Rozdział 6. Kolejny dyżur.

78 6 2
                                    

/Wiktoria/

Minęło kilka dni od kąt zaadoptowałam z bratem Hachiego. Kilka dni temu spotkałam przed szpitalem moja przyjaciółka z innego miasta. Weronika (_Sklodosia_Curie_). Obecnie szykowałam się by pójść do mojej takiej pracy. Maryna musiała dziś jechać na jakieś spotkanie, a mama zaraz jedzie w delegacje. Wzięłam kilka swoich i Hachiego rzeczy do plecaka. Zaczęłam ubierać buty gdy podszedł do mnie Hachi ze smyczą w pyszczku. Położył smycz koło mnie i szczekną. Spojrzałam na niego.

-Hachi, Kuba będzie wściekły jak cię wezmę.- Powiedziałam patrząc na niego. Hachi tylko przekrzywił łepek patrząc na mnie.- Dobra przekonałeś mnie.- Powiedziałam przypinając Hachiemu smycz.- Pa mamo biorę ze sobą Hachiego.- Powiedziałam zaglądając do kuchni.

-Dobrze Wikuś.- Powiedziała, a ja i Hachi wyszliśmy po chwili z domu. Szliśmy koło siebie. Hachi jak widział jakieś osoby to podbiegał do nich i prosił o głaskanie. I akurat zaczepiał osoby które są fanami mojego brata i Maryny. Kiedy zbliżałam się z Hachim do bazy zauważyłam jak Kuba z kimś rozmawia. Hachi od razu do nich podbiegł i skakał na nogi Kuby.

-Poczekaj tato.- Powiedział Kuba i spojrzał na mnie.-Wika co on tu robi?- Spytał Kuba.

-Mama musiała jechać w delegacje, a Maryna musiała jechać na jakieś spotkanie. Kuba obiecuję, że to jeden jedyny raz.- Powiedziałam nerwowo.

-Dobra Wika trzymam cię za słowo.- Powiedział Kuba.

-Dzięki Kuba.- Powiedziałam i poszłam z Hachim do bazy. Psiak od razu podbiegł do mojego brata który go wziął. Wzięłam swój strój roboczy i poszłam się przebrać. Po powrocie włożyłam swoje rzeczy do szafki. Podeszłam do tablicy korkowej gdzie wisiał grafik. Zauważyłam, że zostałam dodana na grafik. Miałam mieć dziś dyżur z zespołem Ani. Miałam jechać z nią i Basią. Wyszłam z bazy i poszłam do karetki. Zaczęłam Soni pomagać w sprzątaniu.

-24 S wezwanie do nie budzącej się 10 miesięcznej dziewczynki. Jest z nią 8- letni brat.- Usłyszałam przez radio głos Rudej. Soni złapała radio kiedy podchodziła do nas Anna.

-A ich rodzice?- Zapytała się Sonia.

-Chłopiec twierdzi, że partner jego matki gdzieś poszedł, a matka w pracy.- Powiedziała Ruda.

-Dobra jedziemy.- Powiedziała Anna. Weszłam do karetki. Anna i Sonia też wsiadły. Szybko spakowałam do torby rzeczy i usiadłam miejscu.

Przyjaciel na całe życie.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz