Szczęśliwych, bezpiecznych wakacji, skarby! Samych pięknych wspomnień, niezapomnianych wrażeń i wspaniałych przygód♡
***
Rodzina z pewnością powinna dawać ciepło i wsparcie, aby zawsze można było na nią liczyć. Powinna akceptować nasze wybory, ale również porażki. Pomagać. Ale z pewnością nie być wrogiem.
Cóż, gdy najbardziej jej potrzebowałam, jej nie było.
Choć fizycznie była obok, bo w końcu ja z moim bratem mieszkaliśmy razem, ale mentalnie nie otrzymałam od niego niczego. Jedynie kłótnie, które tylko mnie męczyły. Tata też nie pomagał. Żył w swoim własnym świecie, rozmawialiśmy może raz na tydzień. Był pochłonięty pracą. O tak, tytuł pracoholika roku z pewnością powinien powędrować do niego. Ciągle siedział w korporacji, robiąc za korposzczura i mówiąc, że spełnia się zawodowo. Sypiał mało i on sam, zdawało się, potrzebował pomocy. A mimo to od nikogo jej nie przyjmowałam.
Próbowałam przemówić mu do rozsądku, ale moje próby skończyły się fiaskiem. Z bratem nieustannie darłam koty, z ojcem kontakt był znikomy, a z koleżanką gadałam tylko w liceum. Byłam sama. S a m a. I sobie poradziłam. Mimo to byłam bardzo pamiętliwa, być może dlatego do tej pory nie mogłam podarować Samuelowi tego, jak mnie traktował i jak zepsuł moją przyjaźń. Rozmawiałam z nim przez telefon jeden, jedyny raz tutaj w Valonlea. Miałam do niego pretensje, że nagadał takich bredni moim dawnym przyjaciołom. A on... on tłumaczył się, że chciał dla mnie dobrze. Pragnął, bym na zawsze uwolniła się od przeszłości, bo ta zniszczy mnie zupełnie. I tak się stało pomimo, że straciłam przyjaciół. A gdyby to się nie stało, może to oni by mi pomogli. Może wszyscy byśmy siebie uratowali.
A więc, gdy ktoś pytał mnie o moją najbliższą rodzinę, odpowiadałam wymijająco. Bo po prostu się nie dogadywaliśmy, a ja nie miałam zamiaru mówić o tym na prawo i lewo. Jakby był to temat do dumy.
Westchnęłam męczeńsko, wchodząc na ganek. Okej, ale ten dzień mimo, że zaczął się wyśmienicie, zmieniał się na kiepsko. I jeśli dojdzie do fatalnie, nie chciałam być w skórze ludzi, którzy będą mieć ze mną do czynienia.
– A więc zobaczmy, cóż to za gość na mnie czeka – szepnęłam sama do siebie.
W myślach przywołałam sobie słowa Rafaela dotyczące mojego gadania do siebie. I stwierdziłam, że chyba miał rację. Czasem nadawałam się do wariatkowa.
Weszłam do domu, który był otwarty. Na moje szczęście wujek był w pracy, więc nie musiałam się z nim konfrontować. Zdjęłam buty w holu, po czym wolnym krokiem ruszyłam w stronę salonu. I gdy w nim stanęłam, nigdy w życiu bym nie pomyślała, że zobaczę akurat tę osobę. No po prostu, cholera, nie.
– Samuel?! – spytałam głupio, oniemiała stając na środku pokoju.
Aż mnie wryło w podłogę z wrażenia.
– Cześć, siostra – odparł swobodnie, uśmiechając się lekko.
Zmarszczyłam brwi, spoglądając na niego, jakbym miała omamy. Pomrugałam zaskoczona, upewniając się, że to obraz rzeczywisty, a nie żadne zwidy. I ku mojemu nieszczęściu to był naprawdę on. Prawdziwy, stojący w pieprzonym Valonlea, gdzie powinien być w Cristal City. Tysiąc mil stąd.
Niespodziewanie szatyn dopadł do mnie, łapiąc mnie w swoje ramiona i przytulając mnie bardzo mocno. Zaś ja ze zduszonym oddechem i zdezorientowaniem stałam sztywno, zastanawiając się, co tu się u licha wyprawiało. Poluźnił wreszcie uścisk, odsuwając się ode mnie na taką odległość, by spojrzeć mi w moje oczy.
![](https://img.wattpad.com/cover/230174559-288-k433383.jpg)
CZYTASZ
DIMNESS I
Action❝Byliśmy potępieni wśród śmiertelników, igrając z piekłem, jakbyśmy byli nieśmiertelni❞ Powrót na stare śmieci, ku źródłu najmroczniejszych wspomnień, nie był zamiarem młodej Gabrieli Barker, która swoją przeszłość zakopała w najgłębszym zakamarku u...