Weekend zbliżał się wielkimi krokami, a wraz z nim, również koncert. A mnie wciąż czekała rozmowa z ojcem, bo ten przecież o niczym nie wie. A czasu było coraz mniej... do tego dochodziła jeszcze sprawa mojego telefonu, a raczej jego braku. Pomijając już całkiem moją chorobę, bo przecież do tego czasu muszę wyzdrowieć! Nie ma innej opcji. Tymczasem jednak leżałam sobie na kanapie w salonie, przykryta grubym kocem, tonąc w morzu chusteczek higienicznych, popijałam gorącą czekoladę i oglądałam jakiś film który leciał akurat w telewizji. A Luna jakby wspierając mnie w mojej chorobie, leżała w moich nogach, opierając głowę na moich łydkach . W pewnym momencie usłyszałam odgłos otwieranych drzwi, więc moja głowa od razu przekręciła się w stronę wejścia do salonu. Oczywiście Luna momentalnie zerwała się ze swojego miejsca i pobiegła przywitać swojego pana, którego zaraz zobaczyłam na progu. Posłałam mu szeroki uśmiech, a on podszedł do mnie, żeby cmoknąć mnie na przywitanie w czubek głowy.
- Jak się czujesz?
- Trochę lepiej, ale wciąż chcę umrzeć – mruknęłam zgodnie z prawdą, krzywiąc się przy tym, tak na potwierdzenie swoich słów. A potem znów dostałam napadu kaszlu.
- Jadłaś coś? - Zapytał a w jego głowie usłyszeć mogłam że naprawdę się martwi. Przytaknęłam głową na jego pytanie, a kiedy już mogłam wziąć oddech, wreszcie się odezwałam.
- Ash wpadł po południu i przywiózł mi rosół roboty jego mamy
- To miło z jego strony – odparł, co ja potwierdziłam skinieniem głowy i szerokim uśmiechem. Po chwili ojciec siedział na jednym z foteli, przeszywając mnie swoim wzrokiem.
- Dzwoniła twoja matka... – zaczął, a jego głos brzmiał naprawdę poważnie. Oho, no to nie będzie miło. Doskonale wiedziałam co się święci. – Skarżyła się że nie może się do ciebie dodzwonić. Martwi się dlaczego jej unikasz... – prychnęłam pod nosem na ostatnie słowa. Już ja widzę moją matkę jak się o mnie martwi, jasne! Najpewniej albo tato jak zwykle dodał coś od siebie, lub po prostu źle zinterpretował słowa matki.
- Nie unikam jej – zaczęłam, ale zacięłam się, nie bardzo wiedząc jak powiedzieć tacie, że po prostu rzuciłam swoim telefonem w drzewo.
- To dlaczego nie może się dodzwonić? – wtrącił, wykorzystując tę chwilę zawahania.
- Bo tak jakby rozwaliłam swój telefon... – burknęłam pod nosem, spuszczając wzrok na podłogę. Spodziewałam się że się zdenerwuje, bo bo kurcze! Jaką trzeba być idiotką, żeby rzucać swoim telefonem?
- Jak to rozwaliłaś? – jego głos był spokojny, więc zdecydowałam się na niego spojrzeć. Jego twarz nie wyrażała nic, poza lekkim zdziwieniem, a to mnie zachęciło do dalszych wyjaśnień.
- Po prostu... Telefon po bliskim spotkaniu z drzewem, nie miał szans pozostać w jednym kawałkiem.
- Chcesz mi powiedzieć że rzuciłaś swoim telefonem w drzewo? – chwila! Czy ja dobrze słyszę? Czy mój ojciec właśnie mnie wyśmiał? Ale... ale jak to? A gdzie wrzaski, pretensje i wyrzuty sumienia że nie szanuje swoich rzeczy i ciężko zarobionych przez matkę pieniędzy?
- Nie jesteś zły? – mruknęłam, patrząc na niego spod zmrużonych powiek.
- A dlaczego miałbym być? To ty zostałaś bez telefonu – zaśmiał się, po czym podniósł się z fotela i ruszył przed siebie, do kuchni. Po drodze oczywiście musiał cmoknąć mnie w czoło.
- Taaato! – jęknęłam z wyrzutem,no bo kurde! Co to za niegniewanie się? Powinien być na mnie zły, a nie tak bezczelnie mnie wyśmiewać!
- Słucham Cię słońce?

CZYTASZ
Damn! || 5 Seconds of Summer
Fanfiction" Never say goodbye So kiss me, kiss me, kiss me And tell me that I'll see you again Cause I don't know If I can let you go So kiss me, kiss me, kiss me I'm dying just to see you again Let's make tonight the best of our lives, yeah! Here's to teenag...