[4,0] - Spiski

87 13 12
                                    

Taehyung biegł ile sił w nogach, co rusz kogoś potrącając. Miał nadzieję, że Min nie zauważył jego nieobecności albo chociaż się tym nie przejął. Nie lubił okłamywać swojego opiekuna, ale miał też dziwne przeczucie, że nie powinien zdawać mu relacji ze swojej bohaterskiej akcji ratunkowej, która skończyłaby się fiaskiem, gdyby nie Park. Ściskał w dłoni bogato zdobiony pierścień, otrzymany od wyzwolonego nałożnika, by dopiero po jakimś czasie uświadamić sobie, że powinien go dobrze schować.

Zatrzymał się gwałtownie i szybko rozpiął kilka pierwszych guzików koszuli, aby mieć dostęp do naszyjnika, który zawsze nosił przy sobie. Miał na nim tylko jedną, srebrną zawieszkę w kształcie litery T, którą miał praktycznie od zawsze. Dostał ją od rodziców i śmiało mógł powiedzieć, że była to jedno najcenniejsza własność. Zarówno sentymentalnie, jak i materialnie, bo materiał z którego ojciec wykonał dla niego naszyjnik był niebywale wytrzymały, a zarazem piękny. Sprawiał wrażenie bardzo delikatnego, ale przez tyle lat wciąż wyglądał tak samo, mimo że Taehyung miał już wiele okazji do tego, by go porysować czy wyszczerbić. Był to jego jedyny urodzinowy prezent, który zachował się po pożarze wioski, w którym zginęli jego rodzice. Nie pamiętał zbyt wiele, ale gdy trzymał zawieszkę w dłoni, zawsze miał wrażenie, jakby mama i tata byli tuż obok niego.

Chłopak ostrożnie zdjął naszyjnik, uważając, by przypadkiem żaden z przechodniów nie wytrącił mu go z rąk. Starannie nawlókł pierścień na łańcuszek i zapiął go z powrotem na szyi, pięć razy upewniając się, że wisiał poprawnie i żadna z zawieszek się nie zgubi. Zapiął niechlujnie koszulę, po czym ponownie ruszył szaleńczym biegiem w stronę straganu kowala, gdzie miał nadzieję spotkać Mina.

Kiedy znalazł się na miejscu, rozejrzał się wokół i z przerażeniem stwierdził, że nigdzie w pobliżu nie widział swojego opiekuna. Jęknął z zawodem i podszedł bliżej kowala, który próbował postawić roztrzaskany stół na nogi w akompaniamencie cichych drwin dochodzących z sąsiednich stoisk.

- Przepraszam - zagadnął, zwracając na siebie uwagę wściekłego mężczyzny.

- Czego chcesz, gówniarzu? - odpowiedział nieprzyjemnie, marszcząc krzaczaste brwi.

- Wie pan może, dokąd poszedł ten mężczyzna, który był tutaj chwilę temu? Skórzane spodnie, biała, trochę sprana koszula, blady jak trup. Chciał naprawić miecz - Tae pobieżnie opisał hyunga, a z każdym jego słowem kowal robił się bardziej czerwony ze złości.

- Ten skurwiel rozwalił mi pół straganu i jeszcze żądał zniżki, bo niby nie zrobiłem tego, co sobie tam wyobraził w tej pustej mózgownicy! Niemyty konus, niech ja go tylko spot-

- Taehyung.

Kim obrócił się natychmiast, od razu uśmiechając się niezręcznie w stronę swojego opiekuna, który przerwał kowalowi wywód. Mężczyzna szybko ucichł i wycofał się w głąb straganu, nie spodziewając się, że znienawidzony klient jeszcze się pojawi. Co jak co, ale nie chciał z nim mieć ponownie do czynienia.

- Cześć, hyung! - odparł nieco zbyt entuzjastycznie szatyn, na co brunet uniósł jedną brew.

- Gdzieś ty się podziewał, dzieciaku?

W tym miejscu Tae stanął przed dość trudnym wyborem. Mógł powiedzieć Minowi prawdę, licząc na to, że jakoś pomoże im to w pracy. Mógł też zachować spotkanie z Parkiem w tajemnicy, ale musiałby na szybko wymyślić jakąś dobrą wymówkę, bo nie zdążył zrobić tego wcześniej. Chwilę bił się z myślami, aż do głowy nie wpadło mu małe kłamstewko, które (jego zdaniem) Yoongi mógł łyknąć.

Westchnął cicho, czując, że prędzej czy później pożałuje swojej decyzji.

- Wydawało mi się, że widziałem cyrkowców. Chciałem zobaczyć występ, ale zgubiłem ich w tłumie, a potem sam się zgubiłem - zaśmiał się i podrapał po karku.

The Reluctant Heroes | Taekook, YoonminOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz