James chodził po korytarzu pod drzwiami od Skrzydła Szpitalnego. Reszta Huncwotów z Regulusem stali lub siedzieli przy ścianie.
James: Muszę tam wejść!
Remus *zatrzymał go*: Pomfery i robi co trzeba. Będzie dobrze.
Syriusz *wstał i podszedł do nich*: Tak. Remus ma rację. Zaraz nas zawołają.
Lily: Gdzie on jest! Co się dokładnie stało!
Rudowłosa miała rozwiane włosy i policzki czerwone oraz dyszała od biegu.
Syriusz: Za tymi drzwiami. A co się stało, jak to co! Banda czystokrwijców chciała go zabić!
Remus: Łapa...
Syriusz: Co źle mówię!
Wrzasnął, a James uderzył pięścią w ścianę.
Lily: Ale żyję, prawda?
Chłopcy popatrzyli na siebie.
Regulus: Jak go ostatnio widzieliśmy to żył.
Lily zasłoniła twarz rękoma i zaczęła płakać. Remus spojrzał krytycznie na młodszego z Blacków i przytulił dziewczynę.
Syriusz: Ty brat to umiesz pocieszyć. *zacmokał* Nie ma co.
Drzwi otworzyły się. Pomfery ustała przed nimi, a na jej twarzy malowało się mocne zmęczenie. Uczniowie spojrzeli na nią błagalnie i wyczekując.
Pomfery: Pan Snape śpi, odpoczywa. Możecie wejść ale na chwilę i cicho.
Wszyscy na raz ruszyli w stronę drzwi i kobiety. Pomfery zmęczona wyciągnęła ręce przed siebie.
Pomfery: Cicho.
Remus: Przepraszamy.
Po cichu i w miarę spokojnie podeszli do jednego z łóżek na którym spał Ślizgon. James szybko usiadł i złapał chłopaka za rękę. Lily miała zamiar usiąść z drugiej strony ale Syriusz, Regulusem ją powstrzymali. Severus miał opatrunek na policzku i wydawał się być jeszcze bardziej blady. Przebrany w piżamę i pod kordłą oddychał niespokojnie. James głaskał go po dłoni szepcząc cichutko.
James: Cii...Już jestem. Jesteś bezpieczny.
Pomfery: Żadne z rzuconych na niego zaklęć już mu nie grozi. A rana po sztylecie z czasem się zagoi i zostanie małą blizna, tak jak na twarzy. Maść jutro będzie gotowa świeżo zrobiona lepiej zadziała.
Regulus: A to w tym sztylecie nie było żadnej klątwy, trucizny?
Gryfoni spojrzeli na niego z przerażeniem, a James przerwał szeptanie i głaskanie chłopaka.
Pomfery: Nie, razem z dyrektorem sprawdziliśmy. Na szczęście to zwykły sztylet. Choć jakby trawił w tętnicę udową, nie chcę myśleć.
Kobieta odkaszlnęła.
Pomfery: Proszę iść już od dormitorium. Wszystkim nam należy się odpoczynek po tak ciężkim dniu.
James zaczął ponownie szeptać i głaskać ale tym razem zdrowy policzek Ślizgona.
Remus: Możemy jeszcze chwilę.
Do sali weszli opiekunowie domu lwa i węża, Pomefery podeszła do nich. Nauczyciel Eliksirów był blady i smutny co chwilę zerkał na Gryfonów i Ślizgona.
McGonagall: Poppy i jak, bardzo źle?
Pomfery spojrzała na uczniów, którzy odwrócili od nich szybko wzrok.
Pomfery: Myślałam, że bezie gorzej. Zaklęcia wygórowane nie były, a sztylet zwykły więc...
McGonagall: Rozejdzie się po kościach.
Slughorn: Kamień z serca. Takie straszne...moi wychowankowie. Nie mogę uwierzyć.
McGonagall: Spokojnie. Trzeba im jeszcze silniejszej ręki. Albus powiedział, że tym razem nie będzie zmiłuj. Poppy wybacz ale wyglądasz okropnie. Wyślę uczniów do dormitorium i jak coś to fiukaj.
Pomfery uśmiechnęła się smutno. Opiekunka domu lwa podeszła do uczniów.
McGonagall: Jutro też jest dzień, a na szczęście stan pana Snape'a nie jest tragiczny więc możecie spokojnie iść do siebie i odpocząć.
Uczniowie uśmiechnęli się i zaczęli iść w stronę drzwi, tylko James nie ruszył się z miejsca.
McGonagall: Panie Potter, proszę.
James: Raz go zostawiłem i jak się skończyło!
Reums: James! Jutro.
Syriusz: Tak stary, daj mu buziaka i chodź. Jak szlaban zarobisz to będziesz miał miej czasu dla niego.
McGonagall spojrzała na niego smutno. Gryfon nie chętnie wstał i pocałował Ślizgona w usta. Ze spuszczoną głową podszedł do przyjaciół.
McGonagall: Dobranoc.
Uczniowie: Dobranoc.
--------------
527 słów :)
CZYTASZ
Miniaturki i Talksy XD
FanfictionMiniaturki i Talksy XD #11 Huncwoci - 19.07.2020 #9 Snames - 25.10.2020 #5 Snames - 03.01.2022