[9] Nieodgadniona więź

57 8 0
                                    

- Rin...
Usłyszałam bicie swojego serca.
- Rin...
Nabrałam powietrza w płuca.
- Rin...
Poczułam błogi spokój.
- Rin Shizukesa...
Otworzyłam oczy. Nie poczułam bólu, wbrew temu, czego się spodziewałam. Widziałam tylko ciemność. Chciałam wiedzieć, kto mnie nawoływał. Głos przypominał mi kogoś. Kogoś, kto zatarł się w mojej pamięci, lecz w sercu po wieki wyryte było jego imię.
- Pomóż mi... - wyrwało się z moich ust. Zaraz...Przecież ja nie mogę mówić. To musi być sen.
- Myślę, że nie potrzebujesz mojej pomocy. - odrzekł, podając mi dłoń. Wciąż nie widziałam jego twarzy. Chwyciłam go za rękę bez większego zastanowienia. Dźwignął mnie do pionu. Niepewnie stanęłam na nogach. Niespodziewanie poczułam straszną słabość moich dolnych kończyn, przez co zupełnie nieumyślnie wpadłam w ramiona obecnej przy mnie postaci.
- Ostrożnie. - rzekł troskliwym tonem. Poczułam się niezręcznie.
- Strasznie cię przepraszam... - zaczęłam się tłumaczyć. Dopiero teraz uniosłam wzrok, by spojrzeć w jego oczy. Błękit jego spojrzenia wywołał we mnie znane mi niegdyś ciepło i poczucie bezpieczeństwa. Kosmyk różowawych włosów ułożonych w nieładzie opadał mu na twarz. Uśmiechnął się do mnie z sympatią, gdy do moich oczu napłynęły łzy.
- Za nic nie przepraszaj, Rin... - wymamrotał przejęty. Ciepłe, słone krople spłynęły po moich policzkach.
- Noriaki... - szepnęłam z uczuciem, kryjąc się w objęciach Kakyoina, mocząc łzami jego ubranie. Zajęło mi chwilę, by pozbierać myśli. Jednocześnie chciałam nacieszyć się jego obecnością, choćby we śnie. Był mi tak bliski...
- Tęskniłam za tobą... - wyznałam. Różowowłosy spojrzał na mnie z rozrzewnieniem.
- I ja także za tobą, wisienko. - rzekł. Moje serce zabiło z żalem i radością jednocześnie. Lecz...Przypomniałam sobie, co się wydarzyło. Moja twarz przybrała smutny wyraz.
- Pomóż mi, Kakyoin. - poprosiłam, odsuwając się lekko. Ujrzał mój smutek bardzo dokładnie. Wiedział, czym jest spowodowany. Widziałam to w jego oczach - zrozumiał wszystko.
- Chciałbym, Rin...Oddałbym wszystko, by ci pomóc. - powiedział do mnie z żalem. Milczałam. - Nawet własne życie.
Westchnęłam, ocierając łzy.
- To już oddałeś komuś innemu.
Noriaki odwrócił wzrok. Zamilkł na chwilę, a w jego błękitnych oczach pojawiły się lśniące krople łez. Zamknął oczy, nie chcąc, by te wypłynęły.
- Mylisz się...Bardzo się mylisz, Rin! - zaprzeczył. - Oddałem swoje życie nie w imię wartości, które wyznawałem. Nie chciałem być bohaterem. Chciałem ocalić moich przyjaciół i sprawić, byś żyła we względnie bezpiecznym świecie, bez konieczności walki z Dio... - wyjaśnił. - Przecież opowiedziałem ci wszystko...
Pokiwałam głową ze smutkiem. Umilkłam na moment. Po chwili zadałam pytanie, które ułożyło się w mojej głowie w chwili, gdy tamtej pamiętnej nocy Jotaro uratował mnie nieopodal baru.
- To on jest tym, w imię którego oddałeś życie, prawda? - zapytałam.
Kakyoin milczał.
- Prawda?! - krzyknęłam. Zmarły westchnął.
- Wisienko, to nie tak...Pozwól mi wyjaśnić...
- Nienawidzę go! Odebrał mi jedyną osobę, na której mogłam w swoim życiu polegać. Nie wybaczę mu tego! To on powinien zginąć. Wiedziałam, że nie powinnam była mu ufać! Wiedziałam, że...
- Rin Shizukesa, masz mnie w tej chwili posłuchać! - krzyknął różowowłosy, nie pozostawiając mi żadnego miejsca na sprzeciw. Zamilkłam, zaś on sapnął w nadmiarze emocji.
- Gdyby nie Jotaro, cały świat nadal byłby pogrążony w mroku. Dzięki niemu moja śmierć nabrała sensu i nie poszła całkowicie na marne. Gdyby nie on, byłbym marionetką w rękach Dio. Jotaro mnie ocalił. Tak samo, jak i ciebie. - wyjaśnił. Rozchyliłam usta w zdumieniu. Noriaki westchnął. Spojrzał na mnie z nadzieją.
- Znam już przyszłość. Zarówno twoją, jak i jego. Możesz mi nie wierzyć, lecz w chwili waszego spotkania wasze losy połączyły się na zawsze. - rzekł.
- C-co masz na myśli? - zapytałam zdumiona. Kakyoin uśmiechnął się tajemniczo, patrząc na mnie ciepło.
- Niebawem wszystkiego się dowiesz. Ale...Powiem ci coś w sekrecie. Myślę, że twoje oddanie, ciepło i idealizm strzaskały kamień w jego sercu. - odpowiedział. Zerknęłam na niego pełna wiary.
- Noriaki, czy ty...Zostawisz mnie? - zapytałam, czując, jak kolejne łzy napływają mi do oczu.
- Nigdy, najukochańsza kuzynko. I nigdy nie pozwolę cię skrzywdzić, ponieważ cię kocham. Przysięgam. - szepnął, po czym pocałował mnie w czoło. Moje oczy zamknęły się na parę sekund. Gdy je otworzyłam, Kakyoina już nie było. Załkałam z bólem serca. Trzymam cię za słowo. Trwaj przy mnie aż do końca. Tak jak ja przy tobie...

[...]

- Panie Kujo, jesteśmy na miejscu. - rzekł pilot zaraz po tym, gdy wylądował na polu położonym nieopodal niewielkiego portu w zatoce. Znałem to miejsce. Istotnie, byliśmy już na wybrzeżach Morioh. - Proszę się o nic nie martwić, artefakt z pewnością trafi w powołane ręce. Wykonał pan kawał dobrej roboty. - zapewnił działacz fundacji. Sapnąłem w zniecierpliwieniu.
- Podziękujecie mi później, teraz nie mam na to czasu. - odpowiedziałem, biorąc na ręce szczupłe i drobne ciało nieprzytomnej Rin. - Do widzenia.
To rzekłszy, wysiadłem z helikoptera, wcześniej zabierając walizkę zarówno swoją, jak i mojej towarzyszki. Pomyśleć, że gdybym nie wciągnął jej w to zamieszanie z artefaktem i Raydelaną, prawdopodobnie byłaby teraz cała i zdrowa, a przede wszystkim przytomna. Co ja narobiłem? Jak mogłem doprowadzić do tego swoją lekkomyślnością? Zagryzłem wargi w frustracji. Przyzwałem Star Platinum, by pomógł mi w transporcie bagaży. Tymczasem w moich ramionach spoczywała Rin, zlana potem i krwią. Spostrzegłem łzy na jej policzkach. Może łzawią jej oczy? Nie miałem czasu zaprzątać sobie tym głowy. Ruszyłem energicznym krokiem w kierunku portu. W promieniu pięćdziesięciu metrów dostrzegłem Josuke. Zjawił się na czas. Jego granatowe włosy lśniły w promieniach słońca mającego się ku zajściu. Niespodziewanie zauważyłem, jak zwrócił się w moją stronę. Widząc mnie z ciałem nieprzytomnej dziewczyny na rękach, Josuke podbiegł do mnie z widocznym napięciem wymalowanym na twarzy.
- Jotaro, co się stało?! Kim jest ta dziewczyna? - zalał mnie pytaniami. Delikatnie ułożyłem dziewczynę na betonie, po czym spuściłem wzrok.
- Nie ma czasu na wyjaśnienia, Josuke. Crazy Diamond musi ją uleczyć. To jedyna szansa na to, by odwrócić to, co się stało. - zakomunikowałem z powagą.
- Przecież sam mi mówiłeś, że nie można ożywić kogoś, kto już nie żyje. - przypomniał. Poczułem, jak pot spływa po mojej skroni. Zbyt wiele emocji jak na jeden dzień.
- Ona żyje, Josuke. Jej serce nadal bije, a poza tym oddycha. - zauważyłem. Granatowłosy nie zadawał więcej pytań.
- Crazy Diamond! - przywołał swojego Standa. Widmo uniosło dłoń nad nieprzytomnym ciałem dziewczyny. Rin pokryła się złotą poświatą. Po chwili rana na jej brzuchu całkowicie zniknęła. Nie otworzyła jednak oczu. Osiemnastolatek westchnął.
- To wszystko, co mogłem zrobić...
Trwałem w napięciu i nadziei na to, że otworzy oczy. Po dłuższej chwili rzeczywiście tak się stało. Kąciki moich ust delikatnie się podniosły, zaś na twarzy Josuke wymalował się ciepły uśmiech.
- Czyli jednak się udało. Jest się z czego cieszyć. - stwierdził, wyciągając dłoń do zdezorientowanej dziewczyny. Mruknęła, przyglądając się ręce Josuke.
- Na imię mi Josuke Higashikata. Pamiętasz, co się stało? Dobrze się czujesz? - pytał chłopak. Rin chwyciła za dłoń osiemnastolatka. - Pomogę ci wstać.
To powiedziawszy, granatowłosy postawił dziewczynę na nogi. Ta uśmiechnęła się do niego.
- Dziękuję, że mi pomogłeś. - odpowiedziała.
Zamarłem. Przecież Rin jest niemową! Ma ucięty język. To niemożliwe...
- Josuke...Zrobiłeś coś poza uleczeniem jej ran? - spytałem. Nastolatek zaprzeczył ruchem głowy.
- Mój Stand leczy wszystkie rany, jakich doznał dany organizm. - wyjaśnił. Niespodziewanie oczy Rin przybrały rozmiar spodków.
- Ja mówię?! - wrzasnęła zdziwiona. Granatowłosy wydał się być wyrwany z kontekstu.
- A to dziwne? - podrapał się po potylicy w niezręczności. Westchnąłem, śmiejąc się pod nosem.
- Rin do tej pory była niemową z powodu uciętego języka. Zdaje mi się, że lecząc jej ranę na brzuchu, uleczyłeś również to... - objaśniłem. Josuke uśmiechnął się promiennie.
- Nie dziękujcie. - rzekł nieskromnie. Dziewczyna zerknęła na nastolatka z wdzięcznością.
- Dziękuję! - rzekła z zachwytem, wtulając się w pierś chłopaka. Granatowłosy zarumienił się delikatnie, lecz odwzajemnił uścisk. Prawdopodobnie cała ta sytuacja wydała mu się tak kuriozalna, że nie mógł zachować się inaczej. Poczułem ukłucie w sercu...Znam się z Rin ledwie parę dni, więc nie oczekiwałem, by na takie sposoby okazywała mi jakąkolwiek sympatię. Ale Josuke? Zna go może dwie minuty. Wydało mi się to dziwne. Czy ja jestem zazdrosny?! Chłopie, chyba się starzejesz...
- Rin, lepiej puść go już. Widać, że nie czuje się komfortowo. - wyrwało mi się. Zaraz, czy ja powiedziałem to, by nie oglądać tego ani sekundy dłużej? Co jest ze mną nie tak? Dziewczyna wyraźnie speszyła się na moje słowa, więc szybko odsunęła się od Josuke.
- W-wybacz mi...Zwyczajnie czuję się jak nowonarodzona. Jeszcze raz dziękuję za pomoc. - powiedziała z zapałem. Chłopak uśmiechnął się, opuściwszy wzrok.
- Drobiazg. Masz na imię Rin, prawda? Mam nadzieję, że zostaniesz w Morioh przynajmniej parę dni. - rzekł granatowłosy z wrodzoną charyzmą podobną Josephowi. W mojej duszy pojawił się pewien dysonans. Cieszyłem się z tego, że Rin jest cała i zdrowa, w dodatku odzyskała mowę. Ale Josuke...Zaraz...Chyba nie poczułem nic do tej dziewczyny, której nie znam nawet tydzień? Z pewnością nie. Zwyczajnie muszę przestać o niej myśleć. Tylko dlaczego jest to dla mnie takie trudne?

本当のことを言え [ JoJo's Bizarre Adventure - Fanfiction ] [ OC ] [ ZAKOŃCZONE ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz