Demony? Nie, upadłe anioły, które wołały o pomstę do nieba, pławiąc się w grzechu, dramacie i koszmarze, który sam sobie zafundowały. Splamione dozą grozy i szczyptą odniesionej porażki, jak i również naznaczone piętnem klątwy, jaka ciążyła nad ich złamanymi duszami. Tym byliśmy.
A jedyne co w nas pozytywne i dobre to wspomnienia, choć bolesne i wyrządzające krzywdę psychiczną, uświadamiające nam naszą przegraną.
Albowiem człowiek bez wspomnień, to jak człowiek bez życia.
Często zdarzało mi się stawać gołymi stopami na zimnych kafelkach, opatulona jedynie kocem i blaskiem księżyca, na balkonie. Opierałam się o barierkę, zadzierałam nieco głowę i wpatrywałam się w bezkresny, nocny obrazek, który napawał mnie pewnego rodzaju spokojem i nostalgią.
Patrząc na niebo, zaglądałam w przeszłość i przysięgam, to był jedyny moment, gdy mi się to zdarzało. Spoglądałam na migoczące w ciemności gwiazdy, na błyszczący księżyc będący w centrum tego wszystkiego. Wtedy widziałam więcej, czułam więcej i słyszałam więcej. Ostatnie słowa, bolące wyznania, stracone nadzieje i nieubłagany koniec. Tylko wtedy sięgałam przeszłości nieświadoma tego, że jeszcze nie raz stanie się ona tak żywa.
Bo pewnego dnia przeszłość ponownie do mnie zawitała, budząc we mnie coś, co wyparłam tego nieszczęsnego lata, gdy cały mój świat runął.
I wtedy stojąc tego jednego dnia przed wielkim, burzowym niebem, nie widziałam już miłych, choć bolesnych wspomnień. Widziałam wielkie błyskawice przecinające granat w jednej sekundzie rozjaśniające obraz w grozie. Miastem targała burza, która zwiastowała tylko zbliżające się do mnie kłopoty. Była początkiem końca, który nastał dwa lata temu.
Przeszłość miała stać się teraźniejszością.
Jeszcze wtedy nie miałam pojęcia, że dla ciebie znajdzie się w niej miejsce, że sam przyczynisz się do wielkiego chaosu, który zapanuje nad naszymi złamanymi życiami. A po wszystkim miałeś być tylko wspomnieniem.
Piękne chwile są po to, aby towarzyszyły nam w momentach, gdy dotykamy samego dna przy bolesnym upadku. Cudowne zdarzenia mają ratować nas w złych chwilach, które nas niszczą i obezwładniają pod pretekstem „tak widocznie miało być". Miłe wspomnienia uświadamiają nam, że życie składa się z dobra i zła, tak jak czarny i biały, brudny i nieskazitelny. Ale również z niewinności i winności, choć patrząc na to, że urodziliśmy się z grzechem pierworodnym... cóż, wszyscy byliśmy grzesznikami. To dobro zawsze powinno zwyciężać, nigdy zło. Ale to właśnie zło przejęło kontrolę nad naszym życiem, gdy ostatnia iskra zgasła, a nad nami zapanował mrok.
Jeden głupi telefon rozpętał chaos, który był moją sromotną porażką. Naszą porażką. Upragniony spokój paradoksalnie stał się pogrążeniem, które nadeszło wraz z prawdą. Przecież od samego początku o nią walczyliśmy, to na niej nam najbardziej zależało i to ona miała być naszym punktem docelowym. Szczytem wygórowanych ambicji. Spełnieniem i rządzą wymiaru sprawiedliwości temu zapyziałemu społeczeństwu.
Po drodze niestety się nieco pogubiliśmy, zboczyliśmy z właściwej ścieżki, smakując zakazanego. Zdradzając.
Tego dnia stanęłam na innych płytkach, na innym balkonie, patrząc na niebo, które w tym miejscu było jeszcze bardziej potężne i niesamowite, bo widziałam je z mojego miasta. A tutaj wszystko wydawało mi się droższe i bardziej magiczne. Zupełnie inne, niż z różnych krańców świata, a nawet z paru kilometrów stąd. Tutaj jasność opatulała z większą mocą, wiatr wiał odrobinę bardziej melodyjnie, a samo słońce za dnia smażyło bezlitośnie, jak nigdzie indziej na ziemi. I to było zgubieniem.
Żyliśmy pod jednym niebem, tak blisko, a jednocześnie dalej niż kiedykolwiek.
Nie byliśmy nikim więcej, a jedynie pogubionymi ludźmi, którzy wciąż uczyli się życia, uczuć i kontroli. Urodziliśmy się głupi i głupi pomrzemy, bo nierealnym jest, że pozjadamy wszystkie rozumy świata. Młodzi, nieświadomi z małym stażem doświadczeń na swoim koncie, z rozdartymi sercami, bałaganem w głowie i rozwalonym wnętrzem. Mało wiedzieliśmy, mało pojmowaliśmy, a jeszcze mniej byliśmy w stanie zrobić. Bezradni w obliczu katastrofy i bezsilni wokół wygranych. Żyliśmy pośród niesprawiedliwości, nienawiści, w strachu przed ludźmi i śmiercią.
Albowiem śmierć to był sąd ostateczny każdego człowieka na tym świecie. Była nieunikniona, ale ludzie ją przez znaczną część swojego życia wypierali. Nie dopuszczali jej do siebie, bo była początkiem nieznanego. Największy jasnowidz świata nie mógł przewidzieć, jak to się skończy i co dalej z nami będzie. My się jej baliśmy, bo zabierała nam osoby, które kochaliśmy nad życie, bliskie nam, które na pewno nie zasłużyły na to, by odejść. Bo była końcem, którego nie znaliśmy i przychodziła niespodziewanie, wbijając nam przysłowiowy sztylet prosto w serce.
Żywy też może doświadczyć śmierci. Wcale nie musimy leżeć dwa metry pod ziemią, aby umierać.
Nasza relacja była poza zasięgiem ludzkiego pojęcia. Nie była opisana w żadnych księgach, nigdzie uwieczniona, nie była ona miłością, którą opowiada się dzieciom, ani o której się uczy i wbija do głowy, jako przykład zdrowej i pięknej relacji. Nie do przeżycia, nie do wyobrażenia i nie do uwierzenia. Zawiła, nieoczywista, nietypowa i cholernie skomplikowana. Bo przecież człowiek ubóstwiał komplikować sobie życie. Od zawsze i na zawsze.
Byłeś na wyciągnięcie ręki, ale jednocześnie niemożliwy do „zdobycia". A nicość wraz z tajemnicą w twoim pokiereszowanym wnętrzu zamiast mnie odpychać, tylko przyciągała, wodziła na pokuszenie i mamiła. Zapewniała ochronę, tarczę obronną przed złem tego świata. Co było absurdem, zważywszy na to, że sami zafundowaliśmy sobie haniebną porażkę.
Połączyła nas miłość do jednego człowieka. I powinnam się smażyć za to w piekle, ale nie żałowałam ani jednej chwili spędzonej w twoim towarzystwie. Nie mogłam żałować czegoś, co choć przez krótki czas dało mi słodkie szczęście. Uśmiechu, mądrych i tych krzywdzących słów, każdego spotkania i naszej współpracy. Każdy moment był lekcją, która miała mi coś dać oraz z której miałam wyciągnąć wnioski. I wiesz, czego mnie między innymi nauczyła?
Tego, że życie i serce ma się tylko jedno, a pierwsza miłość nie zawsze jest tą ostatnią.
***
Witam, witam w mojej kolejnej książce. Wraz z wakacjami nadeszła nową historia, która, mam nadzieję, przypadnie wam do gustu.
Mam nadzieję, że dacie znać, co sądzicie i zostaniecie po więcej!
A ja przy okazji życzę wam zdrowych, bezpiecznych i wesołych wakacji, z dala od chorób, A blisko tego, co kochacie! Uważajcie na siebie, skarby, bo tak niewiele trzeba do tragedii. Buziaki
Tt & ig: panna_kotaa
Kocham i do następnego!
![](https://img.wattpad.com/cover/230174559-288-k433383.jpg)
CZYTASZ
DIMNESS I
Acción❝Byliśmy potępieni wśród śmiertelników, igrając z piekłem, jakbyśmy byli nieśmiertelni❞ Powrót na stare śmieci, ku źródłu najmroczniejszych wspomnień, nie był zamiarem młodej Gabrieli Barker, która swoją przeszłość zakopała w najgłębszym zakamarku u...