Rozdział 2 - Kultura i bazgroły

1.3K 50 25
                                    

  - Siadaj, moja droga - ciotka swym promiennym uśmiechem i gestem ręki zachęcała mnie do zajęcia miejsca obok niej - Znakomicie wyglądasz.

- Dziękuję bardzo - ukłoniłam się lekko i zajęłam wolne krzesło. 

- Ana pomogła ci się rozpakować? - jej ton nadal był serdeczny i ciepły.

- Ana? - nie byłam pewna, czy dobrze usłyszałam. Czyżby to było imię...

- Pokojówka - ... i wszystko jasne.

- Tak, bardzo mi pomogła. Ma świetny zmysł organizacyjny  - najczystsza prawda, tak było.

- Mam nadzieję, że nie naprzykrzała ci się zbytnio.

- Nie - odpowiadając zastanawiałam się, co ciocia miała na myśli.

- To wyśmienicie i od razu niech to będzie twoja pierwsza lekcja - tu podniosła palec wskazujący -Damie nie przystoi spoufalać się ze służbą. ICH zadaniem jest służenie w taki sposób, by efekty ICH pracy były widoczne, ale ONI sami już nie. Milczenie jest złotem i cnotą najlepszych w tym fachu. Co się zaś tyczy nas - mówiąc to objęła mnie ramieniem - nasze miejsce jest wśród ludzi nauki, sztuki i kultury, dlatego stopniowo będę cię wprowadzać w ten pełen piękna i uroku świat.

   To wszystko nie brzmiało zbyt... po prostu nie podobało mi się. W mojej głowie sytuacja wyglądała tak - mam być damulką chodzącą do teatru i tak dalej, mam nie rozmawiać z pokojówką, mam podziwiać dzieła sztuki, nawet wtedy kiedy mi się nie podobają. Bezsens. Ale z drugiej strony - mogę chociaż udawać. A dla tego "mojego pokoju", królewskiego łoża i prywatnej łazienki było warto. No ej! Dorastałam w ciasnej klitce z rodzicami. Odrobina luksusu nie zaszkodzi.

- Wspaniale - uśmiechnęłam się perliście. Byłam gotowa stać się jednym z tych ludzi, którzy mną kiedyś gardzili i odwrotnie. Ja im pokażę.

- Teraz przedstawię ci twój plan tygodnia - zdechłam w środku, jak tylko to usłyszałam.

   W dużym uproszczeniu brzmiało to tak - osobista nauczycielka przychodzi w poniedziałki i czwartki. We wtorki ciotka uczy mnie gry na pianinie i skrzypcach oraz podstaw etykiety. W piątki i niedziele mam prezentować przyswojone podstawy etykiety na spotkaniach towarzyskich. Środa i sobota to dni dla mnie, podczas których mogę robić wszystko, pod warunkiem że będzie to świeceniem blaskiem nieskazitelności...

... Niech Bóg ma mnie w opiece!

  Po przedstawieniu całego planu ciotka zaproponowała herbatę i nim się obejrzałam Ana, która zajmował się chyba wszystkim, przyniosła tacę z filiżankami, bogato zdobionym dzbankiem i talerzem pełnym ciastek. Od razu nalała nam po filiżance, ukłoniła się i bez słowa wyszła. 

   Patrzyłam na nią z zaciekawieniem i w tym momencie postanowiłam sobie, że choćby nie wiem co, przekonam ją do gadania. Nie chciałam relacji na zasadzie arystokracja-plebs. W tamtym momencie jeszcze sama czułam się jak plebs. Nie ważne. Zamierzałam to zmienić. Pokazać wszystkim, że się mylą. Amen.

- Częstuj się, moja droga - dwa razy nie trzeba było powtarzać. Te ciastka wyglądały obłędnie. Od razu sięgnęłam po takie kruche z lukrem i jakimś kremem. W życiu takich nie jadłam.

 - Przepyszne - powiedziałam, gdy kończyłam ostatni kawałek ciastka popijać herbatą. - To szczęście móc spożywać posiłek i podziwiać te piękne widoki jednocześnie - te ciastka obudziły we mnie jakąś poetkę.

- To prawda - ciocia uśmiechnęła się jakby z lekkim zniesmaczeniem - Lekcja etykiety numer jeden, dama nie mówi z pełnymi ustami.

- P-przepraszam - wtedy zdałam sobie sprawę z jakim typem człowieka miałam do czynienia.

  Ciotka była na ogół nieszkodliwą kobieciną w średnim wieku. Wyprowadzały ją z równowagi najmniejsze niedociągnięcia, a mimika twarzy była kluczem do odgadnięcia jej emocji. Starała się je kontrolować, ale nie do końca była w stanie. Dzięki temu widziałam, czy mówi szczerze, czy po prostu udaje.

- Podsunęłaś mi jednak pewien pomysł, moja droga - uśmiechnęła się z zadumą (i raczej szczerością) - Widzisz tę różę, tam przy poręczy? - wskazała dłonią konkretny kwiatek. Przytaknęłam głową, na co ona, nie wiadomo skąd wyciągnęła ołówek i kartkę papieru - Spróbuj ją narysować.

- Nigdy nie rysowałam.. - spojrzałam na ciotkę. W jej oczach widziałam niezadowolenie - ...chętnie zatem spróbuję - uśmiechnęła się (szczerze).

  Powtórzę jeszcze raz. Nigdy nie rysowałam. Nie wiedziałam jak zacząć. Ostatecznie po długim gapieniu się na kwiatek, chwyciłam ołówek. Zrobiłam jakieś machnięcia, trochę roztarłam, dorysowałam listki. 

- Już - powiedziałam podając kartkę ciotce.

- Jak to, już? - z niedowierzaniem przyglądała się mojemu rysunkowi - Hmm... - przyglądała się naprawdę długo - Ojej już późno, czas szybko biegnie w miłym towarzystwie - uśmiechnęła się (nieszczerze) - Na pewno jesteś zmęczona. W każdym razie ja udam się już na spoczynek - wstała - Do zobaczenia jutro, moja droga- znowu ten sam uśmiech - wyszła zabierając kartkę ze sobą.

   Yyy. Co się stało? Ciotka nagle urwała całe nasze spotkanie. Chyba naprawdę źle rysuję. Ciężko westchnęłam na myśl, ile jeszcze pracy przede mną. 

  Wróciłam do pokoju. Nie zastałam tam nikogo. Popatrzyłam na zegar. Była czwarta po południu. Wcześnie. Mimo wszystko postanowiłam się położyć do łóżka. Juhuu! Dalej tak samo miękkie jak za pierwszym razem. Próbowałam zasnąć, już nawet nie chciałam myśleć o zachowaniu ciotki. Ona chyba żyła we własnym świecie.

  Powoli zamykałam oczy. Już prawie. Jeszcze trochę i zasnę. Chwilunia...

...A CO Z KOLACJĄ! KOLACJI NIE BYŁO!






Chłopcy z Placu Broni - Po drugiej stronie muruOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz