Rozdział 19 |Promień nadziei|

1.1K 59 10
                                    

Atak na twierdzę Miraza był... No właśnie był, tylko i wyłącznie był. Wściekły szedłem na przodzie tej grupy, która ostała się i zdołała uciec. Czując na sobie zawiedziony wzrok Edmund i Zuzanny nie odezwałem się do nikogo ani słowem. Przecież nasz plan był idealny, powinien się udać i tak by było, gdyby nie nadęty i myśląc tylko o sobie Książę Kaspian. W tej chwili nie byłem w stanie wyrazić jak bardzo byłem na niego wściekły, miałem wręcz piekielną ochotę wbić swoje ostrze w ten jego zakuty, barani łeb! W prawdzie powinienem go zrozumieć w końcu chciał ratować bliską sobie osobę, ale mógł to zrobić i wrócić na swoje stanowisko, a nie udając rycerza (którym nie jest, chociaż w moich oczach jest już nikim) pobiegł do komnaty Miraza, uprzedzając w tym mnie i Zuzannę. 

Gdy byliśmy już bliżej Kopca Aslana zauważyłem idącą ku nam Łucję, a zaraz za nią, idącą krok w krok lwicę. Wiedziałem, że ta za to będzie całym sercem za tym dupkiem i nie ukrywam, że trochę bałem się o swoje być albo nie być.

-Nie udało się?-zapytała z zawodem moja siostra i spojrzała na mnie wzrokiem pełnym łez, przez co poczułem straszny ciężar na duszy.

Wiedziałem ile znaczyli dla niej Narnijczycy, a strata któregokolwiek z nich była dla niej jak rozległa, ciągle boląca rana.

-Jego zapytaj-warknąłem i kiwnąłem głową w stronę Kaspiana, byłem przekonany o jego winie w niepowodzeniu misji.

-Piotrze-skarciła mnie brunetka, jednak miałem ją w tej chwili głęboko w poważaniu.

Bardziej skupiłem swoją uwagę, na siedzącej na trawie obok młodszej z sióstr Gei. Jej wyraz pyska mówił mi wszystko, była zawiedziona i patrzyła na mnie wzrokiem, zwątpienia i pełnego rozczarowania.

-Mnie?-odezwał się idący za mną książę-Mogłeś odwołać atak, przecież był jeszcze czas-mówił starając się zmyć z siebie winę.

-Przez ciebie już go nie było-odpowiedziałem mu i odwróciłem się w jego stronę-Gdybyś trzymał się planu, to nasi żołnierze by tam nie zginęli.

-A gdybyś ty nie był taki uparty i zostalibyśmy tutaj, w ogóle nie groziłaby im śmierć!-wtrącił z nerwami, wywołując swoimi słowami okrzyki zdziwienia wśród reszty Narnijczyków.

-Czego się mnie czepiasz? Przecież sam nas wezwałeś, pamiętasz?-zapytałem wściekle i nie chcąc rozpoczynać jeszcze większego spięcia odwróciłem się na pięcie z zamiarem udania się do schronu.

-To był mój pierwszy błąd-warknął Telmar.

-Nie, pierwszym błędem była myśl, że w ogóle nadajesz się na króla-przerwałem mu chcąc mu uprzykrzyć jak najbardziej się tylko dało.

-Ej!-wrzasnął chłopak, przez co zatrzymałem się i odwróciłem ku niemu swoją twarz-Ale to wy, a nie ja porzuciliście Narnię. I z tego co mi wiadomo, co poniektórzy zostawili tutaj tych, którym deklarowali, że nie opuszczą ich nawet do śmierci.

Słysząc te bezczelne słowa nie mogłem już dłużej utrzymać nerwów na wodzy, a całym moim ciałem wstrząsnął nieprzyjemny dreszcz. Doskonale wiedziałem do czego pił ten chłopak, jednak to nie była jego sprawa, a nawet gdyby była, to nie miał prawa wypowiadać się na jej temat.

-Piotrek spokojnie, chodź dajmy sobie z nim spokój-mruknął mi do ucha Edmund i złapał za ramię, próbując siłą zaciągnąć mnie do Kopca.

Ja jednak nie dałem za wygraną i wręcz biegiem ruszyłem w stronę czarnowłosego.

-Jak śmiesz! To ty najechałeś Narnię! To ty jesteś mordercą naszych rodzin, żon i dzieci! Przez ciebie i twój naród zginęła największa Królowa dziejów Narnii!-wykrzyczałem mu prosto w twarz-Masz do tej ziemi akurat tyle samo praw co Miraz. Wszyscy jesteście tylko mordercami ty, on, twój ojciec!-mówiłem nie panując już kompletnie nad sobą-Lepiej zostawcie ten kraj w spokoju i wynoście się stąd jak najdalej!

Lioness |The Chronicles of Narnia|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz