XIII

727 26 0
                                    

Pov. Viktoria

Czułam że leżę na czymś miękkim. Prawdopodobnie było to moje łóżko. Nie mając pewności gdzie się znajduję powoli otworzyłam oczy. Jestem u siebie- pomyślałam, po chwili poczułam że ktoś trzyma mnie za rękę, więc odwróciłam swój wzrok w stronę tej osoby. To był Kol.

-Viki- powiedział i mnie mocno przytulił- Następnym razem idę z tobą na spacer- odparł stanowczo.

-Okej- powiedziałam śmiejąc się i próbując wstać, w sumie czułam się nie najgorzej. Jak na osłabienie organizmu mogłam normalnie funkcjonować.

-Dasz radę iść?- spytał, a ja tylko pokiwałam twierdząco głową.

Zeszliśmy na dół do kuchni aby napić się krwi. W salonie zauważyłam Klausa z Elijah. W kuchni zaś siedziała Rebekah z Freyą.

-Wyglądasz dużo lepiej niż te trzy dni temu- powiedziała Rebekah. Posłałam jej zdezorientowane spojrzenie.

-Spałam aż trzy dni?- spytałam.

-Też nas to dziwi, bo przecież po samej werbenie nie powinnaś się długo regenerować- stwierdziła Freya.

-Racja...ale dobrze że się już obudziłam i funkcjonuje normalnie- powiedziałam pełna energii i entuzjazmu- a tak z innej beczki. Co z Lucianem?-zapytałam.

-Zamierzamy go wysuszyć na dobre- powiedział wchodzący do kuchni Elijah.

-Ale takie zaklęcie może odbyć się tylko podczas pełni i z dwoma wiedźmami- powiedział Nik.

-To mamy Freyę, a drugą może być Bonnie- powiedziałam.

-Myślisz że się zgodzi?-spytał Klaus.

-W porównaniu do ciebie ja nie mam aż tylu wrogów- odpowiedziałam mu.

-Czyli po śniadanku jedziemy do młodej Bennett- stwierdził Elijah, ja mu tylko przytaknęłam i podeszłam do lodówki i powiedziałam:

-OOO! Widzę że ktoś tu zrobił zapasy- po czym wzięłam worek z moją ulubioną grupą krwi i zaczęłam ją pić.

Po ,,śniadaniu'' poszłam się umyć i przebrać, a po 30 minutach czekałam na resztę w salonie, kiedy zaszczycili mnie swoją obecnością ruszyliśmy w stronę auta Kalusa, bo tylko jego mogło pomieścić mnie, Kola, Klausa, Elijah, Rebekah i Freyę. Umówiłam się z Bonnie u braci Salvarore. Droga minęła szybko bo po 20 min byliśmy już pod posiadłością Stefana i Damona. Dawno mnie tu nie było-pomyślałam sobie. Podeszłam do drzwi i zapukałam, nie minęła minuta a drzwi otworzyła nam Elena.

-Hejka Elena-przywitałam się- możemy wejść?- zapytałam.

-Nie wierzę! dlaczego każdy myli mnie z tą podrobom?!- powiedziała wkurzona, a ja dopiero po chwili zrozumiałam co tu się dzieje.

-Nie no. Nie wierzę. Katherine?-

-Własnej przyjaciółki nie poznałaś?- spytała i przytuliła mnie.

-Ale jak to możliwe?- zapytałam - przecież cię zabili- stwierdziłam.

-To wygląda tak że po drugiej stronie dostałam szansę wskoczenia na miejsce Papu Tunde, żyć na ziemi i utrudniać życie innym- odpowiedziała- ale dobra wejdź- powiedziała. Weszłam, ale moi towarzysze nie mogli. No cóż nie zostali zaproszeni.

-W końcu znalazła się osoba silniejsza od Mikaelsonów- stwierdziłam.

-Racja, bycie wiecznym demonem ma swoje zalety, a wad jeszcze nie poznałam- powiedziała wchodząc do salonu gdzie siedzieli bracia Salvatore, Elena, Caroline i Bonnie.

Always And Forever  |Kol Mikaelson|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz