Rozdział 22

523 52 4
                                    

Gotowi na koniec historii Mari i Adriena?
__________________________
Ty nie istniejesz beze mnie, a ja bez Ciebie

*Marinette*

Na szczęście jutro wyjdę ze szpitala. Szczerze to więcej tu bym nie wytrzymała. A przez około dwa dni zmieniło się tylko to, że Adrien się do mnie nie odzywa. Alya mimo swojego stanu wczoraj przyjechała do mnie, z chęcią zabicia pewnego blondyna.

Do pomieszczenia weszli moi rodzice. Po raz kolejny w ciągu tych paru dni, od kiedy tu jestem.

-Jak się czujesz? - zapytała moja mama, na co ja przewróciłam oczami.

-Żyje, jak widać z resztą. Lepiej się czuję, ale naprawdę nie musicie codziennie przychodzić. - odrzekłam.

-Martwimy się o ciebie. A po za tym mamy do ciebie sprawę... - zaczął tata, a ja już zaczynałam myśleć o co chodzi tym razem.

-Jaką? - wtrąciłam się.

-W połowie marca odbędzie się impreza charytatywna i chcielibyśmy, żebyś tam również poszła. Ze względu, że jesteś sławną osobą jak i dlatego, że po prostu jesteś zaproszona tam. Więc zacznij szukać jakiejś sukienki. - dokończył mężczyzna.

Super, cieszę się.

-Dobrze, przyjdę. Wyślijcie mi później adres i dokładną datę. - odpowiedziałam.

Po dwóch godzinach moi rodzice opuścili sale, a ja zostałam sama z moimi przemyśleniami. No i jeszcze z dużą ilością wolnego czasu.

****
Wczorajszy dzień naprawdę mi się dłużył, ale dziś jest dziś. Oznacza to, że w końcu będę w domu. Zapomniałam wspomnieć, że osoba, która zaraz powinna po mnie przyjechać, to Adrien. Lepiej być nie mogło, prawda?

Poszłam na dół, do gabinetu lekarza i zapukałam. Starszy mężczyzna dał mi wypis i jakieś ważne papiery i pożegnałam się.

Mam nadzieję, że już na zawsze.

Zabrałam jakieś swoje rzeczy, które Chloe mi podrzuciła przedwczoraj i spakowałam do torby.

Po paru minutach wyszłam z budynku i od razu zauważyłam białe audi i opierającego się o nie Adriena. Przewróciłam oczami i cicho się zaśmiałam, nawet nie wiedząc czemu.

-I z czego się śmiejesz? Z tego, że byłaś w szpitalu, czy z tego, że mogłaś umrzeć? - zapytał, a ja automatycznie przestałam się śmiać.

-To cię nie powinno interesować, tak jak to, co mnie bawi, co z kim robię, gdzie jestem, z kim się spotykam, z kim chodzę do łóżka. - po powiedzeniu tych słów czułam, że przesadziłam. A nawet gorzej.

-Proszę cię, wsiądź do auta i przestać gadać głupoty, bo widać, że szpital ci szkodzi. - odparł.

Wsiadłam na miejsce pasażera i położyłam torebkę na swoich kolanach. Poczekałam aż blondyn wsiądzie i zacznie w końcu jechać. Po chwili Adrien usiadł za kierownicą i zaczął jechać.

-Zrozum, że wytłumaczę Ci to wszystko. Daj mi dwa dni. Proszę cię, 48 godzin. I po tym wszystkim rób co chcesz, zostawiaj mniej, zostań ze mną, nie wiem. - zaczął tłumaczyć, przez co ja zaczynałam się coraz bardziej bać prawdy.

-Nie wiem... - wyszeptałam.

-Mari, proszę cię tylko o to.

-Dobrze, ale nie wiem, co zrobię po dowiedzeniu się prawdy.

To będą chyba najtrudniejsze dwa dni w całym moim życiu. Nie wiem czego się spodziewać. Nie wiem czy się bać, czy cieszyć się, czy płakać. Z jednej strony to może być najgorsza rzecz, jaką usłyszę. Ale z drugiej strony może to wyjaśnić dużo spraw i może to być odpowiedź na moje pytania.
______________
Wiem, że krótkie, ale muszę napisać jeszcze dwa-trzy rozdziały, więc tak sobie podzieliłam na mniejsze części.

Powodzenia jutro na lekcjach ♡

Pamiętaj, że cię kocham |Adrienette Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz