Luke ciągnął po kolei za każdą strunę gitary tworząc prostą, nikomu nieznaną melodię zastanawiając się jak długo to jeszcze będzie trwało.
- Będziemy cię potrzebować po wszystkim! Nie możesz się poddać! - usłyszał krzyk swojej płaczącej matki.
- Nie będziesz mi mówić co mam robić! Twoje zdanie w ogóle się nie liczy! - odpowiedział niższy głos jego ojca.
Blondyn zerwał się nagle na równe nogi nie mogąc dłużej tego słuchać. Odrzucił instrument na zabałaganione łóżko i skierował się do pokoju obok.
- Rick? Wstawaj, wychodzimy - zarządził widząc kulącego się pod kołdrą, zapłakanego dziesięciolatka.
- Gdzie? - spojrzał na niego chłopiec swoimi załzawionymi oczami.
- Gdzie tylko chcesz - uśmiechnął się pocieszająco Luke.
Trzy godziny później wychodzili już zadowoleni z jednej z sal kinowych. Rick ciągle zmieniał zabawnie swój głos próbując naśladowqć postacie z bajki, którą właśnie obejrzeli.
- Masz ochotę na wizytę w McDonalds'ie? - zaproponował Luke wiedząc, że w domu na pewno nie zastaną gotowego obiadu.
- Zawsze - odpowiedział mu uradowany brat.
Luke wiedział, że wydaje teraz swoje ciężko zarobione pieniądze, które odkładał na zupełnie inny, ważniejszy cel, ale nie mógł odpuścić sobie sprawienia tak dużej przyjemności młodszemu bratu. Uwielbiał kiedy na jego twarzy widniał uśmiech i robił wszystko, aby móc jak najczęściej cieszyć się takimi momentami, pomimo, że nie dawał tego po sobie poznać.
-*-
Przyglądała się wodzie, na której fale wytwarzane przez wiatr tworzyły różne, ciekawe wzory. Skulona na brzegu swojego ulubionego stawu, ukryta przed światem w cieniu drzew i ciszy lasu mogła siedzieć godzinami. To miejsce pomagało jej się uspokoić, wypłakać i pozbyć negatywnych, niechcianych myśli.
Oplotła kolana dłońmi starając się nie myśleć o bólu. Po tym co zrobił jej ojciec czuła ból w prawie każdym mięśniu, a siniaki na skórze były bardziej wyraziste niż kiedykolwiek. Jednak nie ten ból był najgorszy. Najbardziej cierpiała jej dusza. Czuła się wypruta ze wszelkich emocji. Bała się wrócić do domu dopóki on tam był.
Nie raz już była ofiarą przemocy. Nie raz została pobita przez własnego ojca, w mniejszym lub większym stopniu. Ale jeszcze nigdy nikt nie skrzywdził jej tak bardzo jak on zrobił to tym razem.
Łzy ciekły po jej twarzy kiedy w jej głowie pojawiały się niechciane wspomnienia tego jak rozrywał jej ubrania, jak dotykał jej ciała. Przez niego brzydziła się samej siebie. O niczym nie marzyła teraz tak bardzo jak o śmierci. Chciała zginąć, zniknąć.
-*-
- Jo?! Dlaczego nie odbierasz ode mnie telefonów! I nie było cię w domu od dwóch dni! Masz pojęcie jak bardzo się martwiłam?! - głos przejętej Kayli rozległ się w słuchawce komórki Jo kiedy ta zdecydowała się w końcu wrócić do domu i odebrać połączenie.
Była już pewna, że jej ojca nie ma w domu, więc postanowiła wrócić. Nie jadła, nie piła, nie myła się, praktycznie nie żyła przez ostatnie 48 godzin. Siedziała w jednej pozycji nad stawem przypatrując się wodzie i nie zwracając zupełnie uwagi na mróz i głod. Czuła się złamana w środku i tak przyziemne rzeczy nie zwracały zupełnie jej uwagi.
- Przepraszam - odezwała się wreszcie do przyjaciółki.
Znów miała poczucie winy. We własnym mniemaniu wszystko robiła źle.
- Co się stało? Poczekaj, zaraz przyjadę - powiedziała nerwowo.
- Nie! - zaprotestowała szybko Jo.
Ostatnie czego teraz potrzebowała to czyjeś towarzystwo.
- Jo, co się dzieje? - zapytała zdezorientowana Kayla.
- Nic, naprawdę. Wszystko w porządku. Po prostu... Musiałam... Odwiedzić rodzinę - skłamała blondynka i czuła jak coś skręca jej żołądek kiedy wypowiadała ostatnie słowo. Ona nie miała już rodziny.
- Och - wydusiła z siebie bez przekonania starsza dziewczyna.
- To nic takiego. Nie mogę teraz rozmawiać. Przepraszam Kayla. Nie martw się o mnie - powiedziała i zakończyła połączenie.
Odłożyła telefon i od razu ruszyła do łazienki. Weszła pod prysznic w ubraniu chcąc jak najszybciej zmyć z siebie ten okropny brud, który odczuwała na całym ciele. Było jej niedobrze i kręciło jej się w głowie. Szorowała każdą część swojego ciała najdokładniej jak mogła, ale wciąż czuła się źle.
W końcu wyszła z łazienki i szybko ubrała na siebie jakiś dres. Czuła się wykończona psychicznie i fizycznie. Zakopała się w pościeli na swoim łóżku i w ciągu minuty zapadła w niespokojny, przerywany koszmarami sen.
Następnego dnia wyszła niepewnie ze swojej sypialni. Chciała coś zjeść, ale nie była w stanie. Jej wzrok przypadkiem padał na miejsce gdzie została bezpowrotnie skrzywdzona i nie potrafiła dłużej wytrzymać z własnymi myślami.
Nie zastanawiając się długo chwyciła kurtkę i wybiegła z domu nie przejmując się nawet zamknięciem drzwi.
Usiadła w miejscu nas stawem gdzie w ściółce leśnej pozostał już po niej ślad. To było jedyne miejsce, w którym czuła się teraz bezpieczna. W środku ciemnego lasu, gdzie w każdej chwili mógł zjawić się ktokolwiek, cóż za ironia.
Miała wrażenia jakby jej organizm zwijał się z psychicznego bólu, ale nie miała już siły na łzy. Czuła się pusta.
W cieniu drzew usłyszała trzask gałęzi gdzieś po swojej prawej stronie. Zazwyczaj w takiej sytuacji natychmiast uciekała do domu, ale tym razem nie zrobiło to na niej żadnego wrażenia.
- To znowu ty - usłyszała marudny głos chłopaka, którego tak bardzo nie mogła znieść.
Zrobiło jej się niedobrze. Tym razem było jej obojętne, że to był akurat Luke. Nie chciała przy sobie obecności zupełnie nikogo. Nadal patrzyła w taflę wody zupełnie ignorując jego osobę.
- Dlaczego to zawsze musisz być ty. Co tu robisz? - zapytał, ale Jo nie zamierzała zwrócić na niego uwagi.
Przestawało mu się to podobać, ale dopiero wtedy zauważył sine ślady na jej twarzy i rękach.
- Wszystko w porządku? - zapytał ze zdziwieniem.
Nie. Nie martwił się o nią. Był po prostu w szoku.
- To świetnie. U mnie też super - sam udzielił sobie sarkastycznej odpowiedzi kiedy blondynka wciąż nawet nie podniosła na niego wzroku.
Nie wiedział co ma zrobić, ale nie zamierzał wracać do domu więc usiadł obok niej zachowując jak największą odległość. Przyglądał się jej z zainteresowaniem przez chwilę po czym tak jak ona wbił wzrok w wodę i nie wypowiedział już ani jednego słowa.
Dlaczego zostali skazani akurat na swoje towarzystwo? Kto może to wiedzieć?
Oboje mieli swoje ulubione miejsce gdzie przychodzili za każdym razem gdy potrzebowali spokoju, które przypadkiem okazało się tym samym miejscem. Może był to przypadek, a może nie, ale spotkali się w nim akurat teraz kiedy każde z nich przechodziło przez najgorsze chwile w swoim życiu. Być może mieli sobie nawzajem pomóc. Na razie jednak w zupełności wystarczyła im cisza, którą ze sobą dzielili.
___________________________________
Co myślicie? Mam nadzieję, że rozdział Wam się podoba i dacie mi o tym znać jakimś komentarzem.
Kocham Was.
CZYTASZ
Escape (L.H.)
FanfictionPrzed czym może chcieć uciec największa prymuska w szkole i najpopularniejszy chłopak w mieście. W jaki sposób los ich połączy i czy naprawdę zdołają ze sobą wytrzymać, zostawić wszystko i po prostu uciec?