- Jesteś pewna, że wzięłaś wszystko, co potrzebne? - spytał tata, wychylający się zza miejsca kierowcy w samochodzie. W odpowiedzi skinęłam głową. Ojciec westchnął. Oboje wysiedliśmy z samochodu. Podszedł do bagażnika i ostrożnie wyjął z niego mój bagaż.
- W takim razie idź, nie możesz spóźnić się na samolot. Uważaj na siebie i bądź cierpliwa wobec matki. - powiedział, oddając walizkę w moje ręce. Złapałam za uchwyt, drugą ręką poprawiłam okulary na nosie i zaciągnęłam maskę na twarz. Tata spojrzał na mnie z niesmakiem.
- I zdejmij tę ścierę z twarzy. Jesteś piękną dziewczyną, oszpecasz się. - zauważył. Na te słowa wyjęłam z kieszeni kartkę i napisałam jedno zdanie: ,,Żadna różnica, skoro nikt nie zechce dziewczyny niemowy". Mój ojciec przemilczał to, co napisałam.
- Uważaj na siebie. Pamiętaj, że cię kocham. Wiem, że cię to nie obchodzi, ale...Miej to w pamięci. - rzekł, po czym bez słowa wsiadł do samochodu. Trwałam w milczeniu i bezruchu. Po chwili już go nie było. Obchodzi mnie to, tato. Lecz nie oczekuj ode mnie cierpliwości wobec matki. Niewiele myśląc podążyłam w stronę lotniska, ciągnąc za sobą walizkę. Udzielono mi tam niezbędnych instrukcji w kwestii bagażu. Potem pozostało mi jedynie czekać na samolot. Gdy ten wreszcie się pojawił, ku mojej frustracji dziesiątki ludzi stało w kolejce do tego samego samolotu, co ja. Całe szczęście moje miejsce znajdowało się na samym końcu, przy jednym z okien. Prawie całe dziesięć godzin mojej podróży przespałam, z parogodzinną przerwą na narysowanie szkicu w moim notesie. Przepadam za rysowaniem. Void bardzo ceni moje prace. Skoro to on mówi mi, że moje prace są w porządku, na pewno jest w tym szczery. Po dość długiej podróży dotarłam na miejsce. Już w chwili gdy wysiadłam z samolotu poczułam się przytłoczona ilością ludzi w Nowym Jorku. Nie dziwi mnie to specjalnie, w końcu to największa metropolia w Stanach Zjednoczonych. Starałam się jednak nie zwracać na to większej uwagi. Po odebraniu bagażu z lotniska postanowiłam złapać taksówkę. Nie miałam pojęcia, dokąd powinnam się udać. Znałam jedynie adres, do którego musiałam się dostać. Moja matka i siostra nie mieszkały już na przedmieściach. Przeprowadziły się do centrum, kiedy Reiji dostała się na studia. Oczywiście, znalazła się na jednej z najlepszych uczelni w Nowym Jorku. Nic dziwnego - matka uznała za punkt honoru zrobić z mojej siostry ,,kobietę sukcesu". Chyba jej plan się powodzi. Wkrótce nawet Reiji będzie miała dość tyranii mojej rodzicielki. Nie przejmuję się tym jednak. Mam ważniejsze sprawy na głowie. Z takimi myślami w głowie czekałam na taksówkę. W końcu jakaś podjechała nieopodal, a ja wsiadłam do niej bez zastanowienia, wcześniej zostawiając walizkę w bagażniku.
- Dzień dobry, dokąd Panią zabrać? - zapytał uprzejmie dosyć młody taksówkarz. W odpowiedzi na jego pytanie podsunęłam mu kartkę z adresem, do którego zmierzam.
- Stonehill Street 79. Nie ma sprawy! - uśmiechnął się ciepło, po czym odwrócił się w kierunku kierownicy. - W takim razie jedziemy.
O dziwo jego obecność nie była aż tak irytująca. Wręcz przeciwnie, był serdeczny. Nie zdziwił się nawet tym, że mam maskę na twarzy i nie powiedziałam do niego ani słowa. Chyba przywykł do dziwaków mojego pokroju. Kiedy wyruszyliśmy, co jakiś czas patrzył na mnie przez lusterko wewnątrz auta i uśmiechał się.
- Wygląda pani dosyć wyjątkowo. Zgarnąłem panią spod lotniska, więc musiała pani przylecieć zza granicy. Ciekawi mnie tylko, skąd. - zastanawiał się.
W odpowiedzi napisałam mu na kartce tylko jedno zdanie: ,,Przepraszam, jestem niemową". Szybko zerknął na to, co napisałam. Chyba zrobiło mu się głupio.
- Proszę wybaczyć, nie miałem pojęcia.
Po tych słowach nastała między nami niedługa cisza. Przejechaliśmy parę kilometrów. Po tym stanęliśmy w olbrzymim korku. Nic dziwnego, korki to charakterystyczna cecha tego miasta.
- Niestety, jest siedemnasta. O tej porze są w mieście spore korki. Prawdopodobnie minie pół godziny, zanim z nich wyjedziemy. - poinformował mnie taksówkarz. Zdjęłam maskę z twarzy, po czym westchnęłam. Kierowca spojrzał na mnie z zastanowieniem.
- Z pewnością jest pani azjatką. Poznaję po kształcie oczu. - uśmiechnął się. Odwzajemniłam uśmiech i napisałam: ,,Moja mama jest stąd, ale tata jest japończykiem. Od sześciu lat mieszkam w Japonii". Taksówkarz uśmiechnął się ponownie.
- Czyli dobrze poznałem! Kultura japońska jest bardzo interesująca. Pani również na pierwszy rzut oka jest niezwykła. - skomplementował. Na jego słowa uśmiechnęłam się kwaśno. Młody kierowca speszył się na ten widok.
- Przepraszam, zapomniałem, że pani nie mówi. Proszę wybaczyć.
Uśmiechnęłam się nieśmiało na znak tego, że nic się nie stało. Minęło pół godziny. Kiedy wyjechaliśmy z korku, dojazd na miejsce zajął nam kolejne dziesięć minut. Gdy dotarliśmy, taksówkarz pomógł mi z wyjęciem walizki z bagażnika. Z powrotem nałożyłam czarną maskę na twarz. Podziękowałam mu w języku migowym. Kierowca uśmiechnął się jeszcze raz, życzył mi miłego pobytu w Nowym Jorku, wsiadł do samochodu, po czym odjechał. Tymczasem moim oczom ukazał się wysoki apartamentowiec. Jeszcze raz sprawdziłam adres. Zgadzał się. Moja matka nieźle się urządziła, co absolutnie nie zmienia mojego podejścia do niej. Wchodzę do apartamentowca, po czym przywołuję windę. Ku mojej radości jest ona pusta. Coś w moim życiu musiało w końcu pójść po mojej myśli. Wjeżdżam na ósme piętro. Na samą myśl, że mam zaraz wejść do mieszkania mojej matki mam ochotę puścić pawia. Nie mam jednak innego wyboru. Waham się, lecz nieśmiało dzwonię dzwonkiem do drzwi mieszkania. Czekam dłuższą chwilę. Ciekawe, czy ktokolwiek otworzy mi drzwi. Niestety, tak się dzieje. Ku mojemu zdziwieniu drzwi otwiera moja siostra, Reiji. Jest zaskoczona moim widokiem.
- Rin, to ty?! Jejku, jak ty się zmieniłaś przez te wszystkie lata! Nie spodziewałam się, że przyjedziesz do nas tak wcześnie. Zdążyłaś na lunch, kochana. Wejdź, rozgość się. - powiedziała z energią. Boże, jak ja nienawidzę w niej tej sztucznej uprzejmości. Zrobiłam to co mi kazała. Na mojej twarzy malował się niesmak. Wciąż miałam maskę na twarzy. Siostra zamknęła za mną drzwi. Ona także się zmieniła - spoważniała i wydoroślała. Zmieniła też fryzurę.
- Zdejmij buty, słońce. Bez obaw, mama będzie w domu dopiero o dwudziestej. Lunch za moment będzie gotowy. Pokój dla ciebie znajduje się w korytarzu, ostatnie drzwi po lewej. - poinformowała mnie. - Możesz śmiało zabrać swój bagaż do pokoju i lekko się rozpakować. Zawołam cię, gdy jedzenie będzie gotowe.
Skinęłam głową na potwierdzenie, po czym wraz z walizką ruszyłam do pokoju. Był przestronny, a promienie zachodzącego słońca wpadały przez okno. Zdjęłam maskę, po czym padłam na łóżko ze zmęczenia. Było miękkie. Myślami przywołałam Voida. Otoczyła mnie czerwona aura. Spojrzał na mnie przenikliwie.
- Wiem, że wcale nie chcesz tu być... - rzekł. Westchnęłam w odpowiedzi.[...]
Wczoraj dostałem list ze zdjęciem Raydelany. Trzeba odnaleźć tego delikwenta, zanim przyjdzie mu do głowy zrobić coś z artefaktem. Jutro wylatuję do Nowego Jorku. Od godziny pakuję tę walizkę i ciągle mam przeczucie, jakbym zapomniał czegoś spakować. Żebym ja tylko wiedział, czego. Wędruję po domu w tę i z powrotem. Mierzę wzrokiem meble i ściany. W końcu docieram do biurka. W niewielkiej ramce dostrzegam znajomą fotografię. Na zdjęciu widnieje cała nasza drużyna: Polnareff, Kakyoin, Avdol, Iggy i staruszek. Właśnie wtedy pomyślałem, że przyjazd do Nowego Jorku będzie dobrą okazją, by upewnić się, że Joseph jest jeszcze w jednym kawałku. Będę musiał do niego zawitać. Wtedy też dotarło do mnie, o czym zapomniałem. Wyjąłem zdjęcie z ramki i wcisnąłem je do swojego portfela. Nie chcę się z nim rozstawać...Przypomina mi o czymś bardzo ważnym. Może jestem sentymentalny, ale niczego to nie zmienia, skoro wszyscy wokoło przekonani są o tym, że jestem twardy i chłodny. Tak naprawdę tylko ja i moja matka znamy prawdę o tym, jaki jestem. Wzdycham ciężko. Chyba spakowałem już wszystko. Pozostało mi tylko porządnie się wyspać przed podróżą. Obym spał dziś spokojnie...
CZYTASZ
本当のことを言え [ JoJo's Bizarre Adventure - Fanfiction ] [ OC ] [ ZAKOŃCZONE ]
FanfictionTell me the truth. "Ukrywasz prawdziwą twarz pod maską obojętności, w duszy licząc na to, że nikt nie zobaczy, jaki jesteś naprawdę. Ja zobaczyłam. I spodobało mi się to, co ujrzałam. Ale dopóki wcześniej wspomniana maska ci towarzyszy, nasza znajom...