XXVIII

327 17 3
                                    

- Co sądzisz o naszej córce? - nie wiem czemu go o to zapytałam. Może myślałam, że to dobry początek do przywrócenia jego emocji? Może chciałam go omotać, że niby nie zależy mi na tym aby odzyskał człowieczeństwo tylko o naszą rodzinę? A może chciałam wiedzieć czy on ją kocha tak jak ja ją kocham?

- Co sądzę? Jest taka jak każde dziecko w tym wieku, nic w niej nie jest wyjątkowe- odparł, jak gdyby nigdy nic. Gdy tylko mi odpowiedział nie wiedziałam co zrobić. Rose to jego córka, nie powinien tak o niej mówić. 

Nie wytrzymałam tak siedząc bezczynnie na miejscu, musiałam coś zrobić. Wzięłam ten przeklęty kołek i dźgnęłam go nim tak, że jedynie milimetry dzieliły kołek a jego beznadziejne serce.

- Nie waż się tak mówić o swojej córce. Nie byłeś przy niej, więc nie wiesz co przeżyła - wysyczałam przez zęby.

- Przecież to dziecko, jeszcze nic nie wie i nic takiego szczególnego nie przeżyła. Więc oświeć mnie. Co takiego mogła przeżyć, co?

-Chociażby brak ojca. Ty chyba powinieneś wiedzieć co to znaczy, bo wiesz jak byłeś traktowany przez Mikaela. Nigdy go przy tobie nie było kiedy go potrzebowałeś, a Esther wątpię, czy była inna- odpowiedziałam w emocjach nie zważając już na nic uwagi, po prostu powiedziałam co powinnam była już dawno powiedzieć.

-Słucha nie było cię tam więc skąd możesz niby wiedzieć co się tam działo? Właśnie, nie wiesz. Ja jestem sobą i nie zmienię tego, ani ty mnie nie zmienisz ani nawet moja pieprzona rodzinka. Zrozum. Mnie się nie da zmienić. Na marne tracisz czas od razu Ci mówię.

-Jeszcze się zobaczy - powiedziałam i wyszłam z celi zostawiając go samego.

Zamykając drzwi do celi popatrzyłam na Kola, który tylko pewnie popatrzył na mnie. Nie chcąc patrzeć więcej na niego upewniłam się czy dobrze zamknęłam cele i ruszyłam na górę. Wchodząc do salonu dostrzegłam Rose z Hope, Rebakah i Hayley bawiące się na środku, a zaraz obok Nika, który bacznie je obserwuje. Freya siedziała na kanapie nieopodal czytając jak zwykle jakieś księgi, natomiast nigdzie nie mogłam dostrzec Elijah, który pewnie załatwia jakieś sprawy. Gdy weszłam Rose zobaczyła mnie i zapytała:

-Już mogę iść?

- Chyba tak - powiedziałam niepewnie, bo jednak nie mogę przewidzieć co Kol sobie wymyśli. Wzięłam Rose za rękę i obie ruszyłyśmy w stronę piwnicy. Przy zejściu na dół usłyszałam tylko głos Rebekah'i:

- Jesteś pewna? - zapytała mnie przyjaciółka. Zatrzymałam się aby i nie odwracając się powiedziałam:

- Prędzej czy później by to nastąpiło - powiedziałam i ruszyłam schodami w dół zamykając przy okazji drzwi za sobą.

Schody niby nie wydawały się takie długie jak wchodziłam na górę, ale teraz dłużyły się w nieskończoność. Nie byłam jednak do końca gotowa na TAKIE spotkanie Rose z Kolem. Niby Kol jest nieszkodliwy przynajmniej powinien taki być, ale tylko fizycznie bo jeżeli powie coś co tylko zrani Rose, nie wybaczę mu tego, nawet jeśli uda się odzyskać jego człowieczeństwo.

- Jesteśmy - powiedziałam nie do końca pewnie. Otworzyłam drzwi i pociągnęłam Rose za rękę na znak aby szła za mną. Werbena, którą wstrzyknęłam wcześniej Kolowi zaczęła działać, ponieważ pierwotny był ledwo przytomny.

- Jednak nie boisz się jej tu przyprowadzić - mrukną pod nosem Kol.

- Mieliście ze sobą porozmawiać, więc proszę bardzo. Ja jestem tu tylko ze względu na Rose i jej bezpieczeństwa, bo jednak tobie już tak nie ufam - powiedziałam i uśmiechnęłam się sztucznie.

- Więc....- zaczęła Rose - co sobie zrobiłeś? - zapytała. No musze przyznać, że bezpośredniość ma po mnie - Bo mamusia mówiła, że coś ci się stało i musiałeś wyłączyć uczucia, ale ma Ci je przywrócić, czy coś takiego.

- Widzę, że jesteś bardzo podobna do swojej mamy. Ona też swego czasu taka była - mówiąc to spojrzał na mnie - ale wracając do twojego pytania, już sama sobie na nie odpowiedziałaś, a raczej mama ci wszystko wytłumaczyła, więc raczej nie muszę niczego dopowiadać. Po prostu pewna osoba nie była dla mnie za miła i żeby sobie jakoś poradzić musiałem to zrobić. Teraz tego nie cofnę, bo już mi nie są potrzebne emocje... - nie usłyszałam więcej bo przyszło mi powiadomienie o nowej wiadomości, odsunęłam się trochę i zobaczyłam, że to Caroline.

Hej Vic! Wraz z dziewczynkami uznałyśmy, że przyjedziemy do was do Nowego Orleanu, więc możesz się nas spodziewać jutro albo po jutrze bo dziewczynki nie mogą się spakować pomimo, że to na kilka dni, może nawet nie. Także spodziewaj się nas ;)

Uśmiechnęłam się pod nosem i wróciłam do Rose i Kola.

-...i tak to było- kończył Kol.

- No ja na jej miejscu też bym była wkurzona, więc się jej nie dziwię- skomentowała Rose.

- Rose chyba powoli będziemy kończyć, bo wiesz już późna godzina a jutro trzeba rano wstać.

- A jutro też będę mogła pogadać z tatą? - zapytała trąc oczy ze zmęczenia.

- Nie wiem myszko, zobaczymy okej?

-Dobra. Pa tato - powiedziała wychodząc z celi i kierując się na górę.

- Muszę przyznać, że źle ją oceniłem. Nie jest jak inne, ale to nie znaczy, że uda Ci się przywrócić mi emocje.

- Jeszcze zobaczymy... - powiedziałam na odchodne .

Zamknęłam cele Kola i poszłam na górę, bo jednak ten dzień do najprzyjemniejszych nie należał.  

Wyszłam szybko z tej piwnicy nawet nie patrząc w stronę salonu tylko ruszyłam prosto do mojego pokoju w rezydencji. Tam zastała mnie miła niespodzianka, a mianowicie Rose śpiącą na moim łóżku. Nie wiele myśląc położyłam się obok niej i przytuliłam ją tak, aby leżała bliżej mnie. Przed zaśnięciem myślałam co zrobić z Kolem, bo jednak Rose zasługuje na normalnego ojca, który posiada jakiekolwiek uczucia. Pomyślałam też o Davinie, która sama nie wiem gdzie jest, ale jak się tylko dowiem to pójdę do niej, a raczej wątpię, że nasze spotkanie się miło skończy.


Always And Forever  |Kol Mikaelson|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz