Rozdział 9

560 58 20
                                    

Gwiazdeczka albo symboliczny komentarz? Miłego czytania!
_________________________
Po prostu mnie kochaj. Czy to takie trudne?

*Marinette*

Przechadzałam się ulicami Paryża, myśląc o tym wszystkim, co się stało w ostatnim czasie. Nawet nie patrzyłam na drogę, bo byłam za bardzo skupiona na moich przemyśleniach. Czułam się przez cały czas obserwowana. Po chwili wpadłam na kogoś. Podniosłam wzrok i przeraziłam się.

To się nie działo naprawdę, prawda? To jest jakiś głupi żart albo moje obawy się sprawdziły, albo moja wyobraźnia sobie ze mnie drwi.

-Cześć, Mari. - powiedział chłopak, a ja od razu cofnęłam się. -Nie bój się mnie, nic ci nie zrobię przecież.

-Czego chcesz? Nie mamy o czym rozmawiać. Wykorzystałeś mnie jako element do swojej pieprzonej zemsty, a nie... to nie była twoja zemsta, tylko Nathaniela. Pozdrów go ode mnie! - powiedziałam obojętnym tonem.

-Słuchaj, naprawdę mi na tobie zależy i dalej cię kocham. Proszę cię, daj mi chociaż dwie minuty na powiedzenie czegoś. To może zmienić twoją przyszłość, może będziesz mi wdzięczna, że Ci to powiedziałem. - odparł, trzymając mnie za rękę. Szybko zabrał swoją dłoń od jego.

-Nie wierzę ci. Ufałam Ci, mówiłam Ci wszystko, spędzaliśmy dużo czasu razem, a ty... - zaczęłam.

-Adrien to wszystko wymyślił. Kiedyś się przyjaźniliśmy, on powiedział, że za wszelką cenę musisz być tylko jego. To wszystko było zaplanowane. No może prócz tego gwałtu i Kagami... On ten plan obmyślał przez dwa lata. Wszystko było ustawione. Miałaś go nienawidzić, a później miałaś się w nim zakochać. Te wszystkie wasze wyjazdy, jego tajemnice, sekrety to też było zaplanowane. Zapłacił nam grubą kasę, za odegranie całej tej szopki. - wtrącił się.

Nie wierzyłam w to, co usłyszałam. To napewno nie była prawda. Adrien nie zrobiłby czegoś takiego. Nie raniłby mnie specjalnie. On nie byłby do tego zdolny, prawda?

Nawet nie wiem, kiedy zaczęłam płakać. Po prostu stałam na środku drogi, a po mojej twarzy spływały łzy.

-Nie... - odpowiedziałam cicho.

Po chwili zauważyłam jak w naszą stronę idzie pewien blondyn. Kiedy mnie zobaczył, podbiegł do nas.

-Mari... co się stało? - zapytał, przytulając mnie. Szybko odepchnęłam go od siebie.

-Nie wierzę w to, co zrobiłeś. - powiedziałam prawie niesłyszalnie.

-Ale o czym ty mówisz?

-No jak o czym mówi. O tym, że zapłaciłeś mam, żebyśmy odegrali ten twój cyrk. Nie pamiętasz, jak dwa lata temu mówiłeś, że Mari musi być twoja? I że zrobisz wszystko, żeby była tylko twoja? Pamiętasz jak mówiłeś, że Marinette jest taka łatwa? To wszystko było przecież ustawione. - wtrącił się ponownie chłopak.

-O czym ty, kurwa, pierdolisz?! - krzyknął blondyn. -Mari, ty naprawdę myślisz, że zrobiłbym Ci coś takiego? - spytał.

Ja już nie wiedziałam, co myśleć. Nawet nie wiedziałam, komu wierzyć.

-Ranisz ją na każdym kroku! Jesteś zdolny do wszystkiego! - krzyknął brunet.

-Zaraz ci przypierdolę, więc lepiej się zamknij. - odpowiedział Adrien.

-Nie wierzę ci, Leon. Może i Adrien mnie zranił, oszukał tysiące razy, ale nie zrobiłby czegoś takiego. On mnie naprawdę kocha, a to co ty robisz, to chora zazdrość i próba skłócenia mnie, z osobą, którą kocham. - powiedziałam.

Blondyn po moich słowach trochę się uspokoił i przytulił mnie. Na ucho szepnął mi jedynie, że cieszy się, że to jemu uwierzyłam, a nie Leonowi.

****
-I naprawdę musiałeś go pobić, tak? - spytałam, podając Adrienowi worek z lodem.

-Tak. Myślisz, że byłbym zdolny do tego co naopowiadał Ci ten kretyn? - zapytał.

-Na początku tak, ale później jak przyszedłeś to... - zaczęłam. -Uwierzyłam, że nie byłbyś w stanie zrobić czegoś takiego.

Nie mam już wątpliwości, że ten blond idiota, który jeszcze z godzinę temu pobił się o mnie, kocha mnie.

Po chwili oboje usłyszeliśmy pikanie telefonu Adriena. Chłopak odblokował urządzenie i zaczął się w nie wpatrywać. Spytałam się, co to, a on oznajmił mi jedynie, że:

-Christina nie żyje. Popełniła samobójstwo w psychiatryku.

-Och. Nie wiem, co powiedzieć. Naprawdę. Może powinnam współczuć Adeline. - odpowiedziałam.

-Ja sam nie wiem, co powiedzieć. Przykro to mi tak nie za bardzo jest, bo wyzwała cię wtedy na kolacji u moich rodziców. W dodatku jest, a raczej była matką tego pojeba, który zrobił ci krzywdę. - wtrącił.

-Proszę cię, nie chcę wracać do tego. - odparłam.

Blondyn objął mnie ramieniem, ale tylko na chwilę. Po paru sekundach posadził mnie sobie na kolanach.

Pamiętaj, że cię kocham |Adrienette Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz