Namjoon jeszcze raz sprawdził skrupulatnie zawartość swojej torby, upewniając się, że zabrał ze sobą wszystko, co będzie mu potrzebne. Kilka koszul na zmianę, sakwa z ostatnimi oszczędnościami, wyrwane kartki z odpowiednimi formułkami, dwie fiolki ze specjalnym płynem do czegoś tam (Namjoon nie umiał powtórzyć nazwy rytuału, o którym zapiski odnalazł w jednym z tomów i nawet nie chciał zaprzątać sobie tym głowy), kompas, kompas magiczny, mapa, dziwaczne ustrojstwo, które ponoć miało mu pomóc uwolnić Seokjina, bukłak z wodą, kilka kromek zaschniętego chleba i jabłko. Kim nigdy nie pomyślał, że cały jego dobytek, poza księgozbiorami, da się zmieścić do średniej wielkości skórzanej torby, pomijając oczywiście rzeczy, które zabrał z biblioteki, a wcale nie były jego własnością. Jak się okazało, nie posiadał zbyt wielu dóbr materialnych, co w przypadku takiej niespodziewanej podróży okazało się być mocnym plusem.
Poprawił gruby płaszcz, otulający jego ciało i ostatni raz spojrzał za siebie, na zamknięte drzwi biblioteki. Wyszedł z niej już jakiś czas temu, ale wciąż jakaś niewidzialna siła trzymała go w miejscu, a poranne słońce raziło w oczy, choć nie dawało ani odrobiny ciepła. Namjoon nie mógł nic poradzić na to, że zwyczajnie się bał, chociaż nikomu by się do tego nie przyznał. Foedusowi zostawił tylko krótką notatkę, zawiadamiając go, że wyjechał, w razie gdyby ten miał wrócić.
Wziął kilka głębszych wdechów i w końcu ruszył przed siebie, zostawiając miejsce, z którym był tak okropnie związany. Niestety, był zmuszony podróżować piechotą w dół górskiego pasma, bo nie było go stać na wynajem czy kupno konia.
- Ahoj, przygodo - mruknął z przekąsem sam do siebie, poprawiając torbę na ramieniu.
Miał nadzieję, że wróci tutaj w jednym kawałku, a przynajmniej takim, żeby móc czytać książki do końca życia. O ile w ogóle wróci.
***
Jeongguk miał zdecydowanie dość po kolejnej nieprzespanej nocy. Mimo bliskości Jimina, który przytulał się do niego przez sen, królewicz nie zmrużył oka aż do świtu. Perspektywa podróży wydawała mu się czymś cudownym przez wczorajszą rozmowę z Jiminem w pałacu. Teraz jednak ogarnęło go mnóstwo obaw. Po raz pierwszy opuścił swoje cztery ściany, które mimo iż były niczym więzienie, dawały mu poczucie bezpieczeństwa. Bez nich był wystawiony na wszelkie trudy i znoje, a życie widocznie postanowiło rzucić mu kolejne kłody pod nogi.
Min Yoongi i Kim Taehyung. Ta osobliwa dwójka na swój sposób przerażała Jeona, szczególnie starszy mężczyzna. Nie rozmawiali wczoraj za dużo, królewicz nie mówił prawie w ogóle. Głównie to Jimin zagadywał przemokniętych przybyszów, zanim nie postanowili się rozejść do swoich pokoi. Jeon nie mógł się przemóc, nawet widząc nieśmiały, pokrzepiający uśmiech chłopaka o dziwnie błyszczących oczach. Był chyba zupełnym przeciwieństwem Jeongguka - przyzwyczajonym do ciągłej podróży i podekscytowanym wizją powiększenia grona kompanów. Królewicz nie mógł zaprzeczyć, że szczerze chciałby z nim porozmawiać i chociaż na chwilę zapomnieć o okolicznościach, w jakich zmuszeni byli się poznać, ale strach skutecznie blokował go przed rozmową równie mocno co przed zaśnięciem.
Kiedy nastał ranek, młodego księcia ogarnęła jeszcze większa panika. Jedynym, czego pragnął, było zaznanie wolności, a najemnik wynajęty przez jego rodziców na pewno mu na to nie pozwoli. Leżał w łóżku jak sparaliżowany, z wciąż śpiącym Jiminem na piersi, dopóki ktoś nie postanowił zapukać w drzwi.
Podniósł się do siadu nazbyt gwałtownie, zrzucając z siebie przez przypadek zdezorientowanego Parka. Blondyn zmarszczył nos, zaraz zaczynając mruczeć w poduszkę mało zrozumiała litanię, zapewne mającą na celu obrazić młodszego.
- Jimin, wstawaj - królewicz mocno złapał mężczyznę za ramiona i potrząsnął nim, wywołując kolejną salwę burknięć. - Ktoś puka, musimy uciekać!
CZYTASZ
The Reluctant Heroes | Taekook, Yoonmin
FanficO Taehyungie, który chce zostać bohaterem i o Yoongim, który wszelkiego bohaterstwa się wystrzega. O Jeongguku, który próbuje odnaleźć swoją wolność i o Jiminie, któremu wolność zostanie kilkukrotnie odebrana. O Seokjinie i Namjoonie, którzy nigdy...