Rozdział 36 |Łowcy z Archipelagu|

540 28 28
                                    

Tuż przed zachodem słońca wszyscy wraz z kapitanem i paroma marynarzami załadowaliśmy się do dwóch szalup i udaliśmy się na wyspę. Docierając do portu opuściliśmy łodzie i podzieliliśmy się na dwa oddziały. Ja, Piotr, Kaspian, Edmund, Łucja i ku mojemu wielkiemu niezadowoleniu Eustachy wyruszyliśmy przeszukać teren miasta. Drinian wraz z załogą mieli w tym czasie poczekać na nas i obserwować wszystko z zewnątrz. Praktycznie cała wyspa była zewsząd otoczona wysokim murem.

Westchnęłam ciężko wiedząc, że znów przyjdzie mi udać się na wycieczkę po Archipelagu. Zza swojej lwiej formy szczerze znienawidziłam to miejsce, ale to już osobna historia. Prawda była taka, że przeżyłam tutaj niezbyt miłą przygodę, a w duchu wciąż modliłam się aby niebezpieczeństwo, z którym musiałam się wtedy zmierzyć znikło tak samo szybko i niespodziewanie jak pojawiło się wiele lat temu.

-Posłuchajcie-powiedziała Łucja powoli podchodząc pod wrota twierdzy-Jaka cisza... Pochowali się wszyscy czy co?-spytała instynktownie łapiąc za przywieszony do pasa sztylet.

-To trochę podejrzane-mruknęłam pod nosem.

-I niebezpieczne-wtrącił Piotr łapiąc mnie za rękę-Może jednak ty i Łucja zostaniecie tutaj z resztą?-zaproponował chyba po raz setny tego dnia, na co zgromiłam go wzrokiem.

Całą drogę powtarzałam mu, że dam sobie radę. Jasne, nie wiadomo co nas tam spotka ale przecież umiałam walczyć i to nie byle jak.

-Daj już spokój Piotrek-wyszarpnęłam dłoń z jego uścisku-Przestań mi tu mamuśkować!-odparłam mając serdecznie dość jego natarczywego zamartwiania się.

-Nie mamuśkuje!-oburzył się-Czy to takie dziwne, że boje się o ciebie? Nie walczyłaś od trzech lat, pomyślałaś co może się stać gdyby ktoś nas zaatakował-dodał gniewnie.

Mój wzrok złagodniał. Bał się o mnie i to było dla mnie zrozumiałe, nie powinnam wydzierać się na niego za to, że tylko stara się o mnie troszczyć.

-Piotruś-westchnęłam zerkając w morską toń jego tęczówek-Rozumiem, na prawdę cię rozumiem-zapewniłam-To kochane, ale wiem co robię. Byłam w Narnii o wiele więcej czasu niż w naszym świecie. Umiem się bronić-ścisnęłam jego dłoń i podchodząc bliżej musnęłam jego usta swoimi.

Widziałam jak powoli zaczyna mi ulegać i oddaje pocałunek. Przybiłam sobie w myślach siarczystą piątkę. Udało się okiełznać bestię-zaśmiałam się pod nosem.

-Dobra już starczy tego ćwierkania gołąbeczki-odezwał się Edmund perfidnie wciskając się pomiędzy i rozdzielając nas od siebie na szerokość swoich ramion-Mamy zadanie do wykonania-zauważył słusznie.

-Och z życiem morświnie jeden!

Odwróciłam się w stronę zdenerwowanego Ryczypiska, który nieudolnie próbował pomóc Eustachemu wygramolić się z szalupy.

-Dam sobie radę-wymamrotał blondyn i gdy tylko to powiedział potknął się o burtę i siarczyście uderzył twarzą w ziemię.

Zaśmiałam się na ten przekomiczny widok.

-Wstawaj chłopaku-wyciągnęłam w jego stronę pomocną dłoń i chodź widziałam jak bardzo wściekły i zniesmaczony był przyjął oferowaną pomoc i stanął na równe nogi.

-Wy jesteście na prawdę spokrewnieni?-spytał Kaspian uważnie przyglądając się piegowatemu.

-Chyba tak-odparł Piotr wzruszając ramionami-A przynajmniej tak twierdzą nasze matki-dodał i łapiąc za kuszę naciągnął strzałę podchodząc do wrót.

Wtem wokół rozległ się głośny dźwięk dzwonu. Był tak przeraźliwy i niespodziewany, że sama aż podskoczyłam i mocniej złapałam za rękojeść miecza. Spojrzałam w górę dokładnie przyglądając się twierdzy. Miałam dziwne przeczucia i wcale nie były one dobre.

Lioness |The Chronicles of Narnia|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz