30. Pozostał tylko mrok.

1.3K 122 102
                                    

Szczęśliwych, bezpiecznych wakacji, skarby! Samych pięknych wspomnień, niezapomnianych wrażeń i wspaniałych przygód

***

    Rodzina z pewnością powinna dawać ciepło i wsparcie, aby zawsze można było na nią liczyć. Powinna akceptować nasze wybory, ale również porażki. Pomagać. Ale z pewnością nie być wrogiem.

    Cóż, gdy najbardziej jej potrzebowałam, jej nie było.

    Choć fizycznie była obok, bo w końcu ja z moim bratem mieszkaliśmy razem, ale mentalnie nie otrzymałam od niego niczego. Jedynie kłótnie, które tylko mnie męczyły. Tata też nie pomagał. Żył w swoim własnym świecie, rozmawialiśmy może raz na tydzień. Był pochłonięty pracą. O tak, tytuł pracoholika roku z pewnością powinien powędrować do niego. Ciągle siedział w korporacji, robiąc za korposzczura i mówiąc, że spełnia się zawodowo. Sypiał mało i on sam, zdawało się, potrzebował pomocy. A mimo to od nikogo jej nie przyjmowałam.

    Próbowałam przemówić mu do rozsądku, ale moje próby skończyły się fiaskiem. Z bratem nieustannie darłam koty, z ojcem kontakt był znikomy, a z koleżanką gadałam tylko w liceum. Byłam sama. S a m a. I sobie poradziłam. Mimo to byłam bardzo pamiętliwa, być może dlatego do tej pory nie mogłam podarować Samuelowi tego, jak mnie traktował i jak zepsuł moją przyjaźń. Rozmawiałam z nim przez telefon jeden, jedyny raz tutaj w Valonlea. Miałam do niego pretensje, że nagadał takich bredni moim dawnym przyjaciołom. A on... on tłumaczył się, że chciał dla mnie dobrze. Pragnął, bym na zawsze uwolniła się od przeszłości, bo ta zniszczy mnie zupełnie. I tak się stało pomimo, że straciłam przyjaciół. A gdyby to się nie stało, może to oni by mi pomogli. Może wszyscy byśmy siebie uratowali.

    A więc, gdy ktoś pytał mnie o moją najbliższą rodzinę, odpowiadałam wymijająco. Bo po prostu się nie dogadywaliśmy, a ja nie miałam zamiaru mówić o tym na prawo i lewo. Jakby był to temat do dumy.

    Westchnęłam męczeńsko, wchodząc na ganek. Okej, ale ten dzień mimo, że zaczął się wyśmienicie, zmieniał się na kiepsko. I jeśli dojdzie do fatalnie, nie chciałam być w skórze ludzi, którzy będą mieć ze mną do czynienia.

    – A więc zobaczmy, cóż to za gość na mnie czeka – szepnęłam sama do siebie.

    W myślach przywołałam sobie słowa Rafaela dotyczące mojego gadania do siebie. I stwierdziłam, że chyba miał rację. Czasem nadawałam się do wariatkowa.

     Weszłam do domu, który był otwarty. Na moje szczęście wujek był w pracy, więc nie musiałam się z nim konfrontować. Zdjęłam buty w holu, po czym wolnym krokiem ruszyłam w stronę salonu. I gdy w nim stanęłam, nigdy w życiu bym nie pomyślała, że zobaczę akurat tę osobę. No po prostu, cholera, nie.

    – Samuel?! – spytałam głupio, oniemiała stając na środku pokoju.

    Aż mnie wryło w podłogę z wrażenia.

    – Cześć, siostra – odparł swobodnie, uśmiechając się lekko.

    Zmarszczyłam brwi, spoglądając na niego, jakbym miała omamy. Pomrugałam zaskoczona, upewniając się, że to obraz rzeczywisty, a nie żadne zwidy. I ku mojemu nieszczęściu to był naprawdę on. Prawdziwy, stojący w pieprzonym Valonlea, gdzie powinien być w Cristal City. Tysiąc mil stąd.

    Niespodziewanie szatyn dopadł do mnie, łapiąc mnie w swoje ramiona i przytulając mnie bardzo mocno. Zaś ja ze zduszonym oddechem i zdezorientowaniem stałam sztywno, zastanawiając się, co tu się u licha wyprawiało. Poluźnił wreszcie uścisk, odsuwając się ode mnie na taką odległość, by spojrzeć mi w moje oczy.

DIMNESS IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz