XXIX

299 15 1
                                    

Z rana poczułam, że ktoś się obok mnie wierci, więc chcąc nie chcąc uchyliłam ciężkie powieki i popatrzyłam w stronę Rose, która już nie spała.

-A ty już nie śpisz?- zapytałam trąc oczy.

-Nie. Już jest po 9, więc pora wstawać - stwierdziła i ruszyła w stronę walizki z jej ubrankami.

Niewiele myśląc zrobiłam to samo. Wzięłam jakieś szare dresy i koszulkę i poszłam się przebrać do łazienki. Tam ubrałam się i wykonałam poranną toaletę. Gdy wyszłam Rose siedziała na fotelu już ubrana.

- Teraz powiedz mi jaką fryzurę dziś robimy - powiedziałam podchodząc do niej z szczotką w ręce.

- Może warkoczyki, ty zawsze robisz takie ładne - odparła, a po 10 minutach miała już swoje warkoczyki - Jak zawsze ładnie. Dziękuje - powiedziała i się do mnie przytuliła.

- Nie ma za co, teraz chodźmy na jakieś śniadanie - powiedziałam łapiąc ją za rączkę.

Na dole zastałyśmy Hayley z Hope i Nikiem przy wyspie kuchennej, którzy zajadali już swoje śniadanie. Przywitałyśmy się i poszłyśmy robić naleśniki. Po niecałej godzinie siedziałyśmy na kanapie w salonie najedzone. Hope i Rose się bawią, a Nik siedzi obok na fotelu i je obserwuje. Po chwili dołączyła do nas Rebekah.

- Bekah, mam do ciebie pytanie- zaczęłam.

-Jakie?

- Z racji tego, że nie pamiętam nic co się stało po tym jak zemdlałam tam w tym magazynie, wiem aby, że to ty z Nikiem miałaś się zająć Daviną racja?- zapytałam dość szczegółowo.

- No tak, ale do czego zmierzasz? - dopytała.

- Gdzie jest teraz Davina? - zapytałam prosto z mostu.

- Wiesz co nie wiem czy powinnaś wiedzieć, z racji twoich postępowań do niej..- zaczął Nik, ale mu przerwałam.

-Nie obchodzi mnie to, ja chcę tylko wiedzieć gdzie ona jest! - Powiedziałam prawie krzycząc - Więc niech ktoś jest na tyle miły i niech mi powie z łaski swojej gdzie ona jest, bo wolałabym nie robić sceny przy dzieciach - odparłam wskazując na Rose i Hope - Nik? - brak reakcji - Bekah? - tak samo, brak reakcji - Niklaus i Rebekah Mikaelson powiedzcie mi gdzie się znajduje Davina! - krzyknęłam już wkurzona.

- Piwnica, ostatnia cela, jest ledwo przytomna, ale reaguje i rozmawia - w końcu Bekah nie wytrzymała i powiedziała.

- Pilnujcie, żeby dziewczynki ani nikt nie schodził tam na razie. Muszę rozprawić się z pewną wiedźmą - stwierdziła i ruszyłam w wampirzym tempie do piwnicy do ostatniej celi.

Czasami jestem zadowolona, że akurat ich spotkałam. Najbardziej nieobliczalną rodzinę prawdopodobnie na świecie, ma to swoje plusy. Chociażby to, że jeśli trzymając kogoś w celach w piwnicy to zawsze się znajdzie coś co pomoże w torturach. Tuż przy celi Daviny znajdowało się mnóstwo narzędzi zbrodni idealnych, których na pewno użyję nawet niedługo.

Stojąc przy celi tej podłej czarownicy moją uwagę przykuły same drzwi, które nie były wykonane z metalu jak w przypadku tych Kola, może to dlatego, że Kol to jednak pierwotny a Davina to tylko wiedźma od siedmiu boleści, która na dodatek nie potrafi ruszyć tym pustym łbem. Racja, zaklęcia idą jej nie najgorzej, ale to nie wyjaśnia, że wtedy w tym magazynie przywiązała mnie do krzesła taśmą, jakby nie wiedziała kim jestem.

Chwilę tak stałam zastanawiając się czy powinnam tam wejść i wyjaśnić tą jędzę, czy może jednak dać jej za wygraną i pokazać z kim zadarła. Jednak moja godność nie pozwala mi na odejście bez chociażby małej ilości krzyków. Popatrzyłam na klamkę do drzwi, za którymi znajdowała się Davina i bez wahania wzięłam klucze znajdujące się na ścianie obok. Przekręciłam zamek w drzwiach i przekręciła klamkę. Weszłam do środka a moim oczom ukazała się leżąca na łóżku wiedźma, która na pierwszy rzut oka nie było widać, ale była przykuta łańcuchem do poręczy zagłówka. Powolnym krokiem ruszyłam w jej stronę, nie wykonywała żadnych gwałtownych ruchów, więc wydało mi się to podejrzane. Odchrząknęłam, na co wiedźma się zlękła i spojrzała w moją stronę. Wyglądała na zmęczoną, nie dziwię się, nie łatwo zapomnieć to, że się zadarło z hybrydą, która co jak co, ale jest starsza o prawie 600 lat. Załamana czarownica skuliła się w rogu łóżka i schowała głowę, aby na mnie ni patrzeć.  

- Jak się spało? Mam nadzieję, że nie najlepiej - powiedziałam na wstępie.

-A jak tam z Kolem, co? - zapytała bezczelnie. Czyli jednak uznała, że granie niewinnej i bezbronnej to nie jej rola. No cóż, moja też.

-To raczej nie jest twoja sprawa, ale jednego bądź pewna - zrobiłam przerwę - jedna z nas nie wyjdzie z tej celi żywa. Ja mam jeszcze sporo czasu, ale nie wiem czy tobie ten czas będzie tak łaskawy - uśmiechnęłam się na swoje słowa.

-Co ty niby mi możesz zrobić? - zakpiła.

-Zadaj inne pytanie. Czego ja nie mogę zrobić? A to pytanie retoryczne - zaśmiałam się chytrze – po za tym jak mnie pamięć nie myli to te łańcuchy są zrobione z takiego metalu, który uniemożliwia czarownicom magię. Popraw mnie, jeśli się mylę -cisza- też tak myślałam. 

Wyszłam przed celę po jakiś przyrząd pomocniczy. Kołki, liny, noże, sztylety, nawet ostrze Papy Tunde, nie pytam skąd je wzięli, ale dziś stawiam na noże i sztylety. Wzięłam po kilka sztuk i wróciłam do niezrównoważonej wiedźmy. Ta nie ruszyła się nawet o milimetr, dobrze dla niej. Zainteresował mnie pewien sztylet z grawerem, który przedstawiał tytuł: ,, Najgorszy z najgorszych'' kiedyś tym mianem ludzie i inni z Mystic Falls nazywali Mikaelsonów, w tym Kola. Bez użalania się nad przeszłością wycelowałam sztyletem w Davinę, szybko znalazł się w jej boku. Jednak coś szło nie tak. Mianowicie sztylet zamiast tkwić w jej ciele albo wypaść po prostu wchodziła coraz głębiej w jej ciało. Nie było to ostrze Papy Tunde, więc nie wiedziałam o co chodzi, ale cieszyłam się, że cierpi. Kolejne noże lądowały gdzie popadnie, raz na jej ramionach, raz na udach, a od czasu do czasu nawet na jej brzuchu, plecach i w okolicach żeber. Jestem jej nadal wdzięczna, że się tak wierciła, bo w innym przypadku nie miałabym takiego ubawu jak miałam w tamtej chwili. Po około godzinie dziewczyna nie wytrzymywała już z bólu, wzięła pierwszy lepszy sztylet i podcięła sobie gardło. No cóż poradzić rodzimy się by umierać, a że nie chciała dłużej żyć w męczarniach to już jej decyzja. Ja jej tylko pomogłam szybciej podjąć decyzję.

Zakrwawione już ciało leżało w kałuży na pół celi, nie chcąc się pobrudzić wyszłam zadowolona z swojej pracy. Nie żałowałam. Tego nigdy nie pożałuje, odebrała mi coś co dawało mi nadzieje na lepszą przyszłość to ja odebrałam jej coś bez czego jej przyszłość już nigdy nie nadejdzie.

Wyszłam z piwnicy nie zwracając na docinki Kola, o tym jak to on mnie nie poznaje i kim się stałam. W tamtej chwili miałam w dupie co ktokolwiek o mnie myśli, chciałam tylko wrócić na górę do mojej Rose i nie wspominać już o zajściu w ostatniej celi. Wychodząc zauważyłam całą rodzinkę w salonie, dosłownie całą.

-Kochani mam nadzieję, że wy tak jak ja nienawidziliście Daviny, bo jakby to ująć po prostu już nigdy nie będzie naszym problemem – opowiedziałam im o całym zajściu na co Marcel rzucił się biegiem w stronę piwnicy. Nie dziwię mu się Davina była dla niego niczym córka, niby go zdradziła, ale nadal była najbliższą mu osobą. Ja nie wyobrażam sobie życia gdybym została sama bez Rose czy Mikaelsonów. Jesteśmy rodziną, a rodzina jest jedna zawsze i na zawsze. 

Chwilę tak siedzieliśmy w całkowitej ciszy, która była w pewnym sensie ukojeniem od dalszych problemów. Przynajmniej na jakiś czas.

Marcel wrócił nieco później. Nie miał nic do mnie za zabicie Daviny na szczęście, chyba sam zrozumiał, że to było jedyne wyjście, aby żyć w miarę normalnie jednak, gdy wychodził rzucił mi niezbyt miłe spojrzenie. Sam stwierdził, że pomimo tego czego dokonała czarownica to i tak powinna mieć godne pożegnanie i pogrzeb. Nikt nie miał nic przeciwko, więc Nik dał mu pozwolenie, a Bekah zaproponowała pomoc w uroczystości na co od razu się zgodzili. Ja wolałam się nie wpierdalać w sprawy związane z już martwą wiedźmą. Tylko ze względu na to jak potraktowała moją rodzinę, co nigdy nie wybaczę nawet martwej. 


Always And Forever  |Kol Mikaelson|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz