[Prolog]

340 11 2
                                    

Początek pisania: 2 grudnia 2020

,,Róża wpadła do pokoju przez lekko uchylone okno, tak samo jak delikatne promienie słońca przebiegają pomiędzy wysokimi drzewami. Spojrzał na nią błękitnymi oczyma, westchnął, redukując niepewność drzemiącą w jego umyśle, po czym wziął ostrożny łyk kwaskowego wina. Nie powiedział ani słowa. Zamiast tego pogrążył się w zadumie."

Zapadła cisza. Monotonny, poważny głos zaprzestał swojego monologu. To milczenie wybudziło mnie z letargu. Otworzyłam oczy. Rozdział mojego audiobooka musiał dobiec końca. Westchnęłam ciężko, całkiem jak główny bohater powieści. Niepewnie spojrzałam na zegar wiszący na błękitnej ścianie mojego pokoju. Jest dziesiąta przed południem. Nie zważając na dość późną porę, znów kładę się na łóżku. Zaczynam się zastanawiać, w którym momencie moje życie przybrało tak fatalny obrót. Co się wydarzyło? Czy gdybym podjęła inne decyzje, znajdowałabym się dzisiaj w innym miejscu? Pewnie tak, lecz nigdy do końca nie poznam tych równoległych rzeczywistości, w których wszystko jest łatwiejsze. Ponownie cofam się myślami. Nie wiem, czego szukam. Może przyczyny, może powodu, może źródła. Choć to i tak jedno i to samo. Właściwie dociera do mnie, że tak naprawdę nigdy nie byłam do końca normalna. Prawdę mówiąc nie było momentu w moim życiu, w którym czułabym jedność ze zwykłymi szarymi ludźmi, poubieranymi w garnitury, idącymi po ulicy.  Jedynym uczuciem, jakim darzyłam te nijakie jednostki było obrzydzenie. Skąd się ono brało? Tego do tej pory nie wiem. Chociaż tak naprawdę nigdy nie chciałam tego wiedzieć, bo czułam się z tym dobrze. Co wcale nie zmieniało tego, że nie czułam się dobrze z samą sobą. Absolutnie nie. Moje własne ciało i umysł z biegiem lat stało się więzieniem. Więzieniem, z którego nigdy się nie uwolnię. Ale kiedy to wszystko się stało...? Żeby to wiedzieć, musiałabym cofnąć się dwadzieścia dwa lata wstecz, do roku 1979...Bo właśnie wtedy się urodziłam.

Urodziłam się 10 lipca 1979 roku. Nie przypominam sobie zbyt wiele z wczesnych lat mojego życia. Pamiętam jedynie wspólny dom, lekarzy, chłód matki i ciepło ojca. Starszej siostry wolałabym nie pamiętać. Z uśmiechem wspominam otrzymanie pierwszych okularów. Z rozpaczą zaś pierwsze kontakty z rówieśnikami, które kończyły się albo łzami, albo zamknięciem w sobie. Byłam inna. Nikt nie był w stanie mnie zrozumieć. Reakcje ludzi na coś, czego nie potrafią pojąć są różne. Wyszydzają to lub się tego boją. Rzadko który człowiek w obliczu nieznanego podąża inną drogą. Moim rodzicom wydawało się, że znaleźli przyczynę mojego wyalienowania. Myśleli, że byłam chora psychicznie. Dla mojej matce nie zrobiłoby to specjalnego wrażenia. I tak była bardziej zajęta robieniem z mojej siostry rozpuszczonej smarkuli. Ojciec jednak starał mi się okazywać najwięcej wsparcia, jak to tylko możliwe. Do tej pory doceniam to, jak wiele troski okazał mi w tamtym czasie. Inni członkowie mojej szkolnej klasy na szczęście nie byli dla mnie zbyt natarczywi. Albo unikali ze mną kontaktu, albo utrzymywali go z czystej uprzejmości. Nie ukrywam, że wtedy mi to pasowało. Najważniejsze oparcie miałam wtedy w ojcu. Wszystko jednak zmieniło się dwa lata później, kiedy pewnego dnia wracając ze szkoły nagle straciłam przytomność. Niewiele wtedy czułam, poza kłuciem na wysokości łokcia u prawej ręki i bólem w ustach. Byłam nieprzytomna dzień, może dwa. Gdy się obudziłam, moim oczom ukazały się białe ściany szpitala. Powiedziano mi, że zostałam porwana. Oprawca podał mi narkotyki, bym nie była w stanie się bronić. Zgwałcił, poranił moje ciało, a na koniec obciął język. Tych rzeczy dowiedziałam się dopiero po paru latach od tamtych wydarzeń, od mojego ojca. Matka za wszelką cenę chciała to przede mną ukryć. Chciała, żebym cierpiała. Brak możliwości mówienia nie zmienił drastycznie trybu mojego życia. Nie miałam z kim rozmawiać. Straciłam wiarę nawet we własnego ojca. Kiedy miałam szesnaście lat, razem z tatą przeprowadziłam się do Japonii. Chciał ulżyć mojemu cierpieniu i uwolnić się od toksycznej partnerki, jaką była moja matka. Pragnął również wrócić do swojej rodziny, którą niegdyś porzucił w imię miłości. Moja rodzicielka razem z siostrą pozostały w domu na przedmieściach Nowego Jorku. Po przeprowadzce poszłam do nowej szkoły i zamieszkałam w przytulnym domu, znajdującym się w niewielkim, spokojnym miasteczku. Niedługo potem do mojego życia wkroczyła pewna istota, która stała się moim przyjacielem. Tylko on potrafił mnie zrozumieć. Przez kolejne dwa lata ojciec i dziadkowie opiekowali się mną najlepiej jak mogli. Gdy skończyłam osiemnaście lat prawdopodobnie opadli z sił. W końcu zajmowali się dzieckiem, które nawet nigdy nie powie, że ich kocha. Nie potrafi mówić i nie wie, co to miłość. Zanim zostałam porwana, mój ojciec martwił się tylko moją chorobą. Potem pogrążył się w rozpaczy, ponieważ wiedział, że nigdy więcej nie usłyszy mojego głosu. Na jego miejscu nie czułabym smutku. W końcu nienawidzę siebie.

Nazywam się Rin Shizukesa.
Oto moja historia...

本当のことを言え [ JoJo's Bizarre Adventure - Fanfiction ] [ OC ] [ ZAKOŃCZONE ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz