Wiedziałam, co zrobić i co będzie słuszne i przede wszystkim najlepsze dla mnie. Dlatego też wzięłam mocny zamach i nie wahając się ani chwili dłużej...
Po prostu opuściłam swoje ostrze i przy zszokowanych spojrzeniach praktycznie wszystkich w około zebranych, schowałam go do pochwy. Lecz chyba w największym szoku był sam Miraz, który patrzył się na mnie jak gdybym była jakimś bogiem, czy też kimś o wiele ważniejszym od niego samego. Łzy zaczęły płynąć po jego polikach, ale to akurat było dobre. Może w końcu coś do niego dotarło, a to było oznaką skruchy i żalu do samego siebie.
-Nie zabiję cię Mirazie-powiedziałam i po raz pierwszy uśmiechnęłam się do niego a uśmiech ten był szczery i prawdziwy-Nie mogłabym tego zrobić, bo zniszczyłabym siebie. Wiem, że zabrałeś mi wiele i jesteś największym gnojkiem jakiego kiedykolwiek spotkałam, ale mam dla ciebie inną karę, która będzie o wiele gorsza dla twojego honoru niż śmierć.
-Rzucisz na mnie klątwę?-zapytał drżącym głosem-Zamienisz mnie w potwora?-dopytywał i z każdą chwilą gasł coraz to bardziej.
-Nie mam takiej mocy-zaśmiałam się pod nosem i pokręciłam przecząco głową-Tak właściwie nie drzemie we mnie żadna magia, jestem zwykłym śmiertelnym człowiekiem, tak jak i ty mój drogi. Mimo to jest coś, co da mi satysfakcję jednocześnie raniąc ciebie.
-Wybijesz mi rodzinę? Zamkniesz w lochu? Skażesz na samotność?-przerwał znów zasypując mnie pytaniami.
-Skąd ci to przyszło do głowy, nie zabijam bezbronnych, a tym bardziej dzieci. Takie maniery leżą tylko w narodzie telmarskim-zakpiłam i schyliłam się by móc bez przeszkód patrzeć w jego czarne jak noc oczy-Daruję ci życie, dam opiekę a przede wszystkim pozwolę byś przez resztę swojego marnego życia, żył świadomością, że tak na prawdę za uratowanie ci żywota jest odpowiedzialna słynna bestia z puszczy-wyjaśniłam a uśmiech znów zagościł na moich ustach-Każdego dnia będziesz myślał tylko o tym, że nawet bestia, która powinna być uznawana za największe przekleństwo tego kraju, ma w sobie więcej serca i człowieczeństwa niż potwór jakim jesteś. Bestia będzie z tobą aż do końca, w każdym śnie, w każdej chwili, gdziekolwiek będziesz zawsze z tobą będzie-dodałam na odchodne i odwróciwszy się wróciłam na miejsce do moich przyjaciół, którzy wpatrywali się we mnie z taką dumą i radością, z którą jeszcze nikt na mnie nigdy nie spojrzał.
W sumie ja też nigdy sama nie czułam się lepiej. W końcu zrobiłam się tak prawdziwie wolna, czułam się jak feniks, który w końcu odrodził się ze swoich popiołów i jest znów lepszą wersją siebie. Podeszłam do Piotra i złapałam go za dłoń, a jego ciepło rozeszło się po całym moim ciele. Czułam się, jak gdybym czekając na ten moment tak długo, uwolniła się od przeszłości, która ciążyła nade mną, w kółko przyciągając do mnie jak magnes pasma nieszczęść i pecha. Teraz jednak zamiast smutku i łez, poczułam promienie słońca, które starały się jak najszybciej przedrzeć do mojej duszy. Od tej pory musiało być już tylko lepiej. Narnijczycy krzyczeli i wiwatowali moje imię, zupełnie jak wtedy kiedy Aslan uczynił mnie królową. Tak, to było cudowne uczucie.
Nagle jednak usłyszałam za sobą najpierw cichy, łamiący serce jęk a zaraz potem krzyk jednego z lordów.
-Zdrada!-wydarł się mężczyzna i wskazał na łuczników-Zastrzelili go-wskazał na lecącego twarzą na ziemię, Miraza, w którego plecach była utkwiona narnijska strzała.
Telmarski król poległ, szybciej niż myślałam, jednak nadal nie rozumiałam jak to było możliwe. Popatrzyłam na stojące na kopcu oddziały Zuzanny, jednakże żaden z nich nie miał naciągniętej cięciwy łuku. Chociaż była jeszcze jedna możliwość... Telmarowie sami pozbyli się przegranego.
CZYTASZ
Lioness |The Chronicles of Narnia|
Fanfiction| Część I • II • III | Ellen Willow nigdy nie uważała się za wyjątkową, nie mówiąc już o pięknej, ani odważnej. To zupełnie nie pasowało do osoby, którą była. Mimo to lubiła swoje życie takim jakim było, miała kochającą rodzinę, wspaniałych przyjaci...