[6] Gniew czy sympatia?

59 10 0
                                    

Otworzyłam oczy. Pierwszym, co poczułam było światło przebijające się pomiędzy moimi rozchylonymi powiekami. Drugim zaś piekielny ból głowy, który rozsadzał mi czaszkę. Zaczerpnęłam powietrza tak, by napełnić całkowicie swoje płuca, po czym rozejrzałam się. Coś mi nie pasowało. To nie był mój pokój hotelowy. Moje serce zabiło nieco szybciej. Zerwałam się z miejsca i podbiegłam do okna. To nawet nie był mój hotel. Gdzie ja jestem?
- Yare yare daze...Nie panikuj tak od razu... - rzekł głos zza moich pleców. Skądś go znam. Chyba słyszałam go ubiegłej nocy. Odwróciłam się i spojrzałam w twarz mężczyzny. Mierzył około metr dziewięćdziesiąt i był ponadprzeciętnie umięśniony. Miał morskie oczy i ostre rysy twarzy. Pasma czarnych włosów, ułożonych w nieładzie spadały mu na twarz. Był ubrany w czarny golf ze złotym emblematem u szyi, białe, eleganckie spodnie i czarne lakierki. W dłoni trzymał szklankę wody. Jego wzrok wzbudził moje zaufanie, choć był odrobinę chłodny.
- Napij się. Pewnie zaschło ci w gardle. - rzekł, podając mi naczynie z wodą. Spojrzałam na niego nieufnie. - Jest dobra. Nie miałbym interesu w tym, żeby cię otruć. - zapewnił swoim basem, który w tamtej chwili brzmiał wyjątkowo łagodnie. Chwyciłam szklankę z wodą, po czym upiłam z niej parę łyków. Mężczyzna spojrzał na mnie zagadkowo.
- Pamiętasz, co stało się poprzedniej nocy? - spytał. Cofnęłam się nieco myślami. Pokiwałam głową na potwierdzenie.
- Jasne...Ten mężczyzna, który cię zaatakował. Znasz go? - dopytał. Zaprzeczyłam. Mój wybawiciel pokiwał głową w zrozumieniu. Nagle jego twarz przybrała dziwny wyraz, zupełnie jakby o czymś zapomniał.
- Wybacz, przypomniałem sobie. Nazywam się Jotaro Kujo. Po wczorajszej sytuacji postanowiłem, że lepiej będzie, jeśli będę miał na ciebie oko, dlatego przywiozłem cię tutaj. Skorzystałem z dokumentów, które miałaś przy sobie, by przywieźć twoje rzeczy. Przy okazji dowiedziałem się paru rzeczy o tobie. - zauważył. Na mojej twarzy pojawił się niesmak, co nie uszło uwadze mojego rozmówcy. Jaką on ma czelność dotykać moje rzeczy osobiste?
- Nie miej mi tego za złe. Mam dobre intencje wobec ciebie. - zapewnił. Te słowa odrobinę mnie uspokoiły. Tymczasem mężczyzna wyjął z kieszeni paczkę papierosów oraz zapalniczkę. Zapalił papierosa, po czym schował potrzebne rzeczy do kieszeni.
- Rin Shizukesa, prawda? Nie musisz się przede mną ukrywać. Dziwne, że nawet w tak ogromnej panice jak wczoraj nie próbowałaś się obronić. Wiem, że jesteś użytkowniczką Standa. - rzekł. Zamarłam. Skąd miałby to wiedzieć? Wywnioskował z notesu czy ktoś mu powiedział? Nie, niemożliwe.
- Teraz, kiedy już cię rozszyfrowałem...Może pokażesz mi swojego Standa i porozmawiamy? Odwdzięczę się tym samym. Obiecuję, że nie zrobię ci krzywdy. Wprawdzie gdybym chciał uczynić ci cokolwiek złego...Już dawno mógłbym to zrobić. - zauważył. - Mogłem cię tam zostawić, skoro upiłaś się na własne życzenie. To było dosyć nieodpowiedzialne z twojej strony. Ale...Czułem, że muszę zareagować.
Przywołałam do siebie Voida. Na twarzy mojego rozmówcy wymalowało się zdumienie. Chyba coś przyszło mu na myśl, lecz nie wiem, co to było. Z uwagą mierzył wzrokiem mojego Standa, po czym sam przywołał swojego. Moim oczom ukazało się pokaźnych rozmiarów widmo umięśnionej postaci o bladej, fioletowej cerze, niebieskich oczach i rozwianych, czarnych włosach. Istotnie, był to Stand, który wczoraj uratował mnie przed tamtym zwyrodnialcem.
- Mój Stand to Star Platinum. - przedstawił.
Void przyjrzał się drugiemu widmu oraz jego użytkownikowi. Wniknął w ich uczucia. Nie zaobserwował nic złego, więc przedstawił się.
- Jestem Void. Rin jest niema, dlatego czasem zastępuję ją w komunikacji. - rzekł mój Stand. Jotaro uśmiechnął się delikatnie.
- Możemy rozmawiać po japońsku. Również stamtąd pochodzę.
Mój Stand kiwnął głową w zrozumieniu. Połączył się z moim mózgiem, aby móc dokładnie kopiować to, co chcę powiedzieć. Mężczyzna był zafascynowany możliwościami mojego widma.
- ,,Dziękuję ci za ratunek". - odpowiedziałam z pomocą Voida. - ,,Gdyby nie ty, zapewne coś by mi się stało".
- Nic wielkiego. - odpowiedział krótko.
- ,,Pewnie już sporo się o mnie dowiedziałeś z moich dokumentów i rzeczy, z których korzystam". - zauważyłam. Uśmiechnął się tajemniczo w odpowiedzi.
- Nazywasz się Rin Shizukesa, masz dwadzieścia dwa lata, tak jak ja jesteś z Japonii i władasz Standem. To wszystko, co wiem. - przyznał.
- ,,Więc o czym chciałeś porozmawiać, Jotaro?" - spytałam. - ,,O ile mogę tak do ciebie mówić".
- Możesz. Mam do ciebie parę pytań. Usiądź. - nakazał poważnym tonem. Wypełniłam jego polecenie. Zaciągnął się dymem papierosowym, po czym wypuścił z ust parę kółek dymu. Spojrzał na mnie pytająco, trzymając w rękach paczkę papierosów.
- Chcesz jednego?
Pokręciłam przecząco głową.
- Właściwie masz rację. Miałem rzucić to badziewie, ale nigdy nie daję rady... - rzekł zrezygnowany. - W każdym razie nie zamierzam wypytywać o umiejętności twojego Standa, zważywszy, że ty nie zadajesz pytań w kwestii mojego. Tak więc...Przybyłem do Nowego Jorku, ponieważ szukam pewnego człowieka, który posiada pewien przedmiot, którym może zrobić komuś krzywdę. Tak samo jak i my jest użytkownikiem widma, wedle informacji, jakie do tej pory uzyskałem. Mam zamiar go spacyfikować i odbić ów przedmiot, ale nie mam bladego pojęcia, gdzie szukać tego gościa. Wiem, że mieszka w centrum, ale nic poza tym. Stąd moje pytanie - czy znasz mężczyznę imieniem Zack Raydelana? - zapytał.
Zamyśliłam się przez chwilę. Mam wrażenie, że gdzieś już słyszałam to imię i nazwisko. Po niedługim namyśle, olśniło mnie.
- ,,Zdaje mi się, że jest to współpracownik mojej matki. Gdy byłam u niej w domu słyszałam, jak rozmawiała z tym facetem przez telefon. Podejrzewam, że może być jej współpracownikiem. A jako, że wiem, gdzie pracuje moja matka, znalezienie go będzie kwestią paru godzin". - odpowiedziałam. Mój rozmówca był najwyraźniej pozytywnie zaskoczony takim obrotem spraw.
- Więc zaprowadzisz mnie tam jeszcze jutro. Muszę znaleźć tego gnoja, zanim jakiś głupi pomysł wpadnie mu do głowy. - odrzekł chłodno Jotaro. Mam wrażenie, że ten facet raz jest miły, a raz wredny. Ciekawa persona.
- ,,Co ja będę z tego miała?" - zapytałam. - ,,Nie mam żadnego interesu w tym, by ci pomagać."
Spojrzał na mnie spod oka.
- Nie sądzisz, że uratowanie ci życia jest wystarczającą przyczyną ku temu, byś mi pomogła? - zapytał z chłodem w głosie. Zaśmiałam się.
- ,,Podziękowałam ci. To powinno być dla ciebie wystarczające. Nie prosiłam o to, żebyś mi pomagał." - zauważyłam. Zamarł. Chyba nie do końca dotarło do niego to, co powiedziałam. Zawahał się. Widziałam w wyrazie jego twarzy, że ma jeszcze jednego asa w rękawie.
- Wcale nie chciałem ci pomagać. Zwyczajnie sam potrzebowałem kogoś do pomocy w znalezieniu tego dupka. Myślisz, że gdybym miał wybór, poprosiłbym o pomoc właśnie ciebie? Chyba sobie kpisz. Nienawidzę kobiet i najchętniej nie chciałbym mieć z nimi nic wspólnego. Ale niestety tym razem nie mam wyboru. Dlatego chcę zawrzeć układ. Możesz mi pomóc i nie płacić za hotel. Dodatkowo zawiozę cię do domu na mój koszt. Możesz też mi nie pomagać i zostać sama ze wszystkimi problemami, gówniaro. Wybór należy do ciebie. - odrzekł z jadem w głosie, a jego zdenerwowanie było widoczne w każdej cząstce jego ciała. Zaczęłam się śmiać. Jotaro spojrzał na mnie z furią.
- Z czego się śmiejesz?! - krzyknął w przypływie gniewu. Uśmiechnęłam się zagadkowo.
- ,,Jesteś dosyć zabawny, kiedy się denerwujesz. Spokojnie, bo ci żyłka pęknie. Wchodzę w to, pod warunkiem, że dotrzymasz swoich zobowiązań." - odpowiedziałam.
- Jestem słowny. - zapewnił. - Mam nadzieję, że będziesz dla mnie przydatna.
Ten gość ma tak wybujałe ego, że nie sposób sobie z niego nie żartować. Na początku był taki miły, a tak naprawdę jedyną rzeczą, na której mu zależało było wykorzystanie moich umiejętności i wiedzy na swoją korzyść. Cios poniżej pasa. Ale skoro współpraca z nim przyniesie mi tyle korzyści, nie mogę się nie zgodzić.

[...]

Ta dziewczyna...Jest wkurzająca jak wszystkie baby. A jednocześnie coś mnie z nią łączy. Czuję, że wewnętrznie jest podobna do mnie. Paroma słowami doprowadziła mnie do furii, co nigdy wcześniej mi się nie zdarzało w przypadku kogokolwiek innego. Zgaduję, że zwyczajnie bawiła ją ta sytuacja. Czy ona jest masochistką? A może po prostu jest jej wszystko jedno, tak jak mnie? Sama myśl, że w obecnej chwili jestem od niej zależny powodowała we mnie opór i irytację. Nie można było jednak odmówić jej tego, że była inteligentna, a jej Stand miał ogromny, niewykorzystany potencjał. Zdecydowanie różni się od innych. Przeciętna zapewne rzuciłaby mi się na szyję i zaczęła zachwycać się moją muskulaturą czy wyglądem. Ale ona...Zaczęła ze mnie kpić, grać mi na nosie i śmiać się z mojego zdenerwowania. Ponadto rozgryzła mnie w przeciągu paru minut, a konkretniej to, że chciałem wykorzystać jej Standa i obeznanie z Nowym Jorkiem do pacyfikacji Raydelany. Jednak zamiast być z tego powodu oburzona, zgadza się na współpracę ze mną. Bez wątpienia jest inna niż wszystkie te, które poznałem do tej pory. I właśnie z tego powodu mój gniew w stosunku do niej zniknął w przeciągu godziny. Czułem, że dzięki niej wszystko się powiedzie.

本当のことを言え [ JoJo's Bizarre Adventure - Fanfiction ] [ OC ] [ ZAKOŃCZONE ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz