- To by było na tyle.
- Hm, w sumie to wcale nie było takie trudne - stwierdziłam.
- No widzisz. A przeczytaj to - guwernantka wskazała palcem na trzy linijki tekstu.
- "... Ciesz się późny wnuku!... Jękły głuche kamienie - Ideał sięgnął bruku" - zmarszczyłam brwi, zastanawiając się nad sensem czytanego tekstu.
- Bardzo ładnie - pochwaliła mnie.
- Kto to napisał? - pokazałam palcem na tekst.
- Cyprian Kamil Norwid - oświadczyła dumnie.
- Też Polak? - w sumie to było najgłupsze możliwe pytanie, jakie mogłam zadać.
- I to wybitny!
- A o czym jest ten tekst?
- O tym, jak niszczona jest kultura. Okrutna zbrodnia przeciw ludzkości, odbieranie ludziom tego, co ich jednoczy...
Zamyśliłam się słuchając Ivett. Poddałam się. Całkiem sporo ludzi pisało teksty o tym samym, o utraconej wolności, kulturze i tożsamości. Oczywiście wszystko w języku, który był mi poniekąd obcy, a w rzeczywistości okazał się moją mową ojczystą. Dziwactwo jakieś. Całe życie w kłamstwach, to jeden wielki syf... Zastanawiałam się, czy miałam jakiekolwiek prawo być szczęśliwa, kiedy moja rodzina, sąsiedzi, koledzy, oni wszyscy wciąż TAM byli. Wielu z nich nie pozna prawdy, tak jak ja...
- Jeszcze coś - wyrwała mnie z zamyślenia guwernantka - Małe zadanko domowe. O, ta bajka - pokazała krótki tekst z czarnej książeczki cioci Frani - przeczytaj i zinterpretuj. W czwartek go sobie omówimy.
- Dobrze - kiwnęłam głową.
- To do zobaczenia w czwartek - lekko uśmiechnięta kobieta podeszła do drzwi.
- Ivett! - zawołałam - Wiem, że przez ten cały czas miałaś rację.
Guwernantka zatrzymała się. Byłam gotowa na wszelkie przytyki w stylu "A nie mówiłam?!" albo "No przecież, że miałam!", jednak nic takiego nie powiedziała.
- I co my teraz zrobimy? Musimy znaleźć kolejny powód do kłótni, bo bez nich czuję się niespełniona - wymachiwała rękoma, wyrażając teatralnie swoje oburzenie. Byłam jej za to niesamowicie wdzięczna. Miała okazję wytknąć mi błąd, ale tego nie zrobiła.
- Dziękuję - powiedziałam cicho, na co Ivett uśmiechnęła się i wyszła.
Jak dzisiaj wyglądała nasza współpraca? Po raz pierwszy było spokojnie, nie kłóciłyśmy się o to, co zwykle. Chyba ciotka ją poinformowała o bieżącej sytuacji i mojej zmianie nastawienia. Dzisiaj skupiłyśmy się na czytaniu po polsku, właściwie tylko to dziś robiłyśmy. Nie było to takie trudne, nie licząc tego dziwnego "a" z ogonkiem, albo "s" z kreską u góry... A kto w ogóle wymyślił, żeby "ch" i "h" brzmiały tak samo?
Nie miałam już do tego głowy. Zbiegłam do kuchni, by coś zjeść. Dalej z tyłu głowy miałam tę całą poezję, wiedziałam, że jedzenie nie pomoże mi o niej zapomnieć. Mimo wszystko chciałam spróbować.
- Dzień dobry - rzuciłam ponuro.
- Dzień dobry - odpowiedziała Irma - stało się coś?
- Nie, nic... nauka - podsumowałam krótko.
- Rozumiem - uśmiechnęła się współczująco - Może sernika na poprawę humoru?
- Nie, dziękuję...
- DOBRY BOŻE! Co się stało?! - błyskawicznie przyłożyła mi swoją rękę do czoła - Masz gorączkę?
- Wszystko jest dobrze - próbowałam ją jakoś uspokoić.
CZYTASZ
Chłopcy z Placu Broni - Po drugiej stronie muru
Pertualangan... Zwiesiłam głowę. Nie wiedziałam, co powiedzieć. - To nie takie proste - wydusiłam z siebie. - To może mi wyjaśnisz! W czym widzisz problem? - ... Ja... - głos mi zamarł. - Co ty? To przecież nic prostszego... - Nie rozumiesz... - ... Po której...