Snames 22

309 19 8
                                    

James chodził po korytarzu pod drzwiami od Skrzydła Szpitalnego. Reszta Huncwotów z Regulusem stali lub siedzieli przy ścianie.

James: Muszę tam wejść!

Remus *zatrzymał go*: Pomfery i robi co trzeba. Będzie dobrze.

Syriusz *wstał i podszedł do nich*: Tak. Remus ma rację. Zaraz nas zawołają.

Lily: Gdzie on jest! Co się dokładnie stało!

Rudowłosa miała rozwiane włosy i policzki czerwone oraz dyszała od biegu.

Syriusz: Za tymi drzwiami. A co się stało, jak to co! Banda czystokrwijców chciała go zabić!

Remus: Łapa...

Syriusz: Co źle mówię!

Wrzasnął, a James uderzył pięścią w ścianę.

Lily: Ale żyję, prawda?

Chłopcy popatrzyli na siebie.

Regulus: Jak go ostatnio widzieliśmy to żył.

Lily zasłoniła twarz rękoma i zaczęła płakać. Remus spojrzał krytycznie na młodszego z Blacków i przytulił dziewczynę.

Syriusz: Ty brat to umiesz pocieszyć. *zacmokał* Nie ma co.

Drzwi otworzyły się. Pomfery ustała przed nimi, a na jej twarzy malowało się mocne zmęczenie. Uczniowie spojrzeli na nią błagalnie i wyczekując.

Pomfery: Pan Snape śpi, odpoczywa. Możecie wejść ale na chwilę i cicho.

Wszyscy na raz ruszyli w stronę drzwi i kobiety. Pomfery zmęczona wyciągnęła ręce przed siebie.

Pomfery: Cicho.

Remus: Przepraszamy.

Po cichu i w miarę spokojnie podeszli do jednego z łóżek na którym spał Ślizgon. James szybko usiadł i złapał chłopaka za rękę. Lily miała zamiar usiąść z drugiej strony ale Syriusz, Regulusem ją powstrzymali. Severus miał opatrunek na policzku i wydawał się być jeszcze bardziej blady. Przebrany w piżamę i pod kordłą oddychał niespokojnie. James głaskał go po dłoni szepcząc cichutko.

James: Cii...Już jestem. Jesteś bezpieczny.

Pomfery: Żadne z rzuconych na niego zaklęć już mu nie grozi. A rana po sztylecie z czasem się zagoi i zostanie małą blizna, tak jak na twarzy. Maść jutro będzie gotowa świeżo zrobiona lepiej zadziała. 

Regulus: A to w tym sztylecie nie było żadnej klątwy, trucizny?

Gryfoni spojrzeli na niego z przerażeniem, a James przerwał szeptanie i głaskanie chłopaka.

Pomfery: Nie, razem z dyrektorem sprawdziliśmy. Na szczęście to zwykły sztylet. Choć jakby trawił w tętnicę udową, nie chcę myśleć. 

Kobieta odkaszlnęła.

Pomfery: Proszę iść już od dormitorium. Wszystkim nam należy się odpoczynek po tak ciężkim dniu.

James zaczął ponownie szeptać i głaskać ale tym razem zdrowy policzek Ślizgona.

Remus: Możemy jeszcze chwilę.

Do sali weszli opiekunowie domu lwa i węża, Pomefery podeszła do nich. Nauczyciel Eliksirów był blady i smutny co chwilę zerkał na Gryfonów i Ślizgona.

McGonagall: Poppy i jak, bardzo źle?

Pomfery spojrzała na uczniów, którzy odwrócili od nich szybko wzrok.

Pomfery: Myślałam, że bezie gorzej. Zaklęcia wygórowane nie były, a sztylet zwykły więc...

McGonagall: Rozejdzie się po kościach.

 Slughorn: Kamień z serca. Takie straszne...moi wychowankowie. Nie mogę uwierzyć.

McGonagall: Spokojnie. Trzeba im jeszcze silniejszej ręki. Albus powiedział, że tym razem nie będzie zmiłuj. Poppy wybacz ale wyglądasz okropnie. Wyślę uczniów do dormitorium i jak coś to fiukaj.

Pomfery uśmiechnęła się smutno. Opiekunka domu lwa podeszła do uczniów.

McGonagall: Jutro też jest dzień, a na szczęście stan pana Snape'a nie jest tragiczny więc możecie spokojnie iść do siebie i odpocząć.

Uczniowie uśmiechnęli się i zaczęli iść w stronę drzwi, tylko James nie ruszył się z miejsca.

McGonagall: Panie Potter, proszę.

James: Raz go zostawiłem i jak się skończyło!

Reums: James! Jutro.

Syriusz: Tak stary, daj mu buziaka i chodź. Jak szlaban zarobisz to będziesz miał miej czasu dla niego.

McGonagall spojrzała na niego smutno. Gryfon nie chętnie wstał i pocałował Ślizgona w usta. Ze spuszczoną głową podszedł do przyjaciół.

McGonagall: Dobranoc.

Uczniowie: Dobranoc.

--------------

527 słów :)

Miniaturki i Talksy XDOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz