Przepraszam, że ten rozdział jest taki krótki. Ma on za zadanie jedynie wprowadzić was do ostatniego rozdziału tego fanfiction. Nie ukrywam też, że cała ta fabuła trochę mnie zmęczyła i zależy mi jedynie na ukończeniu tego opowiadania. Spokojnie, w następnym dam z siebie wszystko. Mam nadzieję, że mimo wszystko wam się spodoba.
[2 miesiące później]
Przyszedł niechybny moment powrotu na uczelnię. Nie czułam się z tej przyczyny specjalnie rozdrażniona - przepadałam za moimi studiami, zresztą wykładowcy byli naprawdę konkretnymi i intrygującymi ludźmi. Każdy wykład czy seminarium było dla mnie interesujące. Powrót do znanej mi sprzed przerwy wakacyjnej rutyny uspokoił mnie psychicznie. Nie miałam już czasu zaprzątać sobie głowy uczuciowymi rozterkami, kiedy w ciągu jednego tygodnia musiałam pisać kilka pokaźnych prac pisemnych. Pomimo napiętego grafiku, mój ojciec przekonał mnie do wolontariatu. Przyłożyłam się nieco bardziej do gry na pianinie, czym zadowalałam małych pacjentów szpitali i losowych przechodniów na ulicy, dzięki którym zbierałam pieniądze dla ciężko chorych ludzi. Wbrew pozorom przyniosło mi to ogromną satysfakcję z życia. Mimo, iż czasem nie miałam nawet czasu na chwilę oddechu, wiedziałam, że w przyszłości życie mi się za to wszystko odwdzięczy. Reiji zaczęła pojawiać się w moim domu znacznie częściej. Okazało się, że wyprowadziła się od matki. Stale zamieszkiwała teraz u swojego świeżo upieczonego narzeczonego, którego wychwalała pod niebiosa. Cieszyłam się szczęściem siostry. Zawsze gdy pojawiała się w moim domu, wyręczała mnie w wielu sprawach i wspierała jak mogła. Byłam jej za to niezmiernie wdzięczna. Dopiero po tylu latach dostrzegłam, że bardzo się zmieniła oraz powinnam dać jej drugą szansę. Tak też uczyniłam i bynajmniej nie żałuję tamtej decyzji. Mój ojciec bardzo ucieszył się z poprawy relacji swojej z Reiji. Jest bardzo emocjonalnym człowiekiem, dlatego też każde uczucie przeżywa prawdziwie i dogłębnie, za co szczerze go kocham. Z optymizmem patrzę w przyszłość. Choć nie jestem duszą towarzystwa, wiem, że mam rodzinę, na którą mogę liczyć. Czegoś jednak mi brakowało...Subtelny smutek wybudził mnie z namysłu. Stałam właśnie na przejściu dla pieszych. Obok mnie stali inni przechodnie, oczekujący na zmianę koloru sygnalizacji. Moje włosy powiewały na zimnym wietrze, lecz ja sama, otulona ciepłym płaszczem, nie czułam chłodu. Czegoś wciąż mi brak...Lecz czego? Kątem oka dostrzegłam, że światła sygnalizatora zmieniły kolor na zielony. Ruszyłam zatem powoli do przodu. I nagle...Doznałam olśnienia. Obraz czyichś turkusowych oczu nagle pojawił się w moim umyśle niczym widmo letnich dni. Jotaro Kujo, obiekt mych emocjonalnych rozterek. Czy to za nim wtedy płakałam? Jeśli tak, dlaczego? Chyba nie zostawiłby mnie samej, gdyby zależało mu na mnie w jakikolwiek sposób. Jestem naiwna. Z dnia na dzień się odwrócił, mimo słów, które mówił. Mimo rzeczy, które dla niego zrobiłam. Mieliśmy trwać przy sobie, Jotaro. To zwiastował mi Noriaki. Tymczasem...Znów płaczę samotnie. Czyżbym źle go zrozumiała? Lecz kim człowiek o morskim spojrzeniu miałby dla mnie być? Serce i gwiazda...Z natłoku niepewnych myśli wyrwał mnie pisk opon. Kierowca rozpaczliwie próbował zahamować. Nim zdążyłam choćby mrugnąć, samochód z impetem przycisnął moją nogę do lampy ulicznej. Wydałam z siebie przeraźliwy okrzyk, a okulary spadły z mojego nosa. Wskutek uderzenia przednia szyba w samochodzie pękła, a kawałki szkła wbiły się w moje ciało, silnie raniąc moją twarz. Zamknęłam oczy czując, że jedno z nich niemiłosiernie boli. Kierowca wysiadł, podbiegł do mnie, po czym krzyczał coś, próbując wywołać we mnie jakąkolwiek reakcję. Niestety, było już za późno. Mój obraz się zamglił, a kończyny odmówiły posłuszeństwa. Widziałam już tylko ciemność.
[...]
Przed południem ubrany w szlafrok myłem zęby przed lustrem w łazience. Przyglądałem się swojemu zaspanemu obliczu i zamglonym oczom. Stargane loki lekko opadały mi na twarz. Nigdzie się nie wybierałem. Wiedziałem jednak, że nazajutrz ruszam na ekspedycję do Afryki. Wezwano mnie do pomocy przy analizie wraku pewnego statku, który niedawno odnaleziono. Pokładane są we mnie spore nadzieje, zważywszy na moje doświadczenie w biologii morskiej. Znów zerknąłem na swoje odbicie w zwierciadle. Zdecydowanie powinienem trochę się ogarnąć. Tym bardziej, że za kilkanaście godzin wracam do pracy. Wypłukałem usta, po czym leniwym krokiem wyszedłem z łazienki. Wszedłszy do kuchni zagotowałem wodę w czajniku elektrycznym, po czym przeciągnąłem się. Spałem dziś wyjątkowo długo, co nijak nie wpłynęło na moje niewyspanie. Westchnąłem. Właśnie wtedy, jak na zawołanie, zadzwonił telefon. Zdziwiłem się. Nie miałem pojęcia, kto mógłby dzwonić do mnie o tej porze, ponadto w niedzielę. Niemniej zerwałem się z kuchennego blatu, na którym przesiadywałem przez dłuższą już chwilę, po czym podszedłem do telefonu. Chwyciłem za słuchawkę.
- Kujo Jotaro.
- Dzień dobry, dzwonię do pana w imieniu fundacji Speedwagona. - usłyszałem po drugiej stronie. Masz ci los...Czego chcą tym razem? Kolejny raz nie wyrwę się z pracy.
- Co się stało? - zapytałem.
Mężczyzna po drugiej stronie westchnął ciężko, prawdopodobnie szukając w głowie odpowiednich słów.
- Niestety, dzwonię z przykrą informacją. - usłyszałem w odpowiedzi. Sapnąłem.
- Zatem słucham. - zakomunikowałem. Wewnątrznie byłem już przygotowany na najgorsze.
- Rin Shizukesa została poturbowana w wypadku samochodowym. Ma otwarte złamanie nogi oraz straciła jedno oko. Obecnie jest w śpiączce, nasi najlepsi lekarze dbają o jej hospitalizację. Prognostyki są optymistyczne. Czekamy jedynie na jej wybudzenie, które powinno nastąpić niedługo. - rzekł.
Zamarłem. W moim sercu wzniecił się bunt. Moje tętno podskoczyło w ułamku sekundy. Dlaczego ona...? Gdybym tylko mógł, zamieniłbym się z nią. Wolałbym sam skończyć połamany, jednak mieć świadomość, że Rin jest bezpieczna.
- Mieliście ją chronić. - wycedziłem z gniewem. Głos z drugiej strony zachował cierpliwość.
- Przykro nam, panie Kujo. Nikt nie był w stanie tego przewidzieć. Spodziewaliśmy się głównie ataków użytkowników Standów na pannę Shizukesę. - wyjaśnił. Zmarszczyłem brwi.
- To nie jest żadne wytłumaczenie, do cholery jasnej! - krzyknąłem do słuchawki, dając upust swojej furii.
- Proszę się uspokoić. Lekarze czuwają nad dziewczyną, ponadto Ryu Shizukesa codziennie odwiedza swoją córkę. - odparł tylko. Więc jej ojciec ma na imię Ryu...Ta informacja może być dla mnie przydatna.
- Informujcie mnie na bieżąco o stanie jej zdrowia. Chcę wiedzieć, kiedy się wybudzi i kiedy nastąpią jakiekolwiek postępy w jej leczeniu. - zarządziłem tonem nie pozostawiającym miejsca na sprzeciw.
- Oczywiście. Życzymy miłego dnia. - powiedziawszy to, zakończył rozmowę. Poczułem się zbity z tropu. Kompletnie nie wiedziałem, co myśleć. Pech chciał, że akurat jutro wyjeżdżam na bardzo długi czas. Sam nawet nie wiem, kiedy wrócę do domu. Gdybym nie miał w perspektywie powrotu do pracy, prawdopodobnie rzuciłbym wszystko i pojechał do niej jeszcze dzisiaj. Nie mogłem sobie jednak pozwolić na taką lekkomyślność. Byłem potrzebny, zresztą nie chciałem kolejny raz migać się od obowiązków. Zresztą...Co Rin pomyślałaby o mnie, widząc mnie po tak długim czasie, w dodatku po tym, jak kazałem jej o sobie zapomnieć? Zaczyna do mnie docierać, jak impulsywnym był w tamtej chwili mój czyn. Możliwe, że gdybym z nią został, nie doszłoby do tego wypadku. Popełniłem błąd. Uświadomiłem go sobie dopiero, gdy nie mam już możliwości naprawienia go. Moje serce zapłonęło szczerym żalem. Gdyby tak...Pojechać tam. Powiedzieć to wszystko, co przemilczałem przez tak długi czas. Zdać się na jej łaskę i uczucia. Może właśnie to przyniosłoby upragniony spokój mojej duszy. Jej obecność. Wyjrzałem przez okno. Słońce napełniało światłem cały ogród, czyniąc każdą barwę silniej nasyconą. Dlaczego w moim umyśle jest tak szaro? Opuściłem roletę, chcąc ujrzeć tylko ciemność. Postanowione. Gdy tylko będę w stanie, pojadę do niej. I powiem wszystko. Wszystko to, czego nie powiedziałem nikomu w całym moim życiu.
CZYTASZ
本当のことを言え [ JoJo's Bizarre Adventure - Fanfiction ] [ OC ] [ ZAKOŃCZONE ]
FanficTell me the truth. "Ukrywasz prawdziwą twarz pod maską obojętności, w duszy licząc na to, że nikt nie zobaczy, jaki jesteś naprawdę. Ja zobaczyłam. I spodobało mi się to, co ujrzałam. Ale dopóki wcześniej wspomniana maska ci towarzyszy, nasza znajom...