Budząc się rano spojrzałem w zegarek, godzina 10:47.
>No nieźle, 13 minut do pracy..<
Cóż, najwidoczniej dzisiaj się spóźnię. Aczkolwiek jestem szefem, więc przeżyję.
Delikatnie odsunąłem się od Jimina przykrywając go bardziej pierzyną. Wstałem z łóżka i udałem się do łazienki. Będzie trzeba nowe drzwi wstawić.. Da się załatwić.
Przemyłem twarz wodą, to jedyne co mogłem zrobić, bo nie mam tu swoich rzeczy do pielęgnacji. Ubrałem się w ciuchy, które miałem wczoraj na sobie. Poprawiłem swoje włosy, które po wczoraj były w okropnym stanie.Ale przecież pomimo wszystko nie zostawię Jimina bez śniadania. Wiem, że zapewne nie będzie chciał go zjeść, ale warto próbować.
Pokierowałem się w stronę kuchni, wziąłem parę malin, borówek, trochę truskawek, jak i kiwi, po czym przygotowałem z nich owocową sałatkę. Nie chciałem nic więcej do nich dodawać, by chłopak jeszcze bardziej się nie zniechęcił do jedzenia. Przemyślałem również fakt, że on żadnego kakao, czy shake'a nie wypije, ze względu na dodatkową ilość kalorii. Tak więc, nalałem do szklanki wodę i tak oto przygotowane śniadanie zostawiłem w kuchni na stole. Nie było to jakoś bardzo kaloryczne, ale pożywne jak na taką osobę, niczym Jimin.Cofnąłem się jeszcze do sypialni, chłopak wyglądał tak niewinnie śpiąc.. Naprawdę, po prostu anioł. Nie mogę uwierzyć, że takie cudeńko popadło w tak cholernie kłujące kolce.
Przejrzałem szafki szukając jakiegoś brulionu z kartkami, po krótkich poszukiwaniach w końcu znalazłem. Wziąłem pierwszy lepszy długopis i napisałem na kartce następujące zdania.
"Dzień dobry, mały. Mam nadzieję, że się wyspałeś. Ja muszę uciekać do pracy, w kuchni przygotowałem Ci śniadanie, proszę zjedz choć trochę, to dla Twojego dobra. Pamiętaj, jakby coś się stało to dzwoń, ja jestem pod telefonem.
—Jungkook."Złożyłem kartkę na pół i położyłem ją na szafce nocnej przy łóżku. Ubrałem buty, maseczkę, jak i płaszcz,a następnie wyszedłem z domu Jimina, kierując się spóźniony już dwadzieścia minut do pracy.
Nie obyło się z rana już oczywiście od masy drażniących telefonów. Ach te życie właściciela, nigdy chyba nie będę miał żadnego spokojnego dnia.Pov. Jimina
Przetarłem swoje oczy coraz bardziej się budząc. Usiadłem na łóżku, zaraz jednak wystraszyłem się okropnie.
—Cholera! Która to godzina!? Przecież dzisiaj szkoła, spóźnię się! —Powiedziałem donośnym tonem głosu sięgając po telefon.
>11:58. No kurwa, to chyba żart..<
Spóźniłem się na lekcje totalnie, jak ja je kończę za jakieś pół godziny. Ja pierdolę Jimin, idioto..
Po chwili urzalania się nad sobą dostrzegłem leżącą kartkę na szafce nocnej. Właśnie do mnie doszło, że przecież Jungkook był wczoraj wieczorem tutaj. Sięgnąłem po nią i przeczytałem na głos.
Pewnie znowu zrobił mi jakiś posiłek mający od chuja kalorii, świetnie.Otrzasnąłem się i jak zwykle wyciągnąłem zza szafy wagę. Stanąłem na niej, te samo uczucie jak zwykle, nic nowego. Cyferki wskazywały wagę 46,9kg. Znowu odrobinę schudłem, dla mnie to lepiej.
Odłożyłem wagę i poszedłem do łazienki. Kurwa, co tu się wczoraj działo, że drzwi mi wyjebało.. Armagedon jakiś przeszedł po moim domu, gdy spałem? To ile ja w ogóle spałem.. Ja pierdole, niemożliwy jestem. Spojrzałem na siebie w lustrze, nie będę tego komentować kolejny raz.
Odświeżyłem się trochę, wykonując poranną pielęgnację swojej twarzy. Umyłem również włosy. Zmartwił mnie fakt, że w czasie tego mycia włosy bardzo mi wypadały, w pewnym momencie wyciągnąłem ich aż garść. Przestraszyłem się tego, więc delikatnie się z nimi obchodziłem, a następnie nałożyłem na nie maskę odżywiającą.Po wykonaniu tych czynności udałem się do kuchni, ku mojemu zaskoczeniu nie czekało na mnie jakieś wykwintne danie. Sałatka owocowa? Mogłoby być lepiej, ale cóż.
Wziąłem miskę z jedzeniem i zmierzyłem w stronę toalety z chęcią wyrzucenia tam wszystkiego. Jednak chwilę się zawahałem, przypominając sobie słowa Jungkooka wypisane na papierze, który dziś mi zostawił.>Dobra, raz kozie śmierć. Spróbuję sobie jakoś na oko wyliczyć ile to może mieć kalorii i może coś z tego zjem.<
Po wyliczeniu wartości tego posiłku, postanowiłem, że choć trochę go zjem. Siedziałem na krześle w kuchni i jadłem sałatkę. Choć tego jedzeniem nazwać nawet nie można, rozdziabdziałem te owoce po całej misce, gdy próbowałem wziąć choć jeden owoc do ust coś mnie zatrzymywało, nie potrafiłem, to nie na moje nerwy.
Po jakiś dziesięciu minutach spędzonych przed miską w końcu wstałem, wróciłem się do WC i podniosłem do góry klapkę sedesu.>Przepraszam, Jungkookie..- przeszło mi przez myśl, po czym wyrzuciłem całą zawartość naczynia do toalety i spuściłem wodę.
Jedyne, co spożyłem z tego śniadania, to szklankę wody.
Postanowiłem, że skoro nie poszedłem dziś na uczelnię, to zrobię sobie dzień odpoczynku. Zmierzyłem w stronę salonu i włączyłem na telewizorze mój ulubiony film na netflix'ie. Był to film prawie trzy godzinny, także skończyłem oglądać go koło szesnastej godziny.
Muszę przyznać, że nieźle się uśmiałem oglądając ten film. Będąc jednak na końcówce, strasznie mnie zemdliło. Pobiegłem do toalety, był tylko jeden problem, ja przecież nie miałem czym zwymiotować. Siedząc nad toaletą wymiotowałem swoją śliną i tym, co zostało w moim żołądku, czyli praktycznie niczym prócz jakiś płynów. Czułem się okropnie wykończony. Głowa pękała mi z bólu, brzuch cały czas bolał. Przesiedziałem tak w łazience jakieś dwadzieścia minut, nie mając siły nawet wstać.
Czułem się w tamtym momencie wrakiem człowieka, jednak to był dopiero początek.|Cześć wszystkim! Bardzo przepraszam za tak długą nieobecność, ale już wracam! Co prawda z jakoś nie bardzo długim rozdziałem, bo mającym prawie 900 słów, ale następne będą dłuższe, to mogę Wam obiecać. Moja książka przez brak weny upadła, lecz mam nadzieję, że podniesie się na nowo i będzie ona jeszcze ciekawsza. Miłego!|
![](https://img.wattpad.com/cover/245784749-288-k514121.jpg)
CZYTASZ
The Last Chance | Jikook
FanfictionMłody 19 letni student o imieniu Park Jimin jest ofiarą szykanowania w swojej uczelni. Uczniowie widząc jego pogarszający się z dnia na dzień stan zdrowia, dalej nie odpuszczają wyniszczając przy tym psychikę chłopaka, przyprawiając go o stany depre...