I

1K 48 2
                                    

Sobota. Kolejny pochmurny, październikowy dzień. Dni stają się coraz krótsze, a noce wydłużają się - dla Lysandra szczególnie.

Chłopak szedł właśnie parkową alejką słysząc wydobywający się spod butów szelest liści, które dopiero spadły z drzew. Wiatr poruszał srebrnymi końcówkami jego włosów, które pozostały nieprzykryte ciemną czapką. Długi płaszcz okrywał go aż do kolan i idealnie komponował się z jasnymi spodniami. W uszach rozbrzmiewała pochodząca z słuchawek spokojna melodia. Wzrok miał utkwiony gdzieś daleko przed sobą.

Lysander właśnie zmierzał na spotkanie z Kastielem - jego najlepszym przyjacielem już od czasów dzieciństwa i jednocześnie gitarzystą w ich dwuosobowej „kapeli". Mimo że widzieli się codziennie w szkole, a nawet byli w jednej klasie, potrzebowali swobodnej rozmowy, poza licealnymi murami.

Gdy zegarek wskazywał godzinę 15:26, srebrnowłosy był już przed opuszczonym budynkiem na obrzeżach miasta. Wyciągnął słuchawki z uszu, niedbale wcisnął je do kieszeni i szybko przeszedł na tył budowli. Tam, na betonowych, nieco wybrakowanych schodkach siedział już Kastiel, wokół którego unosiła się chmura dymu.

- Myślałem, że już się nie zjawisz - uśmiechnął się sarkastycznie i zagasił papierosa.

- Wybacz, chyba się przeliczyłem wychodząc z domu tak późno - Lysander usiadł obok i popatrzył na przyjaciela.

Poza ciemnoczerwoną bluzą z kapturem cały jego ubiór był w kolorze czarnym - między innymi poszarpane jeansy czy skórzana kurtka, która kontrastowała z ognistą barwą jego włosów.

Rozmawiali o planie na nową piosenkę. Niebo powoli okrywało się ciemną zasłoną. W oddali, po drugiej stronie rzeki, w oknach budynków zapalały się pojedyncze światła. Stamtąd też dochodził stłumiony odgłos jadących samochodów.

- Um, o jednym zapomniałem ci wspomnieć - powiedział czerwonowłosy. - Wczoraj dzwonili do starych ze szkoły. Znowu przyczepili się do nieobecności - przewrócił oczami.

- Stwierdzili, że sam tego nie załatwisz? - Lysander przeniósł wzrok, do tej pory skupiony na wieczornym widoku miasta, na chłopaka.

- Przecież wiesz, że dawno byłoby po sprawie, gdybym mógł załatwić to z kimś normalnym. Taka błahostka to jeszcze nie pretekst do rozmów z blondaskiem.

- No tak, mogłem domyślić się, że o to tu chodzi - westchnął. - Ale może da się coś zrobić... Bez ingerencji dyrekcji i rodziców.

- Stary, dobrze się dzisiaj czujesz? Ja? Ja i Nataniel? Szybciej zrobię mu krzywdę niż się dogadamy - Kastiel parsknął śmiechem unosząc jednocześnie brew.

- Przesadzasz... Wiem, że się nienawidzicie, ale to dla twojego dobra - stwierdził Lys.

- Dobrze mamusiu, poradzę sobie - zaśmiał się. Drugi jedynie pokręcił głową, unosząc tym samym kąciki ust.

Kastiel sięgnął do jednej z kieszeni, po czym wyciągnął z niej kolorową zapalniczkę i paczkę czerwonych Marlboro. Skierował ją w stronę Lysandra.

- Może jednak się poczęstujesz? - zapytał wyciągając jednocześnie jednego papierosa, aby włożyć go do ust.

- Dobrze wiesz, że nie palę.

Wyobrażenie [Lysander x Kastiel]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz