Przez całe życie poznawaliśmy ludzi, obserwowaliśmy ich zachowania, postawy, usposobienia. Zauważaliśmy czym się od siebie różnią, co ich łączy, kim są, co lubią. Inni pokazywali nam siebie, bądź zakrywali, nie pozwalając nam ich odkryć. Przez lata dowiadywaliśmy się nowych rzeczy, bo przecież człowiek uczy się przez całe życie... Mimo to nigdy do końca nie jesteśmy w stanie pojąć drugiej osoby. Zawsze zostaje ten pierwiastek tajemniczości, jakaś tajemnica, czy chociażby uczucie, które zabierzemy ze sobą do grobu.
Gorzej, gdy chcesz usilnie kogoś poznać. Okryć jego maski, zajrzeć do jego środka, by sprawdzić, czy faktycznie było tak puste i beznamiętne, jak postawa, którą sobą reprezentował. A ten ktoś ci na to nie pozwalał, stawiał opory. Bo to nie zewnętrze było ciekawe i warte uwagi, a to, co dusiliśmy w środku.
Trafił mi się taki jeden, ciężki przypadek, z którym nie umiałam sobie poradzić. Był problemem nie do przeskoczenia i nie do rozwikłania. I im bardziej starałam się go zrozumieć, tym bardziej odbijałam się od ślepego zaułka w cholernym labiryncie niewiedzy. A gdy już udało mi się w jakimś stopniu odkryć jego cząstkę, on zamykał się bardziej. Przynajmniej tak było do tej pory...
Rafael Griffin bezsprzecznie był człowiekiem zagadką. Cholernym cichociemnym!
– W nocy znów mieliśmy wezwanie. – Dobiegł mnie głos wujka, gdy właśnie zmywałam po śniadaniu. – Ktoś napadł na monopolowy, okradając kasę fiskalną. Było za późno, gdy przybyliśmy na miejsce, bo zbir uciekł – ciągnął dalej, tylko podnosząc mój poziom stresu, który do tej pory był w punkcie zerowym. Zaś teraz skoczył chyba do setki. – Za każdym razem ucieka nam sprzed samego nosa. W mieście jest jeden chłopak, który wyrządza największe problemy. I założę się, że i tym razem to była jego sprawka. Niemożliwe, by był to tak wielki zbieg okoliczności.
Spięłam najmniejszy mięsień w moim ciele, przez co zapiekł mnie każdy nerw. Ból był nieznośny, ale jeszcze gorsze było to, że tak się zdenerwowałam tą sprawą, która nawet nie powinna obejmować Rafaela. Bo wiedziałam, że wujek o nim mówił. Za wszelką cenę chciał go posadzić za kratki, a ja tak bardzo nie mogłam tego zrozumieć.
– Jestem pewna, że Valonlea ma więcej niż jednego złego chłopaka – odparłam pobudzona, a mój głos nie należał do przyjemnych, za co się skarciłam.
Denise zmarszczył brwi, przewiercając mnie podejrzliwym okiem. Przeklęłam w duchu na to, że podstawiałam się policjantowi. Cholera, musiałam być bardziej uważna. Ale nie mogłam znieść tych wszystkich, bezpodstawnych wyrzutów.
– Wiesz coś na ten temat? – spytał ostrożnie, mrużąc na mnie oczy, na co westchnęłam z rozczarowaniem na niego.
Co robić? Kłam. Kłam tak, jak robiłaś to przez najbliższe tygodnie. Bo to w końcu przychodziło mi z taką łatwością...
– A skąd bym miała? – Spojrzałam na wujka pustym wzrokiem, ze znużeniem przyglądając się jego zmęczonej twarzy. Najlepiej, aby poszedł spać. – Po prostu wiem, że te miasto nie jest święte. Jest wiele zbirów, więc oskarżać ciągle jedną osobę jest bezsensowne. Jesteś policjantem, więc powinieneś się na tym znać.
Wiedziałam, że właśnie wstąpiłam na niepewny grunt, broniąc przed wujkiem osoby, której on nie cierpiał z całego serca. Toczyłam z nim zawziętą walkę na wzrok, zastanawiając się, dlaczego on tak bardzo uwziął się na Rafaela. Za co tak go ścigał. Bo gdyby miał wystarczające dowody na bruneta, z pewnością już dawno by go zakuł.
– Skąd wiesz o kim mówię? – Podejrzliwość czaiła się w jego głosie, wpędzając moje serce w palpitację.
Westchnęłam ostentacyjnie i przetarłam rozgrzane czoło, wkurzona sama na siebie, że dałam się wciągnąć w tę chorą dyskusję.
CZYTASZ
DIMNESS I
Acción❝Byliśmy potępieni wśród śmiertelników, igrając z piekłem, jakbyśmy byli nieśmiertelni❞ Powrót na stare śmieci, ku źródłu najmroczniejszych wspomnień, nie był zamiarem młodej Gabrieli Barker, która swoją przeszłość zakopała w najgłębszym zakamarku u...