Luke wkroczył pewnie na onkologiczny w najbliższym szpitalu nie zawracając sobie głowy tym, że nie miał prawa przebywać tam bez powodu. Miał powód - zbyt ważny, aby jakiś durny lekarz czy pielęgniarka mogli go powstrzymać przed odnalezieniem brata.
- Co się stało? - zapytał blondyn ostro rodziców, których zauważył siedzących ze zmartwieniem na korytarzu.
- To co zwykle, ale... Nie wygląda na to, żeby szybko miał stąd wyjść - wyjaśniła Liz, a po jej twarzy spłynęło parę łez.
- Dlaczego do mnie nie zadzwoniliście?! - krzyknąl chłopak nie mogąc już nad sobą zapanować.
- Nie chcieliśmy cię martwić - odpowiedział poważnie jego ojciec.
- Jak to nie chcieliście mnie kurwa martwić?! Mało wam tego, co się dzieje? Tylko ja dbam o to, żeby przeżył swój być może ostatni czas szczęśliwie, a wy nawet nie raczycie poinformować mnie, że Rick jest w tak złym stanie, że przyjeżdża po niego karetka?! - wrzeszczał Luke nie potrafiąc się zatrzymać.
W końcu podszedł do drzwi sali, przy której się znajdowali. Co z tego, że nie można było tam wchodzić?
Miał to gdzieś. Tak jak wszystko inne w tym momencie.
- Rick - powiedział cicho, a jego głos zadrżał, nie wiedział czy z nerwów czy ze strachu.
Dobrze wiedział czego może się spodziewać, a jednak zawsze w takich momentach opanowywała go ta niesamowita niemoc i poczucie porażki. Chciał tylko sprawić, żeby jego brat był szczęśliwy, a nie mógł podołać nawet temu.
Tak mu się przynajmniej wydawało.
Luke podszedł niepewnie do łóżka, na którym leżał jego śpiący w tej chwili brat. Musiał uważać na wszystkie możliwe urządzenia, do których został podpięty młodszy chłopiec. Nie potrafił spokojnie na to wszystko patrzeć.
Dziesięciolatek nagle obudził się z atakiem kaszlu, którego nie potrafił powstrzymać przez najbliższą minutę. Kiedy w końcu poczuł się lepiej spojrzał na Luke'a i uśmiechnął się na jego widok.
- Hej - odezwał się pierwszy Rick.
- Jak się czujesz? - zapytał od razu starszy chłopak.
- Już lepiej - odparł.
- Pytam serio. Jak się czujesz? - zapytał poważnie Luke, który nie był usatysfakcjonowany otrzymaną odpowiedzią.
- A nie widać? Źle. Lepiej niż kilka godzin temu, ale wciąż źle - odpowiedział mu Rick nie mając innego wyjścia.
Starszy blondyn chciał coś jeszcze powiedzieć, ale nie miał okazji, bo do sali wszedł doktor, który zajmował się Rick'iem.
- Luke ile razy mam ci powtarzać, że nie wolno ci tu wchodzić bez mojej zgody - powiedział na powitanie mężczyzna w białym ubraniu, ale najwidoczniej nie miał już siły drążyć tematu.
- Oh, widzę, że coś pan dzisiaj nie w humorze, panie Richardson - odpowiedział na to tylko chłopak.
- Porozmawiajmy na zewnątrz - zaproponował lekarz.
Luke rzucił jeszcze tylko pocieszające spojrzenie młodszemu bratu i wyszedł za mężczyzną nie wiedząc czego się spodziewać.
- Musimy rozpocząć radioterapię - powiedział od razu doktor Richardson kiedy już znajdowali się na korytarzu z rodzicami chorego chłopca. - I polichemioterapię. Leki alkilujące już nie wystarczają.
Lekarz użył medycznego języka wiedząc, że rodzina Rick'a doskonale wszystko zrozumie.
- Dlaczego? - zapytała pani Hemmings nie chcąc zrozumieć o co w tym wszystkim chodzi.
CZYTASZ
Escape (L.H.)
FanfictionPrzed czym może chcieć uciec największa prymuska w szkole i najpopularniejszy chłopak w mieście. W jaki sposób los ich połączy i czy naprawdę zdołają ze sobą wytrzymać, zostawić wszystko i po prostu uciec?