Część pierwsza
Jako młodsza siostra bliźniaczka, zawsze byłam w tyle i mimo, że miałam już siedemnaście lat moi rodzice traktowali mnie mniej poważnie, niż starszą o trzy minuty Olimpie. Jednak starałam się nad tym nie użalać. W końcu podobało mi się życie szarej myszki, zaszytej w ogrodzie z książką przed nosem i kotem na kolanach.
Brzmi jak dobrze zaczynając się romans, prawda? W którym główna bohaterka będąca największą zakałą świata, znienawidzoną przez rodzinę, nie mającą przyjaciół spotyka na swoje drodze przystojnego mężczyznę, o lekkim zaroście i przeżywa z nim wspaniałe chwile, by zaraz potem dowiedzieć się o jego zatajonym przed nią ślubie z inną szczupłą, wyrafinowaną damą. Na szczęście pod koniec sprawy się prostują, przystojniak dochodzi do wniosku, że kocha tego niezdarnego, pechowca i biorą ślub mając ze sobą trójkę wspaniałych dzieci.
Niestety albo i nawet stety moje życie nie wygląda w taki sposób. Moi rodzice szczerze mnie kochają a ja kocham ich, co do Olimpii mogłybyśmy mieć lepsze stosunki ale i tak nie umiem powiedzieć o niej złego słowa i zawsze staram się być dla niej wsparciem. Moi przyjaciele - rodzeństwo Pevensie, mieszkający dokładnie na przeciwko, również byli ze mną od zawsze a z najstarszym z ich czwórki - Piotrem, znam się odkąd tylko zaczęliśmy raczkować.
Jak wiadomo nie zawsze wszystko jest idealnie i z powodu ciężkiej wojny mojego ojca nie ma już z nami od paru miesięcy. Jednak mimo to wciąż wierzę, że wszystko z nim dobrze i nie długo nasza rozłąka dobiegnie końca.
-Słyszałem o tym, że szachiści długo układają sobie w głowie strategie, ale bez przesady El-zaśmiał się trzynastoletni brunet wyrywając mnie z zaciętego, nostalgicznego wpatrywania się w ciemną noc za oknem.
-Och! A tak tak...-westchnęłam zdezorientowana- Szach i mat-przesunęłam pionek o parę pól, tym samym kończąc całą rozgrywkę- Wygrałam!-zawołałam zwycięsko i podnosząc się z twardego parapetu przeniosłam się na kanapę przy kominku.
-Ten imbecyl znowu z tobą przegrał?-zapytał ze śmiechem mój przyjaciel siadając tuż obok.
-Nie nazywaj go tak-dźgnęłam go lekko w żebra- Edmund ma dopiero trzynaście lat i tak dobrze sobie radzi jak na swój wiek. Kiedyś będzie mistrzem szachów!-odparłam z entuzjazmem, co wywołało jeszcze większy napad śmiechu u jego starszego brata.
-Proszę cię El... Wiem, że masz duże pokłady wiary w innych ludzi, ale jedyne co mu na razie wychodzi to psucie wszystkim wokół nerwów-mruknął i zawinął sobie kosmyk moich miodowych, falowanych włosów na palec- Oli nie przyszła?-spytał nie odrywając wzroku od moich pukli.
-Powinna zaraz być. Została dłużej, żeby ćwiczyć na poniedziałkowe przesłuchania-wytłumaczyłam skupiając swoje spojrzenie na wesoło tańczących płonieniach ognia w kominku.
-Skrzypce to nie jej konik, co nie?-spojrzał na mnie unosząc jedną brew.
Pokiwałam twierdząco głową.
-Niestety próbowałam jej jakoś to powiedzieć. Wiesz tak żeby dobrze to przyjęła, ale za każdym razem kończy się tak samo. Najpierw awantura, potem płacz u mamy a następnie zamyka się w pokoju na długie godziny i ciągle ćwiczy, a mnie męczą wyrzuty sumienie. Chyba musi dojść do tego sama.
Wtem jak na zawołanie drzwi wejściowe otworzyły się głośno i już po chwili tuż za nami pojawiła się wysoka, jasnowłosa Olimpia trzymająca w dłoniach gruby słownik wyrazów obcych i notatnik.
-Hej Piotruś-przywitała się miło, cmoknęła blondyna w policzek i usiadła pomiędzy mną a nim- Pomyślałam, że może trochę się pouczymy-zaproponowała i spojrzała na mnie spod przymrużonych powiek- We dwoje-dodała znacząco.
CZYTASZ
Lioness |The Chronicles of Narnia|
Fanfiction| Część I • II • III | Ellen Willow nigdy nie uważała się za wyjątkową, nie mówiąc już o pięknej, ani odważnej. To zupełnie nie pasowało do osoby, którą była. Mimo to lubiła swoje życie takim jakim było, miała kochającą rodzinę, wspaniałych przyjaci...