Rozdział 25 |Na śmierć i życie|

873 41 8
                                    

To było ciche i słoneczne popołudnie. Wiatr był praktycznie niewyczuwalny a samo słońce zdawało się być radośniejsze niż kiedykolwiek wcześniej. Mimo to wiedziałam, że to była prawdziwa cisza przed burzą. To właśnie zaraz Piotrek miał zawalczyć z mordercą Mirazem, a serce na samą myśl o tym biło we mnie jak oszalałe. Gdy Telmarowie i Narnijczycy zajęli swoje miejsca wokół areny, zewsząd dało się słyszeć ich ciche szepty i brzdęk zbroi.

-Pamiętajcie o naszym planie-mruknęłam idąc szybkim krokiem przez Kopiec do truchczącego obok mnie Ryczypiska-Wątpię, że Telmarowie dotrzymają danego słowa-dodałam szeptem tak by idący po mojej drugiej stronie Kaspian tego nie usłyszał.

-Wedle rozkazu Wasza Wysokość-pokiwał twierdząco łebkiem i ukłonił się nisko, na co również oddałam ten gest wobec niego.

Ryczypisk był jednym z najlepszych żołnierzy Narnijskiej armii i jeśli miałabym być szczera, to strasznie żałowałam iż przez jego mysią postać nie mógł zostać nawet generałem. A sądziłam, że idealnie nadawałby się do tej roli.

Żegnając się ze szczurem, wraz z księciem ruszyliśmy ku wyjściu z Koca, gdzie czekał już na nas Piotr i Edmund. Widząc swojego ukochanego całego odzianego w zbroję, poczułam jak w kącikach oczu mimowolnie znów zaczynają zbierać mi się łzy. Nie czekając na nic dopadłam do niego i czule pocałowałam.

-Kocham cię-zapewniłam o swoim uczuciu i znów złożyłam na jego ustach pocałunek, ten niestety był już o wiele krótszy i delikatniejszy.

Nie było już czasu na większe czułości.

-Ja też cię kocham Ellie-odpowiedział uśmiechając się lekko-Załóż ją, lepiej aby nie poznali cię od razu-zasunął mi na głowie cieplny kaptur peleryny

-Masz rację-przyznałam ze zgrywającym uśmiechem-W innym wypadku Miraz mógłby się tak zlęknąć, że wygrał byś walkowerem-chłopcy na tą uwagę, równocześnie prychnęli że śmiechu pod nosem.

Jednak dobry humor szybko nam minął, gdy z dworu rozległ się głośny krzyk i wiwat Narnijczyków oczekujących swojego władcy. Wszyscy wymieniliśmy ze sobą znaczące spojrzenie i koniec końców jednym krokiem ruszyliśmy przed siebie.

Wszędzie rozlegał się głośny hałas. Każde z wojsk dopingowało swojego dowódcę, zapewniając o jego zwycięstwie. Mój wzrok jednak trwałe utknął w postaci siedzącego na tronie Miraza. Mężczyzna wyglądał słabo, wydawałoby się, że w przeciągu tych paru dni trwania oporu Narnijczyków, jego stan zdrowia znacznie się pogorszył.  Czarną czuprynę i brodę niespodziewanie gdzieniegdzie przysypały białe włosy a jego sylwetka stała się lekko pochylona do przodu i zgarbiona. Tyran wpatrywał się w nas swoimi ciemnym, przeszywającym wzrokiem. Ciekawiło mnie co w tej chwili działo się w jego głowie. Może się bał? Może był pewny siebie, a może był przekonany o swojej porażce, bądź wygranej. Jego kamienna twarz nie zdradzała zbyt wiele.

Gdy doszliśmy na środek areny, Telmar poderwał się że swojego siedziska a Piotr wyciągnął zza pasa swój miecz. Uważnie rozejrzałam się po całym tłumie wrogów, gdy nagle w oczy rzuciła mi się grupka żołnierzy telmarskich, którzy z kuszami w dłoniach pędzili przed siebie skrajem lasu, o zgrozo w kierunku, w którym udała się Zuzanna i Łucją. Nie chcąc ryzykować ich bezpieczeństwa i życia, szturchnęłam w bok Kaspiana i dyskretnie wskazałam mu mężczyzn.

-Wysłali pogoń, chcą zatrzymać dziewczyny-wyjaśniłam-Musimy coś zrobić, nie wiem czy poradzą sobie same z nimi w walce-dodałam patrząc prosząco na księcia.

Siedemnastolatek od razu załapał to co chciałam mu przekazać i odwrócił się na pięcie w stronę Kopca. Wiedząc, że uda się za nimi i nie pozwoli siostrą zrobić żadnej krzywdy odetchnęłam z ulgą i wróciłam do tego co działo się na arenie.

Lioness |The Chronicles of Narnia|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz