XXVII

329 17 3
                                    

Ja jak to ja nieogarnięta mimo wieku hybryda przeklinałam samą siebie za to, że nie zamknęłam za sobą drzwi do piwnicy. Skutki były oczywiste, ale czy Rose nie miała być z Hayley? Nie wiedziałam co zrobić, Rose nie mogła zobaczyć Kola w takim stanie, nieopanowanego, bez uczuć, zbyt szczerego. To jakby porównać wampira bez człowieczeństwa do pijanego człowieka tyle, że z tą różnicą że wampir nie odbija się od ścian. Jednak Rose to jeszcze dziecko, a ja chyba popełniłam błąd zabierając ją ze sobą czy to do Mystic Falls czy do Nowego Orleanu.

-Rose, skarbie nie powinnaś być na górze z Hayley i Hope?

-Niby powinnam, ale chciałam się Ciebie zapytać czy nie zostaniemy tutaj na dłużej, bo zaczęłam się zaprzyjaźniać z Hope wiesz?- mówiła jeszcze nie świadoma co ja tutaj robię.

-Wiesz co jeszcze nie wiem na ile tu zostaniemy, ale skoro zaczynacie się z Hope dogadywać to zostaniemy na dłużej- powiedziałam i w tej chwili Kol wystawił swoje ręce przez kraty w drzwiach.

-Czyli zostaniecie na dłużej?- nienawidzę go za to.

-Mamo. Kto tam siedzi?- tego pytania się obawiałam, nie mogłam jej o nim powiedzieć ale skoro już tu jest niech wie co jej tatuś odpierdolił.

-Widzisz kochanie wiesz, że twój tata jest pierwotnym wampirem, tak?- zapytałam na co ona pokiwała twierdząco głową- właśnie, wampiry kiedy są złe, smutne lub po prosu muszą to wyłączają emocje i nic nie czują ze względu na bliskich, albo co gorsza dla samych siebie bo chcieli znieść złe rzeczy jakie im się przytrafiły, a sami nie mogli wytrzymać. Rozumiesz?- zapytałam.

-No powiedzmy, ale to jest strasznie skomplikowanie, wiesz?

-Wiem i właśnie dla tego czekałam na odpowiedni moment, żeby Ci o tym opowiedzieć, a skoro już jesteśmy w takiej a nie innej sytuacji to muszę Ci wytłumaczyć o co w tym chodzi, żebyś nie miała do nikogo żalu za to co zrobił. Chociaż to bardzo trudne.

-Postaram się zrozumieć- powiedziała- ale powiedz o co chodzi. Czemu tata jest tu uwięziony? 

-Bo wiesz, wtedy w Mystic Falls kiedy zostałaś z bliźniaczkami i ciocią Caroline, a ja z tatą poszliśmy na randkę stało się coś złego dla mnie i dla taty. Mi się udało wyjść z tego cało, natomiast jemu nie do końca. Jego psychika siadła-mówiłam to patrząc na niego- ale ja spróbuję go naprawić jak najszybciej się da. Wiesz, że twoja mama się nigdy nie poddaje.

-Wiem- odparła - a będę mogła z nim porozmawiać?

-Wiesz co, przyjdź za godzinę ok? Wtedy z nim pogadasz i nie zrobi ci krzywdy.

-Dobrze!

-No to pędź do Hope i Hayley- powiedziałam na co ona szybko pobiegła po schodach na górę - za to ty...-zaczęłam odwracając się w stronę Kola.

-Uwierz mi, nigdy Ci się nie uda- powiedział opierając się o kraty w drzwiach na co liczyłam.

-Zobaczymy. Jeszcze będziesz mnie błagał żebyśmy się znowu zeszli.

-To my razem nie jesteśmy?

-Nie od chwili gdy wyłączyłeś człowieczeństwo bo Davina Cię zmusiła- powiedziałam i szybko podbiegłam do krat i skręciłam pierwotnemu kark, żeby nie stawiał oporu gdy go przywiąże do krzesła. 

Weszłam pewnie do lochu z drewnianym krzesłem, postawiłam je na na środku celi i podeszłam do Kola, który na całe szczęście jeszcze leżał nieprzytomny, pozbawiony życia co jest normalne u wampirów. Wzięłam go pod ramię i przeniosłam go na krzesło po czym poszłam na górę po sznur nasączony werbeną i jakiś łańcuch tak dla pewności. Jestem przekonana, że nie ruszy się nawet na centymetr, a nawet jeśli to bardzo go to zaboli. Prawie tak jak mnie serce zabolało na jego widok.

Czekam tak i czekam a on się jeszcze nie budzi, jeżeli to jeszcze chwile potrwa to zwariuje-powiedziałam do siebie w myślach.

Czekałam około 10 minut, aż w końcu śpiąca królewna się obudziła.

-No!- westchnęłam - dłużej nie chciałeś spać? - zapytałam podchodząc do niego z całkiem pokaźną strzykawką z werbeną mocno stężoną, aby nie wróciły mu tak szybko siły.

-Co ty robisz?! - zapytał lekko oburzony.

- Słuchaj - zaczęłam - zaraz masz rozmawiać z naszą córką, więc wole żebyś jej nic nie zrobił. Rozumiemy się? - zapytałam wstrzykując zawartość strzykawki w jego szyję. On tylko lekko zasyczał - Potraktuje to za tak. A wracając to musimy jeszcze porozmawiać - nie dokończyłam.

-Ciekawe o czym? O nas? O Rose? Czy może o tym, że jako rodzic postąpiłem niewłaściwie wyłączając uczucia?- pytał.

-O wszystkim - powiedziałam prawie bez uczuć z kamienną miną. Wyszłam na chwilę przed celę po krzesło, wniosłam je do celi i postawiłam trzy metry na przeciwko Kola - Tylko pamiętaj, jeden gwałtowny ruch i możesz nie dożyć jutrzejszego dnia - powiedziałam wyjmując kołek z białego dębu.

-Skąd ty go masz? - pytał.

-Wiesz co? To jedno z tych pytań na które nie musisz znać odpowiedzi - odparłam -  wracając do tematu, zadam Ci pytanie a ty na nie odpowiesz i nic ci się nie stanie, natomiast jeśli nie odpowiesz to ten kołek znajdzie się coraz to bliżej twojego pozbawionego uczuć serca. Mam nadzieję, że wszystko jasne.

- Ta, ale pozwól, że to ja zadam ci pierw pytanie - powiedział ciężko na co pokiwałam głową - Od kiedy stałaś się taka zimna? - zapytał. W sumie zimna jestem tylko dla tych osób, które mi coś wyrządziły lub nie są ze mną w zgodzie co jest dosyć częste. On powinien to wiedzieć, bo od kąt znowu mogę być blisko niego on musi to utrudnić na wszelkie możliwe sposoby.

- Wydaje Ci się - powiedziałam biorąc krzesło zza drzwi i stawiając na przeciwko niego.

-To przez to, że gdy tylko tu wróciłaś zobaczyłaś mnie z Daviną, później mi wybaczyłaś, ale koniec końców i tak mnie znienawidziłaś bo wyłączyłem człowieczeństwo, mam rację? - nic nie odpowiedziałam. Dobrze znał odpowiedź. Chciał mnie tym jeszcze bardziej dobić, po prostu on jako jeden z nielicznych dowiedział się za dużo rzeczy o mnie niż powinien - uznaje to za tak.

Jeszcze Ci przypomnę tę chwile 

-Więc chciałaś pogadać. Pytaj o co chcesz- odparł pewnie.

- Co sądzisz o naszej córce? 


Always And Forever  |Kol Mikaelson|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz