Przez chwilę nie mogłam otworzyć oczu. Czułam się zupełnie otumaniona. Moje życie musiało się zachwiać. Towarzyszyło mi dziwne uczucie...Błogi spokój, którego od dawna nie zaznałam. Zorientowałam się, że nie jestem w stanie przypomnieć sobie, co się stało zanim znalazłam się w chwili teraźniejszej. Nabrałam powietrza w płuca. Udało mi się otworzyć oczy. Mój wzrok spotkał się z promieniami porannego słońca, na co lekko się skrzywiłam. Przysiadłam na łóżku, widząc parę niezidentyfikowanych plam przed moimi oczami. Kiedy rozejrzałam się po pokoju, wszystkie wspomnienia niespodziewanie wróciły, zupełnie jakby olśnienie przeszło przez mój umysł.
- Obudziłaś się. - powiedział pewien kobiecy głos. Przez moment nie byłam pewna do kogo należy. Po chwili jednak przed sobą ujrzałam kobietę o krótkich, granatowych włosach i brązowych oczach. To musiała być mama Josuke... - Napędziłaś mu niezłego stracha. - dodała. Westchnęłam cicho w odpowiedzi. Przetarłam oczy leniwymi ruchami dłoni.
- Przepraszam...Nie chciałam sprawiać pani kłopotu. - odrzekłam z poczuciem winy. Kobieta spojrzała na mnie z pobłażliwym uśmiechem.
- Nie przepraszaj. Przynajmniej coś się dzieje. - odpowiedziała na to. Uśmiechnęłam się w odpowiedzi. Popatrzyła na mnie ponownie, tym razem z powagą. - Josuke chciał z tobą porozmawiać. Dziwnym trafem jest nadzwyczajnie szczęśliwy od kiedy się pojawiłaś. - zakomunikowała. Lekki rumieniec wykwitł na mojej twarzy. Odpowiedziałam jej ciepłym uśmiechem.
- Skoro chce ze mną porozmawiać...To proszę go zawołać. - mówiąc to rozsiadłam się wygodnie na łóżku. Kobieta przytaknęła na moje słowa, po czym opuściła pokój. Westchnęłam ciężko. Wokół mnie oraz w moim umyśle nastała cisza. Josuke...Wywołał we mnie podobne dylematy, co Jotaro. Liczyłam na to, że będzie inaczej. Los miał jednak wobec mnie całkiem inne plany. Niespodziewanie drzwi lekko się uchyliły. Po chwili przeszedł przez nie Josuke, we własnej osobie. Gdy tylko ujrzał mnie całą i zdrową, jego twarz zaczęła promienieć. Podszedł do mnie z ciepłym uśmiechem wymalowanym na twarzy.
- Cieszę się, że się obudziłaś, Rin... - westchnął z ulgą. Odwzajemniłam jego uśmiech. Josuke usiadł obok mnie na łóżku, po czym spojrzał w moje oczy.
- Przestraszyłaś mnie. Nawet bardzo... - zaśmiał się pod nosem. Ja jednak spoważniałam, próbując odnaleźć się w całej tej sytuacji.
- Przepraszam, że wybiegłam wtedy z domu. Nie powinnam była... - westchnęłam z żalem. Oblicze granatowłosego przybrało zdumiony, lecz przy tym poważny wyraz. Przez moment między nami zapanowało całkowite milczenie. Przez ten czas byłam w stanie słyszeć jego serce, które łomotało w klatce piersiowej. Nagle Josuke przyciągnął mnie do siebie, po czym silnie objął. Wyglądał na...Zatroskanego. Westchnął ciężko, czując dobitnie moją obecność. Jego gest zaskoczył mnie, co objawiło się rumieńcami na moich policzkach.
- To ja przepraszam za to, że pytałem, co łączy cię z Jotaro. - odpowiedział z żalem. - Nie wiem, co mną wtedy kierowało...Możliwe, że byłem zwyczajnie zazdrosny, ponieważ...Przywiązałem się do ciebie. Może uznasz to za dziwne lub naiwne, ale...Tak właśnie jest. Stałaś mi się bliska, Rin. - wyznał Josuke, głęboko się rumieniąc. Moje ciało zareagowało podobnie. Uśmiechnął się, wypuszczając mnie ze swoich objęć. - Jeżeli jest coś, co mógłbym zrobić, żebyś zapomniała o tym, co zrobiłem...Zwyczajnie mi powiedz. Zrobię cokolwiek. - to rzekłszy, złożył delikatny pocałunek na moim policzku. Zamarłam. Byłam w tak ogromnym szoku, że nie byłam w stanie wykrztusić choćby słowa. Josuke...Czy ty... - Odpoczywaj. Na pewno ci się to teraz przyda. - powiedział tylko, po czym wstał i ruszył w kierunku drzwi wyjściowych. Niespodziewanie moje serce zbuntowało się.
- Josuke! - podniosłam głos. Chłopak spojrzał na mnie zdumiony, lecz jego oblicze wskazywało na to, że uważnie wysłucha tego, co mam zamiar powiedzieć. Zebrałam się na odwagę, by w końcu jakkolwiek odpowiedzieć na wyznanie Josuke.
- Ty także jesteś mi bliski... - powiedziałam cicho. Granatowłosy zarumienił się i uśmiechnął promiennie w moim kierunku.
- Jesteś naprawdę wyjątkowa. - to rzekłszy, wyszedł z pokoju, zostawiając mnie samą z bijącym w szale sercem oraz umysłem, którego myśli tworzyły labirynt niemożliwy do pokonania.[...]
Życie bywa niezmiernie kruche. Wszyscy jesteśmy śmiertelni, niezależnie od potęgi, władzy czy majątku, jaki posiadamy. Nasze losy toczą się zupełnie różnymi torami. Mogą się złączyć, lecz czy na zawsze? Jesteśmy pyłkiem we Wszechświecie - błahostką, drobnostką. Podążamy za czymś materialnym, bezsensowym, skończonym. Za rzeczami, za uznaniem, za ludźmi. Człowiek w świecie wypełnionym zepsuciem gładko ulega komformizmowi - porzuca szczytne wartości w imię godnego bytu. Wszyscy wokoło czegoś się boją. Obawiają się, że coś stracą. Pieniądze, przedmioty, pozycję społeczną, ukochane osoby. Może jestem odważny, może lekkomyślny...Ale w mojej rzeczywistości nie istnieje taka rzecz, która wywołałaby we mnie lęk. Żadna perspektywa nie jest w stanie wzbudzić we mnie strachu. Smutek, gniew...Owszem. Lecz nigdy przerażenie. Czy jestem odmieńcem? Możliwe. Lecz nigdy się tym specjalnie nie przejmowałem. Westchnąłem, wyrywając się z namysłu. Mój pokój hotelowy przepełniony był zapachem dymu papierosowego i kawy, zaś mój umysł myślami z pozoru pozbawionymi kontekstu. ,,Jeszcze jeden" - pomyślałem. Sięgnąłem po paczkę leżącą na szklanym stoliku. Pustka. Zerknąłem na popielniczkę. Pięć wypalonych papierosów. Szlag. Zgaduję, że to był ostatni. Muszę nareszcie kupić kolejną paczkę. Może w końcu doczekam się raka płuc. Tak czy siak...Komu ja tu jestem potrzebny? Spojrzałem na pustą, porcelanową filiżankę. Z kolejnym espresso wolę jednak poczekać. Z powrotem ułożyłem się na sofie z cichym westchnieniem, przymykając przy tym oczy. Życie...Każdy pragnie żyć, pomimo cierpienia. ,,Może tylko mnie jest wszystko jedno?" - pomyślałem z wewnętrznym bólem. Niespodziewanie po pokoju rozeszło się pukanie do drzwi. Warknąłem zniecierpliwiony, nie chcąc ich otwierać. Zrzuciłem dłonią kosmyk włosów z twarzy.
- Wejść! - krzyknąłem, odwracając wzrok w kierunku drzwi. Te uchyliły się nieśmiało. Patrzyłem na nie wyczekująco. Nie byłem pewny, kogo się spodziewać. W drzwiach stanęła znajoma mi dziewczyna - czarnowłosa, różnooka i niewysoka. Rin...
- Oh...To ty. - mruknąłem tylko. Spojrzała w moje oczy niepewnie, po czym zamknęła za sobą drzwi. Między nami zapanowała niezręczna cisza, podczas której wyraźnie słyszałem rytm swojego serca. Dlaczego zawsze gdy się pojawia, towarzyszy mi to uczucie...? Uczucie przyjemnego stresu. Milczała, patrząc w moje oczy. Jej spojrzenie przeniknęło każdą moją myśl oraz każde, najbardziej subtelne uczucie.
- Posłuchaj... - zacząłem, szukając w głowie odpowiednich słów. Spotkałem się jednak z oporem.
- To ty posłuchaj, Jotaro. - odrzekła z powagą, podchodząc bliżej mnie. Byłem gotowy na najgorsze wyzwiska. Na zbesztanie, zruganie, zmieszanie z błotem. Jednak...Jej wzrok nie wyrażał gniewu. Był dowodem głębokiego żalu. Nie wiedziałem, jak zareagować. Czy powinienem być przygotowany na najgorsze, czy też rozpływać się nad tym, jak pięknie moje imię brzmiało w jej ustach...
- Chciałabym cię przeprosić. - słowa te odbiły się echem w moim umyśle. - Za to, co wydarzyło się tamtej nocy. Żałuję tamtych słów. Nie myślałam tego, co mówiłam. Nie chcę rozstawać się z tobą w niezgodzie. Teraz już wiem, że śmierć mojego kuzyna nie jest twoją winą. Chciałeś go chronić...Tak samo, jak mnie. - westchnęła. Zamarłem. To ja powinienem teraz przepraszać. Tymczasem ona przychodzi tu jak gdyby nigdy nic, prosi o wybaczenie za coś, czemu nie jest winna, a ja stoję tu jak głupiec nie wiedząc, jak się zachować. Spojrzałem na nią zdumiony. Nie byłem pewny, czy to działo się naprawdę. Najwyraźniej Rin zobaczyła w moich oczach tę dezorientację, ponieważ odsunęła się delikatnie, nie chcąc naruszać mojej przestrzeni.
- Jeżeli...Chciałbyś kiedyś jeszcze porozmawiać ze mną po tym wszystkim, będę czekała. - zapewniła. Czułem się, jakbym zaraz miał dostać zawału, i to bynajmniej nie przez kawę, którą przed chwilą wypiłem. Moje serce gnało w niepojętym szaleństwie, chcąc wyrwać się z amoku. Niebiosa...Chyba oszalałem. Jej spojrzenie mnie obezwładnia. Głęboki rumieniec oblał moją twarz, na co skierowałem daszek mojej czapki bardziej na twarz. Za wszelką cenę chciałem ukryć moje emocje. W końcu zebrałem się na odwagę, by jakkolwiek odpowiedzieć.
- Rin...To ja powinienem przeprosić. - możliwe, że pierwszy raz w moim życiu taki zlepek słów wyszedł z moich ust. A jednak. I nie pożałowałem go ani przez sekundę. - Nie robiłem tego tylko dla Kakyoina. Na pewno to wiesz. - dodałem po chwili, cichym i niepewnym głosem. Spojrzałem na dziewczynę spod oka. Uśmiechnęła się promiennie. Słysząc te słowa pod wpływem chwili wtuliła się w moją klatkę piersiową, na co moja twarz zareagowała jeszcze intensywniejszym rumieńcem.
- Yare yare daze... - skomentowałem cichym głosem. Usłyszawszy to, Rin odsunęła się ponownie.
- Wybacz...Nie wiem, co we mnie wstąpiło. - zaczęła się tłumaczyć, co dostarczyło jej delikatnych rumieńców. Kąciki moich ust lekko się uniosły. Położyłem palec na jej ustach.
- Zamknij się w końcu. - uśmiechnąłem się, po czym objąłem ją delikatnie. Była w wyraźnym szoku, lecz przyjęła mój gest cichym chichotem i ciepłym uśmiechem. Podobno drobnostki cieszą najbardziej. Nie wiedzieć czemu, mnie największą frajdę sprawia widok jej uśmiechu.
CZYTASZ
本当のことを言え [ JoJo's Bizarre Adventure - Fanfiction ] [ OC ] [ ZAKOŃCZONE ]
FanfictionTell me the truth. "Ukrywasz prawdziwą twarz pod maską obojętności, w duszy licząc na to, że nikt nie zobaczy, jaki jesteś naprawdę. Ja zobaczyłam. I spodobało mi się to, co ujrzałam. Ale dopóki wcześniej wspomniana maska ci towarzyszy, nasza znajom...