XXXI

280 15 2
                                    

Czasami nie da się określić jak długo będzie się biegało. Czasem jest to godzina, a czasami i cała noc. Tak było w moim przypadku. Mimo braku roślinności nie nudziło mi się. Pierw ruszyłam w stronę rzeki, która jest centralnie obok francuskiej dzielnicy, ale nie chciałam się zbytnio oddalać wiec przemierzałam tylko znane mi tereny.

Takie nocne epizody zdarzały mi się dość często, odkąd wróciłam do początków mojej znajomości z Mikaelsonami i osobami z Mystic Falls. Co jednak nie ciążyło mi. Lubiłam biegać i to bardzo, ale nawet przyjemności się kiedyś kończą. Około 5 rano uznałam, że powinnam się wrócić do rezydencji, ponieważ rano Car z Nikiem i dziewczynkami mieli jechać do nowo założonej szkoły Salvatore. Może chociaż przez jakiś czas nie będą widziały takich rzeczy jak tu.

Jak postanowiłam tak zrobiłam. Po kilkunastu minutach byłam już w domu, więc szybko ruszyłam do łazienki się ogarnąć.

Niewiele później na dole już wszyscy czekali na Rose i Hope, ponieważ jeszcze coś brały na drogę, żeby się nie nudzić, a z racji, że było dość wcześnie rano szło im to wolniej niż zwykle. Jednak jak już wzięły co miały wziąć w miarę szybko udałem się do auta Caroline.

-Tylko pamiętaj nie rozrabiaj tam za bardzo- powiedziałam zapinając pasy Rose.

-Dobrze- powiedziała ziewając.

Zanim skończyłam ją zapinać jej mała główka oparła się o fotelik i przymknęła oczy chcąc iść dalej spać. Pocałował jej szczyt głowy i zamknęłam drzwi.

-Jak dojedziecie zadzwoń i opowiedz jak się integruje Rose, niby nigdy nie miała żadnych problemów z tym, ale wiesz wszystko nowe więc nie wiem jak się może zachować- odparłam w stronę Car.

-Spokojnie Rose to cudowna dziewczynka i na pewno się zintegruje z innymi uczniami. Nie zapominaj też, że będzie w towarzystwie Lizzie, Jossie i Hope. Poradzi sobie- stwierdziła.

-Może masz rację. Od kad jestem matką jestem przewrażliwiona, trochę nawet za bardzo.

-Spokojnie, Rose jest w dobrych rękach-stwierdziła.

-Wiem. Wiem, że w twoich są, ale bardziej bym się bała Nika- powiedziałam po czym obie się zaśmiałyśmy.

-Dobrze moje panie, czas ruszać -powiedział Klaus idąc w naszą stronę- A ty moja miła chyba masz do nas nadto zaufania, że powierzasz nam Rose.

- Czemu miałabym nie mieć? Jesteśmy jakby nie patrzeć rodziną, a w rodzinie zaufanie to podstawa.

- Do zobaczenia Vic - powiedział po czym znalazłam się w jego ramionach.

- Do potem Nik - oddałam uścisk.

Pożegnałam się jeszcze z Car i doradziłam jak podchodzić do Rose bo jednak jest jedyną w swoim rodzaju i niekiedy trzeba podejść do niej inaczej niż do innych. Wiem, że już się widziały ale to nie było na długo, a teraz? Teraz ma jechać na cały rok szkolny. Chyba nie jej będzie tęskno, bardziej mi. Jakby nie patrzeć to nigdy się nie rodzielałyśmy na dłuższy czas. Może nie byłam jeszcze na to gotowa? Nie byłam . Ale czas w końcu dorosnąć i dać jej trochę swobody.

Nawet nie wiesz jak będę tęsknić słońce.

***

Minęło kółka godzin. Siedziałam na sofie w salonie I zastanawiam się jak odzyskać Kola. Nie miałam zbytnio pomysłu, ponieważ jeśli jakiś wpadł mi do głowy kończył się jego śmiercią i moim rozgoryczeniem. Mogłam od razu pójść i go zabić, ale nie chciałam. Wolałam już mieć świadomość, że go nie odzyskam mino to by żył niż zabić go i już nigdy nie zobaczyć. Załamanie wstrząsało mną jak statki na morzu. Nie mogłam go zabić bo nie byłam do tego zdolna. Muszę po prostu starać się, aby go nie zabić a odzyskać.

Moje rozmyślenia przerwał pukanie do drzwi. Nikt nie dawał znaku, że otworzy więc ja musiałam. Ruszyłam w stronę drzwi i je otworzyłam, a to co zobaczyłam za nimi...nie spodziewałby się nikt.

Zostałam uderzona z kolana w brzuch przez co się zgięłam w pół. Nie byłam dłużna mojemu przeciwnikowi. Od razu wzięłam wazon stojący przy futrynie i rozwaliłam tej osobie na głowie przez co odsunęła się o kilka kroków. Gdy ogarnęłam co się działo od razu rzuciłam się na nią i zaczęłyśmy się szarpać. Niestety straciłam równowagę i upadłam w stronę schodów prowadzących przez drzwi frontowe na parking, a z racji że trzymałam ją poleciałyśmy razem przez całą długość schodów i wylądowałyśmy przy moim aucie. Wybuchłam śmiechem gdy zdałam sobie sprawę z tego co się odwalało, a zaraz za mną ona.

- Już dawno tego nie było- stwierdziłam śmiejąc się- tęskniłam Kath.

-Ja za tobą też Vic - powiedziała po czym się do Siebie przytuliliśmy i wybuchłyśmy śmiechem. Doszło to do tego stanu, że Mikaelsonowie w pośpiechu wyszli z domu i patrzyli na nas jak na dziewczyny niespełna rozumu.

- Czyli jednak nie potrzebuje pomocy- stwierdziła Freya i wróciła do środka.

- A już chciałam się na kimś wyżyć- narzekała Bekah.

- Katerina...- zaczął Elijah na co Kath spojrzała na niego.

-Elijah...- zaczęła- kopę lat.

Atmosfera stała się nieprzyjemna dla tej dwójki więc wzięłam Kath żeby móc z nią porozmawiać w cztery oczy.

- Kath mam do ciebie prośbę- zaczęłam.

- Słucham cię.

- Jako że jesteś dość wysoko ustawiona w piekle, a raczej większości wampirów itd. tam trafia...

- Mów dokładniej o co ci chodzi, no dobra jestem wysoko ustawiona, ale nie pomogę ci jak nie będę wiedziała o co chodzi.

- No dobra. Prosto z mostu- westchnęłam- Potrzebuje twojej pomocy żeby odzyskać Kola.

- A co z nim nie tak?

- Od początku. Kol jako jeden z pierwotnych wampirów żyje dosyć długo na tym świecie- zaczęłam- Jak jego rodzeństwo stwierdziło, kiedy mnie poznał zmienił się. Konkretnie. Nie był psychopatą lecz miłym, spokojnym i łagodnym wampirem. Jednak po akcji z moim powrotem jego była zmusiła go do wyłączenia człowieczeństwa. Mi, Klausowi  i Elijah udało wie go przenieść do celi w piwnicy, ale nadal nie udało się go odzyskać. Już próbowałam wszystkiego, ale nic nie działało. Czasami nawet targnęłam się o jego życie- łzy zaczęły mi lecieć z obu oczu-  Ja chce aby go odzyskać. Mojego Kola. Nie tego który jest na dole tylko tego, w którym się zakochałam, z którym mam córkę i którego kichałam.

- Choć tu- powiedziała i mnie przytuliła- mimo że wiem jacy są mężczyźni i nie jestem za tym abyś się z nim męczyła, pomogę ci. Wiem że dawno nie miałaś kogoś kto by cię kochał taką jaką jesteś, a on zauważył, że jesteś jedyną w swoim rodzaju I nie znajdzie drugiej takiej.

- Dziękuję ci- powiedziałam I umocniłam uścisk.

Always And Forever  |Kol Mikaelson|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz