po polsku, właściwie tylko to dziś robiłyśmy. Nie było to takie trudne, nie licząc tego dziwnego "a" z ogonkiem, albo "s" z kreską u góry... A kto w ogóle wymyślił, żeby "ch" i "h" brzmiały tak samo?

   Nie miałam już do tego głowy. Zbiegłam do kuchni, by coś zjeść. Dalej z tyłu głowy miałam tę całą poezję, wiedziałam, że jedzenie nie pomoże mi o niej zapomnieć. Mimo wszystko chciałam spróbować.

- Dzień dobry - rzuciłam ponuro.

- Dzień dobry - odpowiedziała Irma - stało się coś?

- Nie, nic... nauka - podsumowałam krótko.

- Rozumiem - uśmiechnęła się współczująco - Może sernika na poprawę humoru?

- Nie, dziękuję...

- DOBRY BOŻE! Co się stało?! - błyskawicznie przyłożyła mi swoją rękę do czoła - Masz gorączkę?

- Wszystko jest dobrze - próbowałam ją jakoś uspokoić.

Chłopcy z Placu Broni - Po drugiej stronie muruOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz