Rozdział 16

527 47 4
                                    

Zastanawiam się, jak to jest być przez ciebie kochanym

*Marinette*

-Bo? - spytała po raz kolejny brunetka.

-Bo... ja go kocham. Tak strasznie go kocham. I nie mogę o nim zapomnieć. Nic tego nie zmieni. Nikt ani nic nie zniszczy tego, co do niego czuję. - mówiłam, cały czas płacząc.

Moja przyjaciółka mnie przytuliła, a ja płakałam dalej. Płakałam z bezsilności. Płakałam z pieprzonej, krótkiej tęsknoty. Płakałam, bo nie wiedziałm, co robić. Płakałam, bo nie chciałam, żeby to wszystko tak się potoczyło.

Sophie cały czas mnie pocieszała, ale ja w to nie wierzyłam. Chciałabym usłyszeć pocieszenie od kogoś innego. Chciałabym powiedzieć całą prawdę i już więcej nie kłamać.

-Przynieść ci coś? - zapytała, a ja tylko zaprzeczyłam głową.

-Zostawisz mnie samą? - spytałam cicho, ocierając ręką mokre od płaczu policzki.

-Tak, ale nie rób nic głupiego, dobrze? - pokiwałam, lekko się uśmiechając.

Myślałam, że kiedyś przeżywałam najgorsze dni w moim życiu. Po raz kolejny się myliłam. Żaden okres w moim dwudziestoletnim życiu nie był tak ciężki, jak ten. To nie dość, że jest trudne psychicznie to i w dodatku fizycznie. Bo wiesz, że nie możesz nic zrobić, bo musisz wytrzymać, przeżyć do następnego ranka, z nadzieją, że coś się zmieni albo czekać na cud. Chociaż cuda w moim przypadku się nie dzieją.

*Adrien*

Znowu musiałem siedzieć u Luki i słuchać tego jak się kłóci z Chloe o to, że jesteśmy "nie odpowiedzialni ". Przecież to było jedno wielkie kłamstwo. Jedyną nie odpowiedzialną osobą był on sam. To nie ja się wplątałem w to wszystko. Pewnie gdyby nie on i jego głupie pomysły to byłby teraz z Mari i byśmy żyli spokojnie. A nie! Mari bym wtedy nie znał, gdyby nie on. Przynajmniej jest jakiś plus.

-Na jej miejscu, to bym cię chyba żywcem pochowała! - krzyknęła blondynka do swojego męża.

-Pewnie! To ty chciałaś kolejne ubrania od Channel, Manolo, Givenchy i chuj wie czego. - odpowiedział jej brunet.

-Może ja już pojadę? - spytałem, a Chloe ponownie tylko krzyknęła:

-Siedź!

Przykładna rodzina. Rodzice się kłócą, wyzywają, drą, dziecko bawi się jakby nigdy nic, w pokoju obok.

-Ja tu, kurwa, nie będę siedzieć. Muszę coś ważnego załatwić, więc żegnam was nie spotkamy dzisiaj się. - odpowiedziałem, wstając od stołu.

*Marinette*

-Dam ci numer do takiego Leona, jemu dupę możesz truć. Dwadzieścia cztery na dobę. - zażartowałam.

-Sophie mówiła, że no... dostałaś rano trzy bukiety kwiatów. Ty to masz powodzenie. - zaśmiał się Jace.

-Ta. Od jednego chorego psychicznie typa, od typa, z którym chodziłam do liceum i od swojego byłego. - odpowiedziałam.

Czy ja powiedziałam przed chwilą, że od byłego?

Boże, naprawdę narobiłam sobie problemów. I to nie małych. Teraz każdy myśli, że nie jestem z Adrienem. Jedynie moja mama zna prawdę na temat tego. No bo przecież... nieistotne już. Po prostu wie i tyle.

-Kiedy idziemy znowu pić? - zapytał, a ja popatrzyłam zdziwiona na niego.

-Ty się dobrze czujesz? Ja z wami więcej nie piję. Wiesz jak mnie rano głowa bolała? - spytałam.

-Ty prawie nic nie wypiłaś. - rzucił ironicznie, przynajmniej miałam nadzieję, że to ironia.  -No taka prawda.

Przez resztę wieczoru siedzieliśmy i rozmawialiśmy. Jace wrócił do siebie, a my z Sophie miałyśmy czas na dalsze plotkowanie. Zdążyłyśmy przerobić chyba każdy temat.

W pewnym momencie zrobiło mi się słabo i niedobrze. Ostrożnie wstałam z łóżka.

-Dobrze się czujesz? - zapytała dziewczyna.

-Nie bardzo... - odpowiedziałam cicho.

-Poczekaj. - brunetka wstała z łóżka, wyszła z pomieszczenia, a po chwili wróciła z jakimś pudełkiem w ręku. -Masz. - podała mi przedmiot.

-No dziękuję... - mruknęłam, biorąc od niej przedmiot, tak jakbym chciała ją co najmniej zabić. -Ale ty masz sprawdzić i mi powiedzieć. - dodałam i poszłam do łazienki.

Po piętnastu minutach moja przyjaciółka odwróciła test. Przysunęła go bliżej oczu i przez chwilę wpatrywała się w niego.

-I ? - ponagliłam ją, a ona wzięła głęboki wdech i odpowiedziała:

-Zależy jak przyjmiesz tą wiadomość...

-Sophie, mów, bo to nie jest śmieszne! - krzyknęłam.

-Więc...
_____________________
Kocham robić takie przerwy. Robię dzisiaj maraton z rozdziałami, a to jest 3/5 rozdziałów.

Do później ♡

Pamiętaj, że cię kocham |Adrienette Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz