Nieszczęścia Chodzą Parami [XII]

817 57 7
                                    

Pov. Jungkooka.

Siedziałem w swoim gabinecie wpatrując się w papiery leżące na mym biurku. Cały czas myślałem o Jiminie, przy którym nie mogłem być bo dziś musiałem zostać w pracy. Bałem się, że jak mnie przy nim nie będzie, to stanie mu się jakaś krzywda. Niby był pod opieką personelu medycznego, ale będąc szczerym nie ufałem im. Dobrze pamiętam jak wylądowałem w szpitalu ze złamaną kością piszczelową i stłuczonym stawem skokowym. Gdy na jednym z dawnych treningów upadł mi na nogę jeden z drążków, a ja jeszcze podchodząc do ławki źle stanąłem wykrzywiając sobie okropnie stopę i bardziej upadłem, tłucząc staw. Leżałem po tym bezwładnie na szpitalnym łożu, a gdy chciałem się gdzieś przemieścić, to tylko na wózku. Jednak sam na ten wózek wejść nie mogłem, nie miałem siły. Musiałem wtedy kogoś wołać, a bardzo często było tak, że mnie olewano i musiałem przez bardzo długi czas powstrzymywać mocz, aby nie narobić w łóżko.
A jedzenie? Było tego tak mało, że przez cały pobyt w szpitalu schudłem dziesięć kilogramów, na niekorzyść swojego zdrowia. Lekarze i pielęgniarki nie zwracali uwagi przykładowo na to, że zwijam się z bólu i chciałbym dostać jakieś leki przeciwbólowe. To był istny koszmar. Mam jednak nadzieję, że z Jiminem nic nie jest, bo nie ręczyłbym za siebie gdyby jeszcze coś mu się stało.
Popatrzyłem na zegar wiszący na ścianie mego gabinetu, wskazówki wskazywały godzinę 17:37 co znaczy, że za dwadzieścia trzy minuty kończę na dziś pracę i mogę jechać do tego szkraba. Już nie mogę się doczekać aż złapię jego zimną, malutką rączkę.

Spakowałem swoje rzeczy, zarzuciłem na siebie płaszcz i wyszedłem z siłowni zamykając budynek na klucz. Zmierzyłem w kierunku swojego samochodu, gdy usłyszałem przychodzące powiadomienie z mojego telefonu. Stanąłem na chwilę i wyjąłem telefon z kurtki, odblokowałem go widząc na ekranie jedno nieodebrane połączenie od Jimina. Zdziwiłem się, myślałem, że nie ma telefonu. Kiedy chciałem do niego oddzwonić przyszło do mnie kolejne powiadomienie, że mam jedną nową wiadomość głosową. Postanowiłem więc najpierw odsłuchać wiadomość, a później oddzwonić. Zadzwoniłem na pocztę głosową i wsłuchiwałem się w słowa.

Po przesłuchaniu całej wiadomości zamarłem.
Odrazu podbiegłem do samochodu i wszedłem do niego. Nie myśląc zbytnio nacisnąłem gaz i zacząłem szybko jechać do szpitala. Nawet nie zauważając gdy przejechałem na czerwonym świetle. Jednakże policji nie było w około na moje szczęście. Jechałem jak najszybciej tylko mogłem, zapominając o tym, że nie wymieniłem  wcześniej opon na zimowe. Czułem się jak w jakimś transie, nic nie miało dla mnie teraz znaczenia, jedynie Jimin siedział mi w głowie.

Nagle niepostrzeżenie jakiś tir zajechał mi drogę, a ja próbując gwałtowanie wyhamować ześlizgnąłem się z drogi i wpadłem w mały rów, to nie był miękki upadek. Jednak nie był na tyle poważny, żebym zemdlał. Jedyne co, to okropnie bolały mnie żebra, którymi przywaliłem sobie w kierownice spadając w dół. Mimo wszystko siedziałem uwięziony w samochodzie do momentu przyjazdu straży pożarnej, bo nie byłem w stanie sam z niego wcześniej wyjść. Byłem w tym momencie zdenerwowany na siebie, że nie wymieniłem tych pieprzonych opon, inaczej nic by mi się nie stało, zdążyłbym wyhamować, nie wpadłbym w rów i byłbym szybciej przy Jiminie.

Gdy przybyło zaraz również pogotowie i policja, tuż po wyciągnięciu mnie z samochodu przez Panów strażaków, ratownicy zaprowadzili mnie ostrożnie do ambulansu. Cały czas cholernie bolały mnie te żebra, ból był nie do opisania. Policjanci stwierdzili, że najpierw przesłuchają zeznań typa z tira bo nic mu się nie stało, a później gdy lepiej się poczuję miałem zgłosić się do nich na komendę. Ratowanicy postanowili zawieźć mnie do szpitala, aby lekarz zobaczył co jest nie tak z moimi żebrami. Przez całą drogę zwijałem się z bólu leżąc w karetce. No kurwa lepszego dnia nie było, najpierw Jiminowi przytrafił się wypadek, teraz mi. Zawsze jak coś mu się dzieje, to mi również. Czy to jakaś jebana klątwa?

|Dzień dobry, kochani. Bardzo Was przepraszam, że nie było rozdziału 30 oraz 31 grudnia. Aczkolwiek 30 grudnia byłam zajęta, bo załatwiałam sprawy na sylwestra, oraz robiłam swoje wymarzone włosy. Natomiast 31 grudnia jak dobrze wiemy był sylwester i nie miałam czasu pisać rozdziału. Teraz o godzinie 6:56 gdy skończyłam to pisać będąc szczerą jeszcze nie spałam, więc zaraz kładę się spać. Trochę się poświęciłam dla Was by chociaż jakiś rozdział wyszedł i nie zasnęłam po imprezowej nocy. Dzisiejszy rozdział był skierowany bardziej Ggukiem, następne będą dłuższe i bardziej dopracowane. Szczęśliwego nowego roku, buźka! |

The Last Chance | JikookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz